Droższe auta przez emisję dwutlenku węgla. Pierwsze przykłady już widać

Podwyżki od 10 do 30 proc., ograniczenie produkcji, nacisk na elektryki i hybrydy plug-in oraz zanik segmentu najmniejszych pojazdów. Tak będzie wyglądały najbliższe lata w motoryzacji. Wszystko z racji unijnych limitów emisji dwutlenku węgla i kar za ich przekroczenie.

Limit 95 g/km jest trudny do spełnienia dla większości producentów. Niektórzy - jak Tesla - sprzedają "swoją" pulę innym firmom
Limit 95 g/km jest trudny do spełnienia dla większości producentów. Niektórzy - jak Tesla - sprzedają "swoją" pulę innym firmom
Źródło zdjęć: © PIOTR KAMIONKA/REPORTER
Mateusz Lubczański

29.12.2019 | aktual.: 22.03.2023 16:53

Przy okazji walki z globalnym ociepleniem mocny cios otrzyma europejska motoryzacja. Jeszcze w 2018 roku średnia emisja dwutlenku węgla wszystkich sprzedanych samochodów na Starym Kontynencie wyniosła ok. 120 g na każdy przejechany kilometr. Od 2020 roku 95 proc. aut ma emitować mniej niż 95 g dwutlenku węgla na kilometr. Już w 2021 każdy pojazd, który będzie rejestrowany, ma mieścić się w tym limicie. A jeśli nie – producent zapłaci karę od każdego sprzedanego egzemplarza.

Właściwie to producent przerzuci tę kwotę na klienta. Kary będą wynosić 95 euro za każdy przekroczony gram. Trudno się dziwić – jeśli ten jeden gram pomnożymy przez pół miliona samochodów pewnego koreańskiego producenta, nagle okaże się, że firma musi zapłacić prawie 50 mln euro kary rocznie.

Firmy stają więc na głowie, by zmniejszyć emisję dwutlenku węgla swoich aut. Najprostszym (o ile można użyć takiego słowa) sposobem jest wprowadzenie do oferty samochodów elektrycznych i hybrydowych. Dobrze widać to na przykładzie Škody, która ma w ofercie popularne Citigo tylko w wydaniu elektrycznym, a niedawno do listy dołączył hybrydowy Superb.

W tej walce nie pomagają klienci. "Elektryki" są dla nich ciągle za drogie, poza tym lubują się w dużych SUV-ach, które palą więcej niż klasyczny hatchback, czyli zwiększają emisję dwutlenku węgla. Nie bez znaczenia było też odwrócenie się od silników diesla, które paradoksalnie emitują znacznie mniej CO2 niż jednostki benzynowe.

Żeby sprawę jeszcze bardziej skomplikować, trzeba dodać, że limit 95 g nie dotyczy wszystkich. Fiat musi "dowieźć" 91,8 g, bowiem sprzedaje bardzo dużo lekkich aut, podczas gdy ciężkie Mercedesy muszą utrzymać średnią na poziomie 102,8 g/km. Problem jest jednak taki, że na małych autach marża jest niska, przez co nie opłaca się w nich "dopłacać do interesu" i walczyć o zmniejszenie emisji. Łatwiej po prostu usunąć je z rynku.

Pierwsze efekty już można dostrzec. Mazda poinformowała o podniesieniu cen od 2020 roku. Model 6, który można było kupić za 109 900 zł, od 1 stycznia wyceniony został na 123 900 zł. Sportowa MX-5, przez wielu uważana (w tym mnie) za auto dające najwięcej frajdy za kółkiem, kosztowała w najdroższej wersji 115 900 zł. Od nowego roku będzie to już 139 900 zł.

"Z początkiem stycznia wchodzą w życie nowe, zaostrzone normy emisji CO2, które istotnie wpłyną zarówno na konieczność wprowadzenia zmian technologicznych, jak i na zmianę pozycjonowania cenowego modeli dostępnych na rynku" – twierdzą przedstawiciele japońskiego producenta.

Źródło artykułu:WP Autokult
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (33)