Suzuki SV 650S 2007 - test motocykla używanego

Suzuki SV 650 to jeden z legendarnych modeli japońskiego producenta. Wybierają go zarówno doświadczeni kierowcy, jak i ci, którzy dopiero zaczynają przygodę z jednośladami. SV 650 to również mój wybór na ten sezon. W moim garażu zawitała wersja S (z owiewką) z 2007 roku. Przebieg podczas zakupu wynosił 19 042 km. Oto moje wrażenia z jazdy po 1,5 tys. km.

Suzuki SV 650S 2007 - test motocykla używanego
Źródło zdjęć: © fot. Mariusz Zmysłowski
Dominika D.

17.04.2014 | aktual.: 20.10.2022 22:15

Suzuki SV 650S 2007 - test

Traf jednak chciał, że stało się inaczej. Moje poszukiwania maszyny na ten sezon wyglądały tak, że na motocykle, które mi się podobały, zwyczajnie nie było mnie stać. Z kolei te, które mieściły się w moim budżecie, wcale nie wyglądały tak, jakby Niemiec trzymał je pod kocem. Były też takie maszyny, których nie mogłam w ogóle znaleźć. Konsensusem był wybór motocykla Suzuki SV 650S sprowadzonego z Francji. Ale nawet kiedy podpisywałam już umowę, nie byłam do końca pewna, czy to właściwy wybór. Jednak wszystkie wątpliwości rozwiały się wkrótce.

Obraz
© fot. Mariusz Zmysłowski

Od momentu zakupu dokonałam w Suzuki dwóch modyfikacji. Pierwszą był wykrój siedzenia u tapicera. Dzięki temu zabiegowi bezproblemowo opieram się stopami o podłoże, co znacznie ułatwia mi użytkowanie maszyny. Po pracy tapicera siedzenie straciło 4 cm wysokości. Drugim działaniem był montaż crashpadów wykonanych z ertalonu, bo jak mówią: przezorny zawsze ubezpieczony. A przynajmniej choć trochę ubezpieczony. Na zdjęciach ich nie zobaczycie, ponieważ zostały założone kilka dni temu.

Pierwsze wrażenia? Po tym jak wygodnie zasiadłam na motocyklu, rzucił mi się w oczy duży analogowy obrotomierz. Na jego dolnym krańcu znajduje się kontrolka systemu ABS. Tuż pod obrotomierzem umiejscowiono wyświetlacz cyfrowy, z którego można odczytać informacje o prędkości, temperaturze silnika, przebiegu i godzinie. Jak się jednak później okazało podczas jazdy, spory obrotomierz za bardzo przyciąga uwagę. W związku z tym wyświetlacz cyfrowy ginie i staje się tylko tłem, co nie zawsze jest dobre. Do tej pory łapię się na tym, że kiedy chcę sprawdzić prędkość, to najpierw patrzę na zegar analogowy. A stracona sekunda, kiedy nie obserwuje się drogi, czasami znaczy wiele.

Obraz
© fot. Mariusz Zmysłowski

Poza tym nie ma wskaźnika poziomu paliwa. Producent zamontował jedynie kontrolkę rezerwy. Nie uważam tego za karygodny błąd, jednak wiem, że wskaźnik poziomu paliwa skuteczniej nakłania do oszczędności (oczywiście wtedy, kiedy trzeba) i informuje kierowcę o konieczności tankowania, kiedy następna stacja znajduje się za kilkadziesiąt kilometrów.

Podobnie jak w przypadku motocykla Suzuki Inazuma położenie podnóżków kierowcy bywa irytujące. Podczas postojów plączą się między nogami i zaczepiają o zapięcia butów. W tej kwestii jednak sporo zależy chyba od warunków fizycznych kierowcy: im ktoś jest wyższy, tym większe ma pole do popisu, by uniknąć zaczepiania o podnóżki.

