Volkswagen California 6.1: sprawdzam, co można robić z kamperem po sezonie
Nie ma popularniejszego kampera od Volkswagena Californii, ale i on musi odpowiedzieć na bardzo ważne pytanie: co robić z takim samochodem przez pozostałe 340 dni w roku, kiedy akurat nie jesteśmy na wakacjach w ciepłych krajach? Odświeżona wersja tego modelu przekonuje, że korzyści jest wiele.
Volkswagen California 6.1 (2020) - pierwsza jazda, test, opinia
Patrząc na wyniki sprzedaży Californii można dojść do wniosku, że Polacy przekonali się do kamperów. Gdy w 2004 roku Volkswagen zaczął budować swój własny model pod tą nazwą (przez poprzednie cztery dekady kampery dla tej marki przygotowywała zewnętrzna firma Westfalia), z fabryki w Hanowerze wyjechało około 2100 aut. Podczas gdy jeszcze w 2016 roku w Polsce był to model niszowy, z rejestracjami na poziomie 60 egzemplarzy rocznie, tylko przez pierwsze dziewięć miesięcy tego roku zarejestrowano u nas już ponad 300 Californii. W ciągu kilku lat Polska stała się jednym z czołowych odbiorców kampera Volkswagena w Europie.
Przyznam, że sam nie mam nic przeciwko kamperom, ale nie jestem typem kamperowca. Choć kilkudniowy wyjazd autem tego typu uważam za fajną przygodę, to jednak mam problem z tym, że taki obarczony wieloma kompromisami pobyt w biwakowych warunkach kosztuje tyle, co pobyt w dobrym hotelu. Ekonomiczniej od drogiego wynajmu raz w roku wychodzi zakup takiego auta i wykorzystywanie go przy każdej możliwej okazji, ale ile ich naprawdę jest? No i czy da się z takim samochodem żyć przez pozostałą część roku? By się o tym przekonać, wybrałem się odświeżoną wersją Californii o nazwie 6.1 po malowniczej Nowej Szkocji.
Inteligentny dom na kołach
Podanie lokalizacji jest o tyle ważne, że na początku października w Kanadzie – nawet jej południowowschodnim zakątku położonym nad Atlantykiem – potrafi być naprawdę zimno. Gdy w słoneczny dzień temperatura ledwo sięgała dwucyfrowych wartości, w nocy kanadyjskie trawy pól kempingowych (pokryte zaskakująco znajomymi, na wskroś polskimi mleczami i rumiankami) skuwał już mróz. Choć Nowa Szkocja to rzeczywiście piękna część Kanady o ciekawej architekturze obrazującej brytyjskie, francuskie i niemieckie korzenie tutejszych mieszkańców, a wyławiane tu masowo homary kosztują w restauracji tyle co kurczak, to jesienią nie jest to idealne miejsce dla kamperów.
Wybór był o tyle nieprzypadkowy, że California ma być kamperem, który żadnego wyzwania się nie boi. W przypadku tego auta szczególnie dobrze widać talent Niemców do tworzenia samochodów może nie najbardziej porywających swoim stylem, ale maniakalnie wręcz dopracowanych. Kamper Volkswagena to taki odpowiednik Porsche 911 czy Golfa w swoim segmencie. Szybko dochodzi się do wniosku, że jest to projekt bardzo przemyślany, i stworzony przez osoby, które spędziły w kamperach dużą część swojego życia.
Przez ostatnie pół wieku twórcy mieli dość czasu na dopracowanie swojego kampera, ale California 6.1 dowodzi, że nadal wiele można było poprawić. Nazwa mogłaby sugerować, że to tylko niewielka aktualizacja produkowanej od ledwo dwóch lat Californii 6. W rzeczywistości wprowadzone zmiany robią dużą różnicę – na tyle, że mogą nawet przekonać do awansu właścicieli schodzącej generacji.
Nie chodzi bynajmniej o zmiany z zewnątrz. Rodzina dostawczych modeli Volkswagena została przeprojektowana w taki sposób, że wiele osób uzna poprzednika za wyglądającego nowocześniej i milej dla oka. Co innego w kabinie. California 6.1 bazuje na nowym Transporterze, którym jeździł już Michał Zieliński. Kamper przejął jego deskę rozdzielczą z praktycznymi udogodnieniami i nowoczesnymi gadżetami. Tak jak przystało na porządny wóz dostawczy, jest tu dobra, górująca nad innymi użytkownikami drogi pozycja za kierownicą oraz masa schowków, uchwytów i półek, których powinni zazdrościć wszyscy kierowcy zwykłych aut osobowych.
Teraz jednak dostawczym Volkswagenom nie brakuje niczego także na polu nowinek technicznych. Za kierownicą z nowego Passata kierowca znajdzie dwa spore wyświetlacze (jeden centralny, drugi w miejscu zegarów – po dopłacie, naturalnie) z najnowszą generacją multimediów marki. Obsługują między innymi CarPlay w wersji bezprzewodowej, pokładowe wifi i cyfrowe radio DAB+.
