Rekordowe podatki dla mocnych aut we Francji. Niektóre modele mogą zniknąć z rynku

Francja od 2021 roku będzie nakładać na właścicieli mocnych samochodów wyjątkowo wysokie podatki, które w praktyce mogą unicestwić niektóre segmenty rynku. Zakup wielu modeli może okazać się ekonomicznie nieuzasadniony.

Chętni na Megane R.S. we Francji będą musieli doliczyć do ceny ponad 10 tys. euro.
Chętni na Megane R.S. we Francji będą musieli doliczyć do ceny ponad 10 tys. euro.
Źródło zdjęć: © fot. Marcin Łobodziński
Aleksander Ruciński

15.12.2020 | aktual.: 16.03.2023 15:15

Europejskie władze robią wszystko, by obrzydzić obywatelom jazdę samochodami z klasycznym, spalinowym napędem, których emisja spalin odbiega od sukcesywnie zaostrzanych norm. Na czele proekologicznej machiny stanęła właśnie Francja. Od 2021 roku właściciele mocniejszych samochodów będą narażeni na bardzo wysokie podatki. Mowa tu nie tylko o ekstremalnie sportowych maszynach, ale i np. uniwersalnych hot hatchach.

Płać i płacz

Nowe przepisy zakładają kwotę podatku w wysokości 50 euro dla aut o średniej emisji CO2 nieprzekraczającej 133 g/km. Pozostali zapłacą proporcjonalnie do nadwyżki, z górnym limitem na poziomie 29 070 euro. Co to oznacza w praktyce? Sprawdźmy na przykładzie popularnego, francuskiego kompaktu z mocnym silnikiem, jakim jest Renault Megane R.S.

Auto wycenione we Francji na 40 700 euro będzie objęte dodatkowym podatkiem w wysokości 10 488 euro. To niemal 1/4 ceny pojazdu, a wciąż mówimy o względnie tanim i prostym aucie, któremu daleko do ekskluzywnych modeli. Pójdźmy jednak dalej i weźmy na warsztat popularne Porsche 911 Carrera.

To typowo sportowy samochód ze średnią emisją CO2 na poziomie 233 g/km. Oznacza to, że kupując ten model, Francuzi będą musieli doliczyć do ceny kwotę 29 070 euro. Podobnie będzie w przypadku Audi RS4, Mercedesa-AMG E63 S i wielu innych, benzynowych modeli o sportowym zacięciu.

Niektórzy zdążyli się przygotować

Francuski system podatkowy nigdy nie był przyjazny mniej ekologicznym pojazdom. Pewnie dlatego już dziś nie znajdziemy tam wielu modeli, które bez problemu kupicie w Polsce czy Niemczech. Przykładem może być Hyundai i30N, Kia Stinger czy japoński duet Toyota GT86/Subaru BRZ.

Kia Stinger to jedno z aut, którego nie kupicie we Francji.
Kia Stinger to jedno z aut, którego nie kupicie we Francji.© fot. Michał Zieliński

Lokalni producenci zdają się od lat przygotowywać na najgorsze, sukcesywnie przebudowując swoją ofertę. Przykładem może być nawet wspomniane Megane R.S. którego ostatnia generacja powstała jakby bez przekonania. Z pewnością jest bardziej cywilizowana od poprzedników, choć - w świetle nadchodzących przepisów - nadal zbyt nieprzyjazna dla środowiska.

To samo można powiedzieć o Clio R.S., które w najnowszym wydaniu może nawet nie doczekać się kontynuacji. Francuscy producenci coraz mocniej stawiają na hybrydy, w szczególności plug-in. Jeśli mamy spodziewać się nowych, sportowych modeli znad Sekwany, to raczej wyłącznie w takim wydaniu.

Pomysł Francuzów może zmienić europejski rynek

Francja jest trzecim, po Niemczech i Wielkiej Brytanii, rynkiem motoryzacyjnym w Europie. Od tego, jak wygląda sytuacja w tych krajach, zależy kształt oferty producentów działających na Starym Kontynencie. Kwestie podatkowe już przyczyniły się do wycofania kilku modeli z Francji, a po zwiększeniu stawek spadki sprzedaży będą nieuniknione.

Może się okazać, że kolejne modele znikną z francuskiego rynku, a producenci uznają, że bez udziału trzeciego największego rynku w Europie nie warto opracowywać następcy. To dość pesymistyczna wizja, która - niestety - wydaje się bardzo realna.

Tym bardziej że tamtejsze prawo podatkowe nie uderza tak bardzo w producentów, co klientów. Wielu z nich może zrezygnować z danego modelu, jeśli decyzja zakupowa będzie wiązała się z zauważalnie większymi wydatkami.

Źródło artykułu:WP Autokult
ekologiaprawo i przepisybiznes
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (9)