Sztandarowy pomysł PiS niewypałem. Prawnicy znaleźli lukę w przepisie
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Od 14 grudnia 2023 r. pijani kierowcy będą żegnali się ze swoimi samochodami. Przynajmniej w teorii, bowiem na przeszkodzie stoi...… małżeńska wspólnota majątkowa. – Dla państwa dużo wygodniej jest orzekać przepadek równowartości auta – stwierdza jeden z prawników.
W Słubicach kierowca mazdy staranował kilka samochodów, po czym skończył swoją podróż na barierkach. Miał 3,5 promila alkoholu we krwi. 68-latka z Sosnowca uderzyła w słup. We krwi miała 2,8 promila alkoholu. W końcu w Lwówku Śląskim mężczyzna "uczył się jeździć samochodem" mając 3,5 promila. To wybrane wiadomości tylko z kilku dni w tym miesiącu. Gdyby przepisy już działały, wszystkie te osoby straciłyby samochody.
Znowelizowane, wchodzące w życie 14 grudnia 2023 roku przepisy stwierdzają, że przepadek pojazdu ma być stosowany w przypadkach, gdy kierowca ma we krwi co najmniej 1,5 promila alkoholu lub jeśli spowoduje wypadek przy zawartości od 0,5 promila alkoholu. Stracić auto będzie też można w przypadku recydywy.
Dalej w nowelizacji można przeczytać:
Jeżeli orzeczenie przepadku pojazdu mechanicznego z uwagi na jego zbycie, utratę, zniszczenie lub znaczne uszkodzenie jest niemożliwe lub niecelowe, albo jeżeli pojazd w czasie popełnienia przestępstwa nie stanowił wyłącznej własności sprawcy, zamiast przepadku pojazdu mechanicznego orzeka się przepadek równowartości pojazdu.
I właśnie ten zapis może sprawić, że pijani dalej będą jeździć swoimi czterema kółkami.
– Pomimo że wspólność małżeńska to nie jest klasyczna współwłasność, to jak najbardziej podpada pod sytuację, w której pojazd "w czasie popełnienia przestępstwa nie stanowił wyłącznej własności sprawcy" – mówi radca prawny Paweł Tuzinek, prezes Stowarzyszenia Prawników Rynku Motoryzacyjnego. – Ustalenie, czy auto jest we wspólności, czy nie, spoczywa na sądzie i nie jest takie łatwe, ponieważ w dowodzie rejestracyjnym wpisywany jest tylko jeden właściciel – dodaje.
Gdy pojazd nie będzie wyłączną własnością pijanego kierowcy (oprócz wspólnoty majątkowej to np. leasing, wynajem czy prowadzenie auta pracodawcy), będzie on musiał zapłacić jego równowartość.
– Przepadek równowartości pojazdu stanowi w zasadzie dodatkową karę pieniężną zależną od tego, jakim samochodem porusza się sprawca. Kontrowersje wzbudza założenie przez ustawodawcę, że sprawca prowadzący droższy samochód rzeczywiście zasługuje na większą dolegliwość majątkową – informuje Maciej Krotoski, adwokat i partner zarządzający M. Krotoski Adwokaci i Radcy Prawni sp.k.
– Kara powinna być adekwatna do okoliczności rzeczywiście popełnionego przestępstwa, natomiast przyjęte rozwiązanie obarczone jest ryzykiem, że dolegliwość w postaci przepadku równowartości pojazdu może być nieproporcjonalnie wysoka bądź nieproporcjonalnie niska – dodaje Krotowski.
Przepadek pojazdu istnieje jednak w znacznej części prawodawstw Unii Europejskiej. Pozwalają na to Dania, Szwajcaria, Francja, Słowacja, Luksemburg, Belgia, Estonia, Finlandia, Słowenia i część landów niemieckich. Wydaje się, że doganiamy więc Zachód w kwestii walki z pijanymi kierowcami.
– Przepisy wskazują, że sąd powinien oprzeć się na wartości wynikającej z polisy ubezpieczeniowej, która może z różnych względów (np. wycena w styczniu i zdarzenie w grudniu lub brak polisy) nie odpowiadać równowartości pojazdu – kontynuuje Krotoski. – Z pewnością możemy się spodziewać, że obrońcy będą kwestionować wartość pojazdu dążąc do jej obniżenia, wskazując na szczególne cechy redukujące wartość pojazdu – twierdzi mój rozmówca.
– W tego rodzaju sytuacjach, sąd będzie uprawniony do zasięgnięcia opinii biegłego, który określi wartość konkretnego pojazdu uczestniczącego w zdarzeniach. Na podstawie naszego procesowego doświadczenia mogę tylko dodać, że tego rodzaju postępowania, przy odpowiedniej aktywności obrońcy, mogą sprawiać sądowi wiele trudności – podsumowuje Krotoski.
Pojawiają się też inne głosy.
– Zaryzykuję też tezę, że dla państwa dużo wygodniej jest orzekać przepadek równowartości auta, ponieważ mając na uwadze koszty obsługi całego systemu, czyli odebranie auta od skazanego, potem jego składowanie i następnie "upłynnienie", to może koniec końców okazać się, że kosztuje to więcej, niż wynoszą przychody z tych "skonfiskowanych" aut – mówi prezes Stowarzyszenia Prawników Rynku Motoryzacyjnego.
Mateusz Lubczański, dziennikarz Autokult.pl