Na pokładzie znajduje się także wiele systemów asystujących w prowadzeniu. Te aktywnie wpływające na ruchy kierownicą, jak Lane Assist, zmusiły inżynierów Volkswagena do przejścia na wspomaganie elektromechaniczne. Wiele osób wskazało to na jedną z najważniejszych zmian w stosunku do poprzednika, ale z pozycji kierowcy Californii nie ma to tak naprawdę większego znaczenia. Współczesny "Bulli" nie jest w końcu samochodem, w którym komukolwiek obudzi się żyłka kierowcy wyścigowego. Tu nawet nie rodzi się ochota na szybszą jazdę, gdy jest świadomość, że mogłaby ona doprowadzić do potłuczenia talerzy w szafce za plecami albo jajek w lodówce…
Ogólnie niemniej prowadzenie sprawia wrażenie dużo podobniejsze do zwykłego samochodu, niż można się spodziewać. Są tu nawet cztery tryby jazdy włącznie ze sportowym, ale nie wpływają one jazdę w taki sposób, by nagle to było inne auto. Na krętych drogach w górzystej części Nowej Szkocji w każdym z nich model ten zachowywał się tak samo, czyli bardzo poprawnie. Na tle zbudowanej na mierzącym ponad trzy metry wysokości Crafterze większej Grand Californii, jeździ się nią więc zupełnie jak zwykłym samochodem. Zmieści się na wszystkich parkingach tak wzwyż, jak i wzdłuż (ma tuż poniżej 2 metrów wysokości i 5 metrów długości).
Zużycie paliwa także jest bliskie zwykłej osobówce. W Kanadzie jeździ się dużo wolniej i ostrożniej niż w Polsce, więc moje dzienne szlaki przejeżdżałem z prędkościami rzędu 70-100 km/h. Przy takiej jeździe zużycie paliwa ustatkowało się na poziomie 7,7 l/100 km. Nie jestem przekonany, czy jest tu nawet potrzebny topowy wariant silnika 2.0 TDI o mocy 199 KM, czy nie wystarczyłoby coś słabszego. Wiem natomiast, że w takim aucie bardzo przydaje się napęd na cztery koła. Podczas zaledwie kilkudniowego pobytu na różnych polach kempingowych, na których występują zbocza pokryte mokrą trawą i sypkim żwirem były sytuacje, w których wraz z autem poważnie się namęczyliśmy.
Życie w Californii
Po odsunięciu bocznych drzwi z Californii oczom ukazuje się dwuosobowa kanapa, którą prostym ruchem można przesunąć i rozłożyć, by w ten sposób uzyskać (całkiem duże) łóżko. Drugie znajduje się pod rozkładanym namiotem. Nawet jeśli nie zamierza się z niego korzystać, to i tak warto go rozłożyć, by zapewnić sobie przyjemną cyrkulację. W jesienne noce potrafi wtedy być już w środku naprawdę zimno, ale California posiada wydajne ogrzewanie postojowe podłączone do dużego akumulatora. Po jednej nocy, w której nie szczędziłem sobie ciepła, zużyłem około 20% naładowania. Oznacza to, że teoretycznie dodatkowe akumulatory wystarczą nawet na pięciodniowy wyjazd bez konieczności ponownego uzupełniania energii.
Na pokładzie prezentowanej na zdjęciach, droższej Californii Ocean znajduje się także kuchenka gazowa, zlew i lodówka. Niby są to symboliczne rozwiązania, ale w pełni wystarczą w biwakowych realiach. Co ciekawe, druga z wersji Californii, czyli tańsza Beach, do tej pory miała więcej miejsc siedzących, które zamontowano kosztem wyposażenia kuchni. W tej generacji Volkswagen zaprezentował jednak bardzo ciekawy patent polegający na płaskim panelu kuchennym, który wsuwa się w boczną ścianę kabiny.
Takich zadziwiająco przydatnych patentów jest tutaj więcej. Wszystkie zebrano na nowym menu umieszczonym nad lusterkiem wstecznym. Z jego poziomu, bez zsiadania z miejsca kierowcy, można między innymi włączyć lodówkę, sprawdzić poziom pochylenia samochodu (warto, by kolejnego ranka jajecznica nie zjeżdżała w jeden kąt patelni) czy też zsunąć dach. Kolejny przykład na to, jak w Californii wszystko dobrze działa... choć nie do końca. Do uruchomienia wielu z tych funkcji trzeba włożyć kluczyk do stacyjki, co potrafi być uciążliwe. Dobrze chociaż, że dzięki funkcji określonej jako "Camping Mode" można sobie ustawić, by w takich momentach nie włączały się zewnętrzne światła, które pobudziłyby sąsiadów na polu kempingowym.
W ogólnym rozrachunku California 6.1 zasługuje niemniej na słowa uznania. Konkurencją w tej chwili nie są dla niej analogiczne modele oferowane przez Forda czy Mercedesa. Jako alternatywę można rozpatrywać co najwyżej zaawansowane konstrukcje wyspecjalizowanych, zewnętrznych firm. Na największego rywala wyrasta jednak… Volkswagen Grand California. Ceny nowej Californii nie są jeszcze znane, ale cennik poprzednika potrafił przekroczyć pułap 300 tys. złotych. Grand California w Polsce zaczyna się tymczasem od ceny 267 992 zł. Jej kluczową przewagą jest obecność na pokładzie łazienki z toaletą i większej kabiny. Jak kamper zbudowany na dostawczym modelu Volkswagena sprawdza się w praktycznych warunkach? O tym opowiem już wkrótce przy okazji innej wyprawy.