Kierowca oszukał system. Nie wystraszył się kontrolki, wydał 20 zł
Od dziesięcioleci samochody są w stanie sygnalizować nam usterki w różny sposób. Może to być prosta kontrolka, powiadomienie dźwiękowe, a także obszerny komunikat na desce rozdzielczej. Bez względu na formę, kierowca zawsze powinien zainteresować się problemem, aby uniknąć komplikacji.
24.02.2024 | aktual.: 25.02.2024 14:44
Historia opisana poniżej jest przykładem, kiedy samochód stara się nas "przestraszyć" po to, abyśmy jak najszybciej udali się do serwisu, a tymczasem problem można rozwiązać w prosty i tani sposób.
W dobie wszechobecnych czujników samochód jest w stanie bardzo precyzyjnie określić, co mu dolega. Każdy na pewno widział komunikat o zbyt niskim ciśnieniu w oponach lub o kończącym się płynie do spryskiwaczy. Mam wrażenie, że czasem nie chodzi jednak o to, aby kierowca we własnym zakresie poradził sobie z problemem. Koncerny samochodowe na tym nie zarabiają.
Kiedy kierowca współczesnego samochodu zobaczy komunikat o poważnej usterce i konieczności odwiedzenia serwisu, najprawdopodobniej wezwie lawetę i czym prędzej umówi wizytę w ASO, aby zlikwidować problem. Może się to wiązać z kosztami, a przecież nie warto ryzykować poważniejszej awarii w najmniej odpowiednim momencie.
Kiedy pewnego dnia na ekranie samochodu pojawił się komunikat o usterce układu chłodzenia, byłem pełen czarnych myśli. Zanim zadzwoniłem do serwisu, postanowiłem jednak na własną rękę poszukać przyczyny problemu. Wizualna ocena połączeń przewodów układu chłodzenia nie dała podstaw do obaw. Nie było widocznych wycieków, przed pojawieniem się komunikatu samochód się nie przegrzewał, a wentylator chłodnicy pracował normalnie. Ostatnim elementem układanki był poziom płynu chłodzącego.
Po sprawdzeniu okazało się, że jest go mało i to właśnie stanowi prawdopodobną przyczynę budzącego niepokój komunikatu na desce rozdzielczej. Po szybkiej lekturze instrukcji obsługi nabrałem podejrzeń, że nie mogę użyć nieoryginalnego płynu, ale dla pewności zadzwoniłem do serwisu.
Dowiedziałem się, że mogę użyć dowolnego płynu, a jednym ważnym aspektem jest jego kolor. To musiało się zgadzać. Po uzupełnieniu i uruchomieniu samochodu komunikat już się nie wyświetlał. Po pokonaniu kilkuset kilometrów nie było żadnego ubytku cieczy chłodzącej, a jej temperatura była w normie. Rozwiązanie problemu zajęło mi kwadrans i kosztowało 20 złotych.
Gdybym posłuchał samochodu i odwiedził autoryzowany serwis, mógłbym zostawić tam kwotę znacznie wyższą, nie mówiąc już o tym, że termin wizyty mógłby wypaść dopiero za kilka dni. Samodzielne rozwiązanie problemu oraz obserwacja samochodu sprawiło, że mogłem kontynuować jazdę i poniosłem znacznie mniejsze koszty. Gdyby wyciek był poważny i poziom płynu gwałtownie się zmniejszał, nie byłoby wątpliwości, że trzeba szybko pojawić się warsztacie, niemniej jeśli samochód nie sygnalizuje problemu, a ilość płynu jest w normie, to uważam, że zgłoszenie tego tematu mechanikowi może poczekać do okresowego przeglądu.
Jestem daleki od teorii spiskowych, ale podejrzewam, że takie formułowanie komunikatów nie jest przypadkowe i ma sprawić, aby więcej osób w takich sytuacjach wybrało droższą opcję rozwiązania problemu.