Berlińczycy chcą ograniczenia prędkości do 30 km/h. W Polsce jeździmy dwa razy szybciej

Powodem wypadku mogły być kłopoty zdrowotne kierowcy Porsche
Powodem wypadku mogły być kłopoty zdrowotne kierowcy Porsche
Źródło zdjęć: © PAP/DPA/FELIPE TRUEBA
Tomasz Budzik

09.09.2019 08:36, aktual.: 22.03.2023 18:08

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Po tragicznym wypadku, do jakiego doszło w Berlinie, mieszkańcy tego miasta zorganizowali marsz, podczas którego domagali się, by na terenie całej stolicy ograniczyć prędkość do 30 km/h. Tymczasem w Polsce zupełnie legalnie można jeździć w miastach dwukrotnie szybciej.

Tragiczny wypadek

Do zdarzenia, które w mieszkańcach Berlina wzbudziło takie rozgoryczenie, doszło w piątek 6 września. U zbiegu ulic Ackerstraße i Invalidenstraße, nieopodal centrum stolicy, 42-letni kierowca zjechał na lewy pas, a następnie wdarł się na chodnik, po którym szli piesi. Niestety, mężczyzna siedział za kierownicą Porsche Macana. To dysponujący sporą mocą SUV, a więc wysokie i dość ciężkie auto. W wyniku potrącenia zginęły cztery osoby – w tym trzyletnie dziecko. Pięć innych osób zostało rannych.

Sprawą oczywiście szybko zajęły się służby ratownicze i policja. Wypadek sprawił jednak, że u naszych zachodnich sąsiadów rozgorzała dyskusja na temat dopuszczalnej w miastach prędkości. Jak informuje "Deutsche Welle", podczas milczącej manifestacji, do której doszło w weekend, przedstawiciele organizacji zajmujących się tematyką bezpieczeństwa żądali rewizji przepisów. Akcentowano, że w centrum Berlina ruch samochodowy powinien być w ogóle zakazany, a na terenie całego miasta powinno obowiązywać ograniczenie do 30 km/h.

Jak podaje DW, w podobnym tonie wypowiadał się Stephan von Dassel, burmistrz dzielnicy Mitte. W swoim wpisie w mediach społecznościowych stwierdził, że "samochody przypominające czołgi" nie mają czego szukać w centrum miasta. Trzeba przyznać, że to radykalna opinia, ale nie pozbawiona podstaw.

Piesi bez szans

W krajach Unii Europejskiej piesi w 2018 r. stanowili średnio 21 proc. śmiertelnych ofiar wypadków drogowych. Jeśli jednak przyjrzymy się szczegółom, okaże się, że w zdarzeniach drogowych, do których dochodzi na terenie zabudowanym, piesi stanowią aż 40 proc. ofiar śmiertelnych. Dla porównania użytkownicy samochodów to 26 proc. ofiar, motocykli 14 proc., a rowerzystów 12 proc. Dlaczego tak się dzieje?

W policyjnym języku piesi należą do kategorii niechronionych uczestników ruchu. To bardzo trafne określenie, bo rzeczywiście w razie zderzenia nie obroni ich nadwozie pojazdu czy poduszka powietrzna. Są wystawieni na bezpośrednią konfrontację z ważącą 1,5 tony, rozpędzoną maszyną. Łatwo zgadnąć, że perspektywy pieszego malują się raczej w ciemnych barwach.

Jak wynika z analiz Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, przy prędkości 30 km/h potrącony ma 90 proc. szans na przeżycie. Potem następuje drastyczny wzrost zagrożenia. Jeśli samochód jedzie z prędkością 40 km/h, sześć na dziesięć potrąceń kończy się śmiercią pieszego. Przy 50 km/h pieszy ma zaledwie 20 proc. szans na ujście z życiem. Nic więc dziwnego, że rozgoryczeni berlińczycy żądają ograniczenia do właśnie 30 km/h. Zaskakujący może być jednak fakt, że Polacy mogą legalnie jeździć w miastach z dwukrotnie wyższą prędkością.

Na złamanie karku

Zgodnie z przepisami kodeksu drogowego od godziny 23 do 5 rano w terenie zabudowanym można poruszać się z prędkością 60 km/h. Tak liberalnych przepisów nie ma żaden europejski kraj. W rzeczywistości wielu zmotoryzowanych jeździ jeszcze szybciej, bo do limitu doliczają 10 km/h - bufor przewidziany dla fotoradarów, by nie karać kierowców z niewłaściwie działającym licznikiem.

W efekcie po ulicach miast kierowcy nie tyle jadą, a pędzą. Z badania przeprowadzonego na przełomie 2018 i 2019 r. na zlecenie KRBRD wynika, że w terenie zabudowanym 85 proc. kierowców przekracza limit prędkości na 100 m przed przejściem dla pieszych, a po zebrze zbyt szybko jedzie 40 proc. kierowców. Co znamienne, w porównaniu z badaniem przeprowadzonym w 2015 r. o 5 proc. zwiększyła się liczba kierowców łamiących ograniczenie prędkości na przejściach dla pieszych. Choć więc powinniśmy być coraz bardziej świadomi, jeździmy coraz szybciej.

Efekty są łatwe do przewidzenia. Odsetek pieszych wśród ofiar wypadków komunikacyjnych wynosi 28 proc. - to o 7 proc. więcej niż średnia dla Unii Europejskiej. Kierowcy nie zdają sobie sprawy z zagrożenia, które powodują, albo zupełnie się nim nie przejmują. Póki drastyczne łamanie ograniczeń prędkości w terenie zabudowanym będzie normą, każdy dzień niesie ze sobą ryzyko tragedii podobnej do tej, która zdarzyła się w Berlinie.

Źródło artykułu:WP Autokult