Jaguar e‑type Steve’a McQueena trafi na aukcję. Za autem kryje się nietypowa historia
Auta należące do znanych osobistości często osiągają znacznie wyższe ceny niż ich "zwykłe" odpowiedniki. Nie inaczej jest w przypadku tego jaguara e-type, którego przewidywana cena przekracza średnią nawet czterokrotnie. A obecny właściciel dostał samochód... w prezencie.
22.02.2022 | aktual.: 14.03.2023 13:14
Jaguar E-Type jest przez wielu określany mianem najpiękniejszego samochodu w historii motoryzacji. Brytyjskie dzieło faktycznie zachwyca swoim wyglądem, a w latach 60. ujmowało także osiągami. 3,8-litrowa rzędowa "szóstka" o mocy 269 KM rozpędzała jaguara aż do 241 km/h, a setka pojawiała się na zegarach już po niespełna 7 sekundach.
Teraz jeden z egzemplarzy zostanie wystawiony na aukcję Bonhams 13 maja, podczas historycznego Grand Prix w Monaco. Mowa o Series II z 4,2-litrowym silnikiem. E-Type, jako model, stosunkowo często pojawia się na podobnych aukcjach, ale ten konkretny egzemplarz jest wyjątkowy z dwóch powodów.
Pierwszym jest fakt, że jeździł nim sam Steve McQueen przy okazji kręcenia filmu "Le Mans" z 1971 r. Choć samochód nie występował w filmie, aktor poruszał się nim poza planem filmowym. Drugim powodem jest to, że samochód — mimo 52 lat na karku (wyjechał z fabryki w 1970 r.) — wciąż jest w doskonałym stanie i nigdy nie był remontowany. Nawet lakier wciąż jest oryginalny.
Jeszcze ciekawszy jest natomiast sposób, w jaki obecny właściciel auta, Fredy Zurbrügg, wszedł w jego posiadanie. W latach 60. Fredy był młodym kucharzem, którego Hubert Fröhlich, kierownik produkcji "W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości", zaangażował do pracy przy wspomnianej części przygód Jamesa Bonda.
Ponieważ Fröhlich był zadowolony z pracy Zurbrügga, zaprosił go także na plan filmu "Le Mans". Tam Fredy, przywożąc swoją własną kuchnię, należycie obsłużył liczącą kilkaset osób ekipę, w tym Steve’a McQueena, wymyślając dla niego nawet specjalne danie "Steve Steak". Chociaż aktor nie był zbyt towarzyski, z kucharzem miał dobre stosunki.
Na tyle dobre, że po zakończeniu zdjęć — w ramach wdzięczności — chciał mu przekazać jedno z aut ze swojej "osobistej floty". Zurbrügg mógł więc wybrać między porsche 911, mercedesem SL W113 i jaguarem e-type. Przyznacie, że McQueen miał gest.
Fredy skusił się na jaguara, który miał wówczas przejechane zaledwie 600 mil (ok. 960 km). E-Type jest w specyfikacji amerykańskiej, ponieważ McQueen zamierzał go potem zabrać do USA. Pojawił się jednak inny problem — kucharz nie miał prawa jazdy. 27-letni wówczas mężczyzna szybko nadrobił zaległości i na kołach wrócił do Szwajcarii prawie nowiutkim jaguarem. Według relacji celnikowi miał powiedzieć, że ma do zgłoszenia "jaguara i dwie skrzynki koniaku".
Po 52 latach i przejechaniu niespełna 46 tys. mil (ok. 73 tys. km), Fredy Zurbrügg stwierdził, że nadszedł czas, by jaguarem zajął się ktoś inny. Według szacunków samochód osiągnie podczas licytacji kwotę od 250 do 350 tys. euro (ok. 1,14-1,6 mln zł). To nawet cztery razy więcej, niż kosztowałby podobny egzemplarz, jednak pozbawiony interesującej historii. Czy taką kwotę osiągnie, okaże się za trzy miesiące.
Na koniec jedno pytanie. Które z proponowanych przez McQueena aut byście wzięli, gdyby dano wam wybór?