Tesla miała ukraść projekt swojej ciężarówki. Pozew już trafił do amerykańskiego sądu
Pozywanie jest dla Amerykanów tym, czym grillowanie w majówkę dla Polaków. W myśl tej zasady do sądu w USA wpłynęła sprawa, jakoby Tesla ukradła wygląd swojej ciężarówki. Komu? Amerykańskiej firmie o nazwie Nikola.
02.05.2018 | aktual.: 14.10.2022 14:41
Gdy pod koniec 2017 roku Tesla pokazała swoją ciężarówkę, wszystkim opadły szczęki. Niektórym z niedowierzania, innym ze względu na rzekomą specyfikację ciągnika, a jeszcze innym z powodu wyglądu samochodu. Do tej ostatniej grupy musieli zaliczać się projektanci firmy Nikola Motor Company, bowiem według nich Tesla Semi to kalka Nikola One. Swoją ciężarówkę pokazali ponad rok wcześniej, ale po kolei.
Tesli nikomu przedstawiać nie trzeba. Założona w 2003 roku firma specjalizuje się w promocji ekologicznych rozwiązań, a znana jest głównie ze swoich elektrycznych samochodów. Najpierw bazujący na Lotusie Elise Roadster, potem autorskie Modele S, X oraz 3 sprawiają, że nazwisko znanego wynalazcy i fizyka rozbrzmiewa głośno do dzisiaj.
Z kolei druga ze stron w sporze walczy o to, by imię znanego wynalazcy i fizyka nie zaginęło w naszej świadomości. Nikola Motor Company zostało założone w Utah w 2014 roku, a wspomniana ciężarówka to jeden z pierwszych pojazdów firmy, pokazanych obok dziwacznego buggy o nazwie Zero. Nas jednak interesuje projekt o nazwie One. Sześciokołowy ciągnik napędzany elektrycznym silnikiem o mocy 2000 KM i nietypowym wyglądzie.
Nie jest to bowiem zykła, amerykańska ciężarówka z dużą maską i głęboko wsuniętą kabiną. Nie ma też płaskiego frontu, który tak często widujemy na europejskich drogach. Zamiast tego całość przypomina nowoczesną, opływową kapsułę. Tak wyobrażaliśmy sobie ciężarówki przyszłości i pokazując pierwsze rendery, Nikola była przekonana, że dzięki nim wizja stanie się rzeczywistością.
Zaraz po prezentacji One firma rozpoczęła zbieranie zamówień. Finalna cena samochodu wynosi 350 tys. dolarów (1,25 mln zł), a by zarezerwować sobie jedną sztukę trzeba było złożyć depozyt w wysokości 1,5 tys. dolarów (5,4 tys. zł). Dzisiaj ten warunek nie jest już konieczny, a na początku kwietnia 2018 roku Nikola ogłosiła, że zwróci pieniądze wszystkim, którzy wpłacili zaliczkę na ciężarówkę. Chcieli tym samym odróżnić się od Tesli, wielokrotnie oskarżanej o zbieranie funduszy od swoich przyszłych klientów.
Walka z Teslą zaczęła się znacznie wcześniej, bo 7 listopada 2017 roku, kiedy to Nikola wysłała Kalifornijczykom list. Oglądając zapowiedzi ciężarówki Tesla Semi zauważyli sporo podobieństw między ich projektem a nadchodzącym modelem, więc chcieli wyjaśnić tę sprawę. Jak twierdzą przedstawiciele firmy z Utah, odpowiedź na wiadomość nie przyszła. Gdy Tesla oficjalne zaprezentowała Semi, byli przekonani, że wygląd auta został skopiowany.
W pozwie złożonym do sądu zwracają uwagę na takie detale jak pojedyncza wycieraczka, drzwi umieszczone na środku kabiny, czy aerodynamiczny kształt nadwozia. Łącznie uważają, że Kalifornijczycy naruszyli sześć ich patentów. Co więcej, zauważają, że Tesla wiedziała o ich projekcie jeszcze przed jego premierą – chcieli bowiem zatrudnić jednego z inżynierów Nikoli.
Nie jestem amerykańskim sądem, ale to wszystko brzmi nieco naciąganie. Tak, oba modele są podobne, tak jak podobne do siebie są smartfony (siema, Apple!). Nie oznacza to jednak, że są to podstawy do składania pozwów. Tym bardziej, że trudno w zasadzie wskazać powód, dla którego Nikola pozywa kalifornijską firmę. Ich pojazdy mają różne ceny, różne zasięgi, nawet korzystają z różnej technologii. Tesla Semi jeździ tylko dzięki prądowi, z kolei Nikola One używa silnika na CNG, by doładowywać baterie. Teoretycznie firma z Utah nie powinna też się martwić o sprzedaż. Chwaliła się, że w czasie gdy Tesla zebrała ponad 140 zamówień na Semi, oni dostali 7 tys. rezerwacji na One.
W czym więc leży problem? Jak twierdzi Nikola, konkurencyjny produkt spowoduje zamieszanie na rynku i rzekomo miał utrudnić im pozyskiwanie inwestorów. Szkody wyrządzone przez Teslę wyceniają na 2 mld dolarów (ok. 7,15 mld zł). Pozew już trafił do sądu w Arizonie i to od niego zależy, jak potoczą się dalsze losy tego sporu. Według Tesli nie ma żadnych podstaw, by w ogóle mówić o jakiejś dyspucie.