Test: Volkswagen T‑Roc R - najbliżej klasycznego GTI, jak się da
Sportowy SUV – dla wielu oksymoron, ale dla tych bardziej świadomych – obietnica najbardziej praktycznych koni mechanicznych, jakie można sobie wyobrazić. Czy w takim razie Volkswagen T-Roc R jest zabójcą teoretycznie mniej sensownego Golfa R?
Volkswagen T-Roc R - test
Wbrew pozorom Golf R i T-Roc R to nie są to porównywalne rozmiarowo samochody. Zatem jeśli marzy ci się superszybki tatowóz w postaci Golfa Varianta R, to od razu uprzedzam – T-Roc to nie te przestrzenie. VAG od długiego czasu specjalizuje się w genialnym rozdzielaniu swoich niby-podobnych samochodów różnych marek tak, żeby nic nie było takie samo i nie stanowiło przypadkiem identycznej, tańszej alternatywy.
I tak T-Roc jest nieco mniejszy w środku, ale tam, gdzie praktyczność od wewnątrz jest słabsza od kompaktowego Golfa, lepiej wypada trochę podwyższone nadwozie. T-Roc to mały SUV, dzięki czemu, nawet w usportowionej wersji, nie boi się śpiących policjantów, krawężników (no, tutaj felgi jednak trochę się boją), nieutwardzonych dróg. I w tym miejscu dochodzimy do przewrotnego stwierdzenia: moim zdaniem T-Roc R jest lepszym GTI niż wiele współczesnych hot hatchy.
Tak nie można! Co pan mówi?
GTI, z których potem wyrosły hot hatche, z założenia miały być samochodami niekoniecznie krzykliwymi, ale w miarę łatwymi w użytkowaniu na co dzień i dającymi mnóstwo frajdy z jazdy. To, co wyrosło z nich teraz, to z jednej strony naturalny owoc ich ewolucji, ale jednocześnie karykatura, która zapomina, czym właściwie taki samochód powinien być. Gigantyczne moce, mocno obniżone zawieszenia, karbonowe spojlery, kubełkowe fotele i złote karty kredytowe, żeby za to wszystko zapłacić. To wszystko nie tak.
Uważam, że hardkorowe kompakty są świetne i bez wątpienia są genialnymi zabawkami, ale gdzieś po drodze totalnie wymarły te prawdziwe GTI, które były szybkie, ale jednocześnie były praktyczne. Nie trzeba było się zastanawiać, czy zjazd z tego krawężnika nie będzie nas kosztował kilka tysięcy złotych za urwanie karbonowego "splitera".
Gdzie te 300 KM i wydech Akrapovica? Wszystko chował tryb sportowy.
Po paru dniach w końcu miałem chwilę, żeby rzeczywiście nacieszyć się tym, że w nazwie obok T-Roc stoi tutaj literka R. Przełączenie samochodu w tryb sportowy okazało się podpaleniem lontu tego wcześniej nieodnalezionego dynamitu.
Dopiero teraz dostałem to, czego wcześniej nie potrzebowałem, a spodziewałem się, że gdzieś tu musi być schowane. Silnik i skrzynia stanęły na baczność, gotowe, żeby strzelać z wydechu i kopać w plecy.
Napęd T-Roca bardzo dobrze radzi sobie z rozdysponowaniem mocy na koła, chociaż jest jej tutaj pozornie nadmiar: 300 KM. Do tego maksymalny moment 400 Nm dostępny jest już od 2000 obr./min. Skrzynia, gdy nie pracuje już w trybie normal, wreszcie żwawo reaguje na ruchy prawej stopy. Redukuje szybko, a silnik równie szybko daje z siebie wszystko.
Co istotne, wszystko to odbywa się w agresywnym akompaniamencie układu wydechowego. Ten podobno jest wspomagany przez głośniki, ale, prawdę mówiąc, gdybym o tym wcześniej nie wiedział, raczej nie zwróciłbym na to uwagi. Tak długo, jak zadowala cię to, że ty słyszysz przyjemne brzmienie, jest to ok. Jeśli jednak marzysz o tym, żeby całe osiedle wiedziało, że wielce hardkorowy właściciel granatowego T-Roca już wrócił do domu po nocnej wycieczce na miasto, to może być trochę za mało.
Cały obraz T-Roca R jako doskonałego, praktycznego sportowca na co dzień, składa się w całość, jeśli dołożymy do tego wygodną, chociaż minimalnie za wysoką pozycję kierowcy i dobrze leżącą w rękach kierownicę. Sam układ kierowniczy jest dość bezpośredni, ale raczej w kategorii miękkich, nieco sztucznych aut współczesnych. Jeśli przesiądziecie się tutaj z czegokolwiek o sportowym charakterze, co ma więcej niż 10 lat, zrozumiecie, że po drodze zginęło coś nieuchwytnego, trudnego do opisania, czego nie załatwi się tylko większą sztywnością wspomagania.
Jedyny poważny zarzut, jaki mam do T-Roca, to jakość użytych w nim materiałów. To auto za około 200 tys. zł, więc na tym etapie oczekiwałbym mniej imitacji, piano blacków i twardych tworzyw. Wszystko jest ładnie narysowane, dobrze spasowane, ale trudno nie zauważyć dużej ilości plastików, które są w kabinie T-Roca wszędobylskie. Wersja R mogłaby dostać trochę więcej skóry i aluminium i już byłoby lżej wyłożyć reklamówkę forsy na ladę w salonie VW.
Jeśli nie przeszkadza ci nadmiar tworzyw sztucznych i kupisz T-Roca R, to w końcu też będzie ci przyjemnie. Tylko trochę później – po włączeniu trybu Race. 300-konny T-Roc daje mnóstwo frajdy, kiedy tylko chcesz, a przez resztę czasu jest praktycznym crossoverem. To jedna z moich ulubionych form kompromisu. Dopóki nie zwiększysz swoich potrzeb ponad rodzinę 2+1, ten mały SUV będzie wszystkim, czego możesz chcieć na co dzień.
- Bardzo dobre właściwości jezdne
- Mocny silnik z przyzwoitym dołem
- Szybka skrzynia, o ile pracuje w trybie sportowym
- Praktyczne nadwozie
- Bardzo dobre elektroniczne zegary i infotainment działający i wyglądający bez zarzutów
- Niezobowiązujący charakter w trybach niesportowych
- Precyzyjny, ale mało emocjonujący układ kierowniczy
- Poziom wykorzystanych materiałów niepasujący do auta za 200 tys. zł
Pojemność silnika: | 1984 cm³ | |
---|---|---|
Rodzaj paliwa: | Benzyna | |
Moc maksymalna: | 300 KM | |
Moment maksymalny: | 400 Nm przy 2000-5200 obr./min | |
Pojemność bagażnika: | 392 l | |
Skrzynia biegów: | automatyczna, 7-biegowa, DSG | |
Osiągi: | ||
Katalogowo: | Pomiar własny: | |
Przyspieszenie 0-100 km/h: | 4,9 s | - |
Prędkość maksymalna: | 250 km/h | |
Zużycie paliwa (mieszane): | 8,6 l/100 km | 9 l/100 km |