Powstawały tam fiaty, teraz wyjadą chińskie auta. Obejdą podatki
Chińczycy nie zamierzają złożyć broni i znajdują sposób na ekspansję na rynku europejskim. Gdy grozi im widmo taryf celnych, postawili na wybudowanie fabryki na Węgrzech. Ale i Polska jest na dalekowschodnim celowniku.
16.03.2024 | aktual.: 16.03.2024 08:40
Chińczycy wzięli na celownik europejski rynek motoryzacyjny, a cena, jaką przychodzi zapłacić za produkty dalekowschodniej myśli technicznej, okazuje się bardzo przystępna. Brytyjska marka MG, choć będąca już w chińskim konglomeracie SAIC, jest w stanie zaoferować nieźle wyglądającego SUV-a za ok. 80 tys. zł.
Nic więc dziwnego, że europejscy producenci zaczęli bić na alarm, a Unia Europejska zastanawia się nad nałożeniem ceł, które ukróciłyby ekspansję na Starym Kontynencie. Ale gdy Unia się zastanawia, Chiny robią – w tym wypadku podejmują decyzję o budowie fabryki na Węgrzech, gdzie będą powstawać hybrydy i pojazdy elektryczne. A skoro powstaną w UE, nie będą obłożone (aż tak dużymi) podatkami.
Nowy rozdział
BYD (Build Your Dreams, czyli Zbuduj Swoje Marzenia) postawi zakład w węgierskim mieście Szeged w ciągu dwóch lat. Na północy tego kraju ma za to powstać fabryka baterii. Już od kilku lat BYD produkował autobusy. Michael Shu, dyrektor zarządzający europejską częścią przedsiębiorstwa stwierdził, że firma chce mieć co najmniej 10 proc. rynku pojazdów elektrycznych na Starym Kontynencie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Węgry mają już zakłady BMW, Mercedesa czy Suzuki. Nieoficjalnie mówi się, że kraj zyskuje w oczach inwestorów niskimi kosztami siły roboczej.
Nie tylko Wegry starają się coś na tym ugrać. Podczas gdy MG (a więc i SAIC) szukają miejsca dla europejskiej fabryki, chiński Leapmotor może wykorzystać włoski zakład w Mirafiori. Byłoby to możliwe dzięki współpracy z gigantem Stellantis. Mówiąc prościej: chińskie, tanie auta wyjeżdżałyby z fabryki, która dała nam takie auta jak Fiat 500, Uno czy Panda.
Nie jest tajemnicą, że Włosi chcą zwiększyć krajową produkcję samochodów. Nieoficjalnie trwają rozmowy z chińskim Chery, który to planuje wprowadzić do Europy takie obco brzmiące marki jak Omoda czy Jaecoo. Dyrektor europejskiej komórki, Jochen Tueting w rozmowie z agencją Reuters stwierdził, że sprzedaż będzie na tyle wysoka, że można brać pod uwagę budowę zakładu. Nieoficjalnie jest jeszcze szansa na przejęcie fabryki w Barcelonie po Nissanie. Cóż, znak czasów.
A co z Polską?
Co istotne, choć nie ma na razie informacji o budowie fabryki chińskich aut w Polsce, już wiadomo, że Omoda chce stworzyć w naszym kraju magazyn części, co pozwoliłoby na zbudowanie sieci serwisowej. Dokładna lokalizacja nie jest jeszcze znana.
Z kolei inny chiński gigant, właściciel Volvo i dostawca płyty podłogowej do polskiej Izery, Geely, ma jeszcze ciekawszy pomysł. Pod koniec 2023 roku pojawiły się informacje, że w (nieistniejącej) fabryce Izery w Jaworznie mogą powstać modele z Chin.
– Jest wola współpracy. Trwają rozmowy, jak dokładnie mogłoby to wyglądać. Muszę przyznać, że dla nas byłoby to bardzo korzystne rozwiązanie. Powszechnym problemem na rynku motoryzacyjnym jest to, że fabryki nie są wykorzystywane w 100 proc., tylko pracują na część swoich możliwości – powiedział w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" Piotr Zaremba, prezes ElectroMobility Poland.
Na razie jednak harmonogram prac przewiduje, że pierwsze egzemplarze Izery wyjadą z fabryki dopiero w 2026 roku. Do tego czasu chińskie auta nie będą już niecodziennym widokiem na polskich drogach.
Mateusz Lubczański, dziennikarz Autokult.pl