Dopiero na 70. urodzinach samochodu sportowego zrozumiałem w czym tkwi fenomen Porsche
Jeździłem większością współczesnych modeli Porsche i już od pierwszego spotkania z 911 nie miałem wątpliwości, że słusznie zakochałem się w nim dawno temu. Jednak dopiero obecność na 70. urodzinach samochodu sportowego sprawiła, że zrozumiałem o co w tej marce tak naprawdę chodzi.
Po całym dniu spędzonym z Cayenne, Panamerą i 911 z otwartym nadwoziem w końcu docieramy na Silesia Ring – tor, na który z różnych stron zjeżdżają się samochody. Na autostradzie spotykamy coraz więcej aut jadących naszą trasą i tych, które dopiero docierają z Poznania. Gnamy całą watahą. 911 GT3 RS, Turbo z różnych pokoleń, są też maszyny z konstrukcją typu transaxle.
Wspólna jazda daje mnóstwo frajdy, szczególnie, jeśli jedzie się takimi samochodami. W końcu dochodzi do urwania chmury i za każdym z aut podnosi się pióropusz wodnego pyłu. Zwalniamy i dojeżdżamy na miejsce – na tor, po którym nie popędzimy, bo pogoda na to po prostu nie pozwala.
Impreza wygląda jak festiwal. Wszyscy śpią na ogromnym polu namiotowym przy torze. Wieczorem rusza impreza, którą zapoczątkował koncert Jamiroquai (tak, w Kamieniu Śląskim, przy torze, w otoczeniu całej masy porsche). Atmosfera jest jedyna w swoim rodzaju, bo chociaż wszyscy spotkali się tu przez samochody, nie ma tu grama korporacyjnej powagi i nadęcia. Tu wszystko działa inaczej.
By opowiedzieć wam o tym, jak wyglądało świętowanie 70. urodzin samochodu sportowego z Porsche, miałem już napisany zupełnie inny tekst. O tym, jak jechało mi się Panamerą. Jak jechało się mocarnym Cayenne i kapitalnie skonfigurowanym 911 Cabriolet z czarnym nadwoziem i czerwonym wnętrzem. Ale w pewnym momencie zorientowałem się, że tu wcale nie chodzi o samochody. To ludzie i różnorodność tego, co ich łączy sprawiła, że to było prawdziwe świętowanie. Samochód można kupić. Atmosfery, która była na tym wydarzeniu – nie.
Zobacz zdjęcia Porsche 911 Carrery S Cabriolet:
Nic nie podrobi też jedynego w swoim rodzaju budzika, który „włączył się” nazajutrz rano. Nie wiem, która była godzina, ale spanie w namiocie przy torze np. podczas 24 h Le Mans ma to do siebie, że dźwięk silników w końcu staje się homogeniczny i przestaje być rejestrowany przez słuch. Tu jednak była niczym niezmącona cisza, gęsto wypełniająca powietrze i kilka setek namiotów. Rozszarpał ją potężny, wolnossący bokser napędzający zieloną 911 GT3 RS. Z jednej strony – jeszcze bym pospał. Nie jestem szczególnie zadowolony z wczesnej pobudki. Z drugiej strony – takiemu budzikowi można wybaczyć wszystko.
W końcu się podnoszę, wychodzę z namiotów. Kolejni kierowcy powoli wypełzają na dwór. Kilkanaście metrów od namiotów stoją zaparkowane samochody wszystkich, którzy przyjechali świętować urodziny Porsche 356. Teraz widać je dobrze – jest jasno, nie pada. Auta są tylko lekko zroszone.
Wszyscy ludzie, którzy dzień wcześniej się razem bawili, grillowali, rozmawiali do późna – przyjechali skrajnie różnymi maszynami. Obok siebie stoją idealnie utrzymane 356C, potężne Cayenne Turbo, 968, kawałek dalej dwa egzemplarze 993 RWB, nowe 991 GT3, Cayman GT4 i 911 Carrera RS 2.7.
Dlaczego to wszystko jest tak ważne, może nawet ważniejsze od samych aut? W naturze człowieka leży potrzeba przynależności do grupy. Wsiadając za stery porsche, spełnia się nie tylko marzenie o posiadaniu maszyny. Spełnia się potrzebę przynależności do grupy, i to wyjątkowej, będącej niemal jak rodzina.
To piękno automobilizmu trwa nieprzerwanie od dekad. Samochody zawsze łączyły ludzi – bez względu na rodzaj i markę auta czy miejsce na świecie. Cieszę się, że mogłem zobaczyć i poczuć, w jak niesamowity sposób łączy Porsche.