Efekt widać w salonach. Ceny stały się dla Polaków nieakceptowalne
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Pierwsze 20 dni lutego dały nam niespodziewaną sytuację na rynku. W pierwszej dziesiątce najchętniej wybieranych marek, oprócz obowiązkowych Toyoty i Škody, pojawiły się trzy marki premium: BMW, Mercedes i Audi. Eksperci są zgodni: aut postrzeganych za "bogate" będzie na drogach coraz więcej.
Jeszcze w styczniu pierwszą dziesiątkę zamykało Renault, lecz druga dekada lutego dała nam nie lada obraz: nie tylko na 10. miejscu znalazło się Volvo, ale tuż za nim uplasowała się aspirująca do segmentu premium Mazda oraz wysoko pozycjonowany – jakby nie patrzeć – Lexus. Za nimi dopiero widzimy marki dotychczas uważane za popularne: Nissana, Opla czy Citroëna. Sytuacja niemal bezprecedensowa, ale jak wskazują eksperci, nie jest to nic dziwnego.
– W ciągu ostatniego roku ceny zwiększyły się o ponad 10 proc. w przypadku całego rynku oraz o 6,6 proc. w przypadku marek premium, którego obecny udział w rynku kształtuje się na poziomie około 20 proc. Tempo wzrostu rejestracji pojazdów oferowanych przez marki premium wynosi po 20 dniach lutego ponad 26 proc., co niewątpliwie jest wynikiem imponującym – informuje Wojciech Drzewiecki z Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego SAMAR.
Rynek w porównaniu do stycznia 2022 roku wykazuje wzrost na poziomie niemal 21 proc., a w przypadku samochodów marek premium zmiana wyniosła +35,5 proc.
Zainteresowanie droższymi autami widać też nie tylko w salonach, ale i na platformach internetowych.
– Użytkownicy wybierają marki premium w naszej wyszukiwarce zdecydowanie częściej niż marki masowe – informuje Katarzyna Siwek z Carsmile.pl
Ekspertka rzuca więcej światła na rynek.
– Klienci, indywidulani lub przedsiębiorcy, szukają obecnie albo najtańszych aut, albo segmentu premium – informuje Siwek. Ci pierwsi nie mają łatwej sytuacji. – W segmencie aut masowych mamy zdecydowanie większy procentowy wzrost cen katalogowych niż w markach premium, m.in. z powodu obowiązkowego wyposażenia pojazdów w systemy bezpieczeństwa, co oznacza, że podwyżki w segmencie masowym są bardziej widoczne.
Efektem jest "wysychanie" rynku. tj. niski popyt na auta o wartości 100-250 tys. zł, których ceny stały się dla Polaków nieakceptowalne. Wystarczy spojrzeć na Volkswagena Golfa, model kompaktowy, za który zapłacimy nie mniej niż 115 tys. zł. Wyjątkiem są crossovery i SUV-y, na które utrzymuje się wysoki popyt.
Co ciekawe, kupno nowego auta nie jest ucieczką przed inflacją. O ile takie rozwiązanie działało przez ostatni rok-półtora, teraz nie ma już na to szans.
– Coraz częściej widać również powrót niektórych producentów do aktywności promocyjnej – stwierdza Drzewiecki. W takiej sytuacji (zbliżania się ceną aut masowych i premium), gdy klient ma do wyboru dwa modele i niewielką różnicę cenową, wybierze model prestiżowy.