Efekt widać w salonach. Ceny stały się dla Polaków nieakceptowalne
Pierwsze 20 dni lutego dały nam niespodziewaną sytuację na rynku. W pierwszej dziesiątce najchętniej wybieranych marek, oprócz obowiązkowych Toyoty i Škody, pojawiły się trzy marki premium: BMW, Mercedes i Audi. Eksperci są zgodni: aut postrzeganych za "bogate" będzie na drogach coraz więcej.
27.02.2023 | aktual.: 27.02.2023 12:01
Jeszcze w styczniu pierwszą dziesiątkę zamykało Renault, lecz druga dekada lutego dała nam nie lada obraz: nie tylko na 10. miejscu znalazło się Volvo, ale tuż za nim uplasowała się aspirująca do segmentu premium Mazda oraz wysoko pozycjonowany – jakby nie patrzeć – Lexus. Za nimi dopiero widzimy marki dotychczas uważane za popularne: Nissana, Opla czy Citroëna. Sytuacja niemal bezprecedensowa, ale jak wskazują eksperci, nie jest to nic dziwnego.
– W ciągu ostatniego roku ceny zwiększyły się o ponad 10 proc. w przypadku całego rynku oraz o 6,6 proc. w przypadku marek premium, którego obecny udział w rynku kształtuje się na poziomie około 20 proc. Tempo wzrostu rejestracji pojazdów oferowanych przez marki premium wynosi po 20 dniach lutego ponad 26 proc., co niewątpliwie jest wynikiem imponującym – informuje Wojciech Drzewiecki z Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego SAMAR.
Rynek w porównaniu do stycznia 2022 roku wykazuje wzrost na poziomie niemal 21 proc., a w przypadku samochodów marek premium zmiana wyniosła +35,5 proc.
Zainteresowanie droższymi autami widać też nie tylko w salonach, ale i na platformach internetowych.
– Użytkownicy wybierają marki premium w naszej wyszukiwarce zdecydowanie częściej niż marki masowe – informuje Katarzyna Siwek z Carsmile.pl
Ekspertka rzuca więcej światła na rynek.
– Klienci, indywidulani lub przedsiębiorcy, szukają obecnie albo najtańszych aut, albo segmentu premium – informuje Siwek. Ci pierwsi nie mają łatwej sytuacji. – W segmencie aut masowych mamy zdecydowanie większy procentowy wzrost cen katalogowych niż w markach premium, m.in. z powodu obowiązkowego wyposażenia pojazdów w systemy bezpieczeństwa, co oznacza, że podwyżki w segmencie masowym są bardziej widoczne.
Efektem jest "wysychanie" rynku. tj. niski popyt na auta o wartości 100-250 tys. zł, których ceny stały się dla Polaków nieakceptowalne. Wystarczy spojrzeć na Volkswagena Golfa, model kompaktowy, za który zapłacimy nie mniej niż 115 tys. zł. Wyjątkiem są crossovery i SUV-y, na które utrzymuje się wysoki popyt.
Co ciekawe, kupno nowego auta nie jest ucieczką przed inflacją. O ile takie rozwiązanie działało przez ostatni rok-półtora, teraz nie ma już na to szans.
– Coraz częściej widać również powrót niektórych producentów do aktywności promocyjnej – stwierdza Drzewiecki. W takiej sytuacji (zbliżania się ceną aut masowych i premium), gdy klient ma do wyboru dwa modele i niewielką różnicę cenową, wybierze model prestiżowy.