Test: Mitsubishi Colt z LPG – mistrz ekonomii

W ostatnich latach Mitsubishi zaniedbało swoją europejską ofertę. Wiekowe modele nie miały na tyle mocnych argumentów, by przekonywać do klientów. Wkrótce może się to zmienić – po pierwsze, właśnie w przedsprzedaży pojawił się duży (i naprawdę fajny) Outlander, a dodatkowo Japończycy zadbali o ofertę po drugiej stronie drabinki, pożyczając od Renault w ramach aliansu.

Nowy Colt to nic innego jak Clio z przeklejonymi znaczkami i nieco dziwaczną przez to tylną klapą. Tym niemniej, ruch Japończyków wydaje się doskonały – francuski hatchback to bowiem bardzo dobra i chętnie kupowana (tak w Polsce, jak i w całej Europie) propozycja w segmencie. Nie bez powodu auto zostało także wybrane Miejskim Samochodem Roku Wirtualnej Polski 2024.

W teorii Colt powinien się więc również dobrze sprzedawać, szczególnie że wielu klientów podświadomie kupuje "krajem". Niektórzy wolą po prostu wybrać ten sam samochód od japońskiego producenta (dzięki czemu w ich mniemaniu będzie mniej awaryjny), nawet jeśli pod spodem są tylko "obce" rozwiązania. Świetnym tego przykładem jest Toyota ProAce – w teorii to produkt Stellantisu z innym znaczkiem. W praktyce klienci wolą kupić Toyotę, niż np. Peugeota czy Citroëna.

Mitsubishi ma jednak tę przewagę, że oferuje słabszy, 66-konny silnik, co obniża próg wejścia do 72 tys. zł. Wartą większego zainteresowania odmianą jest jednak 1-litrowy silnik z turbo wyposażony w instalację LPG. Jeśli w wyborze auta kierujesz się przede wszystkim niskimi kosztami paliwa, Colt będzie strzałem w dziesiątkę.

Skupiając się tylko na wynikach zamieszczanych w danych technicznych, LPG jest lekarstwem na ograniczenie emisji CO2. W homologacji, w każdym zakresie prędkości, alternatywne paliwo emitowało o ok. 10-11 proc. mniej dwutlenku węgla na każde 100 km niż podczas próby na benzynie. Ale jak wiadomo, przepisy pod wieloma względami nie postrzegają upłynnionego gazu jako ekologicznego paliwa. Skupmy się zatem na jego ekonomicznym aspekcie, bo ten jest nie do obalenia.

Litrowy, 3-cylindrowy silnik z turbodoładowaniem od Renault już od lat może we francuskich modelach pracować na LPG i takie rozwiązanie całkiem dobrze się sprawdza. Co ciekawe, jednostka pracując na benzynie ma nominalnie 90 KM, podczas gdy według homologacji na LPG osiąga już 100 KM i 170 zamiast 160 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Możecie więc zawstydzić sąsiada i z czystym sumieniem przełączać podczas wyprzedzania na gaz, żeby przyspieszyć cały proces.

Faktyczne odczucia i różnice są jednak praktycznie nie do wyłapania. Litrowy silnik, niezależnie od paliwa, jest żwawy, zaskakująco elastyczny i nie przenosi przesadnie wibracji do środka, czego można by się spodziewać po 3-cylindrowej konstrukcji.

Maksymalny moment pojawia się już przy 2 tys. obr./min., z tym że nigdy nie będziecie wiedzieli, na jakich obrotach jedziecie. Klasycznego obrotomierza nie ma na cyfrowych zegarach i mimo trzech różnych widoków, nie ma możliwości jego przywołania. Jest tylko ledwo widoczny pasek, który został co prawda obdarzony przedziałką "eco", ale poskąpiono mu liczb.

Podobnie jak w Renault, tu także po przełączeniu na gaz mamy osobny komputer pokładowy dla alternatywnego paliwa. To świetne rozwiązanie, ponieważ od razu widzimy zarówno pozostały prognozowany zasięg, jak i spalanie gazu. To rzadko spotykane udogodnienie w autach z LPG. Przykładowo Ssangyong nie zadał sobie tyle trudu, by uzupełnić komputer o te przydatne informacje.

W teorii Colt, pracując na gazie, powinien zużywać ok. 15-20 proc. więcej niż podczas jazdy na benzynie. Tymczasem testy pokazały nieco większe różnice – praktycznie w każdych warunkach Mitsubishi zużywało ok. 30-35 proc. LPG więcej niż benzyny. Bardziej znaczące rozbieżności w wynikach zimą nie są zaskoczeniem, ale w tym przypadku różnice były dosyć spore. Mimo to koszt przejechania 100 km jest, jak na obecne czasy, śmiesznie niski.

Koszty jazdy tym autem wahają się między niespełna 19 a 31 zł za 100 km. Chociaż litrowy silnik już na benzynie jest oszczędny podczas miejskich podróży, jadąc na LPG, oszczędzamy 32 proc. pieniędzy na każde 100 km. Każda z prób przeprowadzana była po sobie – można więc przyjąć, że warunki były bardzo podobne. Kompletne wyniki zużycia obu paliw oraz związanych z tym kosztów przedstawia poniższa tabela.

Koszty obliczane na podstawie średnich cen paliw wg e-petrol z dnia 06.12.2024: benzyna 95 - 6,07 zł/l, LPG - 3,19 zł/l.

Ile musimy zapłacić, żeby długofalowo oszczędzić? Niestety w tym wypadku Mitsubishi wychodzi mniej korzystnie niż bliźniacze Clio. O ile Renault z LPG dostaniemy za 78,6 tys. zł, tak Colt jest blisko 11 tys. zł droższe i kosztuje 89 450 zł. Rozbieżność wynika z wersji wyposażenia – francuskiego hatchbacka dostaniemy w uboższej odmianie. Gdy zrównamy je wyposażeniowo, Renault będzie już tańsze tylko o 2 tys. zł.

Należy też zauważyć, że Mitsubishi liczy sobie więcej za dołożenie LPG. W roku modelowym 2025 nie dostaniemy już co prawda Colta z 90-konnym silnikiem bez gazu, ale w przypadku roku 2024, instalacja LPG wymaga dopłaty 2,66 tys. zł względem wersji benzynowej. Tymczasem u Renault obie odmiany dalej są w sprzedaży, a ta bardziej ekonomiczna jest droższa tylko o 1,4 tys. zł.

Czy warto dopłacić w przypadku Mitsubishi? Wybór samego auta jest kwestią gustu. W środku dostaniemy bowiem te same multimedia, te same (przyzwoite) fotele, niezłą pozycję za kierownicą i spory, bo aż 391-litrowy bagażnik, co w Renault. Różnica w cenie benzynowego i gazowego Colta zwróci się przy tym całkiem szybko. Zakładając średnie zużycie LPG na poziomie 8 l/100 km i benzyny na poziomie 6 l/100 km, inwestycja zwróci nam się już po ok. 24 tys. km. Dla dużo jeżdżącej osoby to rok użytkowania. Nietrudno więc wydać jednoznaczny werdykt: warto.