Pod siedzeniem pasażera znajduje się niewielki schowek. Pomieści on jedynie zestaw kluczy i małą butelkę napoju. Nie można jednak oczekiwać więcej, przynajmniej w tym typie motocykla. Co więcej, małe (i dosyć twarde) siedzenie pasażera sprawia, że podróżowanie z drugą osobą może być dla niej uciążliwe, zwłaszcza jeżeli ta osoba wybiera się w dłuższą trasę na motocyklu po raz pierwszy.

Obraz
© fot. Mariusz Zmysłowski

Przyszła w końcu pora na przekręcenie kluczyka w stacyjce, włączenie startera i uruchomienie motocykla. To, co usłyszałam, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Suzuki wydało z siebie miarowy pomruk, który zachęcał do przejażdżki. Sprzęgło, pierwszy bieg i... kolejne zaskoczenie. Motocykl gwałtownie reaguje nawet na najmniejszy ruch manetką, co na początku było bardzo uciążliwe podczas manewrów w ciasnych przestrzeniach. W miarę poznawania motocykla ta niedogodność szybko jednak odeszła w zapomnienie.

Dwucylindrowy silnik Suzuki SV 650S ma pojemność 645 ccm. Jest chłodzony cieczą i generuje 72 KM przy 9000 obr./min. Rzeczywiście, tę moc czuć od pierwszego biegu. Silnik jest bardzo elastyczny i charakteryzuje się zadowalającą dynamiką już od najniższych obrotów (2000 obr./min). Na przyspieszenie wpływ ma też masa motocykla - 189 kg ze wszystkimi płynami.

Obraz
© fot. Mariusz Zmysłowski

Często słyszy się, że kupujący Suzuki słyszą tylko stuki i puki. Ja na razie tego nie doświadczyłam. Jednostka napędowa współpracuje z sześciostopniową przekładnią, do której nie mam do tej pory żadnych zastrzeżeń. Biegi zmieniają się cicho i precyzyjnie. Ponadto motocykl prowadzi się bardzo stabilnie w całym zakresie prędkości. Zawieszenie świetnie pokonuje wszelkie nierówności (jak mówią: plomby z zębów nie wypadają). Czasami jednak przy mocniejszym hamowaniu wydaje się trochę za miękkie. Poza tym Suzuki zaskoczyło mnie nadzwyczajną lekkością manewrowania. Motocykl jest bardzo zwrotny, więc cofanie czy zawracanie to bułka z masłem.

Teraz słowo o hamulcach. Z przodu pracują dwie pływające tarcze o średnicy 290 mm z dwutłoczkowymi zaciskami hydraulicznymi, a z tyłu jest pojedyncza tarcza o średnicy 240 mm i dwutłoczkowy zacisk. Producent zamontował też system ABS, który podczas awaryjnego hamowania potrafi uratować z opresji. Świetnie sprawdził się również, kiedy ostatnio przejechałam 300 km w bardzo intensywnym deszczu.

Obraz
© fot. Mariusz Zmysłowski

Suzuki SV650S charakteryzuje się zadowalającym spalaniem. Zużycie paliwa wynosi średnio od 5 do 5,5 l/100 km. Pojemność zbiornika paliwa to 17 l. Na jednym tankowaniu można więc pokonać ok. 300 km (wartość ta zmienia się oczywiście w zależności od stylu jazdy).

Trasa czy miasto? Uważam, że SV radzi sobie dobrze w obydwu środowiskach, jednak w każdych warunkach pojawią się jakieś niedogodności. W dłuższej trasie sportowa pozycja (m.in. przez nisko położoną kierownicę) może nieco zmęczyć kręgosłup oraz nadgarstki. W mieście zaś przeszkadzać może wysoki moment obrotowy, którego nie ma jak wykorzystać w pełni w tym środowisku. To może przeszkadzać, ale nie musi, w zależności od preferencji.

Obraz
© fot. Mariusz Zmysłowski

Dobra wiadomość jest taka, że entuzjaści wypraw turystycznych mogą bezproblemowo doczepić tekstylne sakwy lub zamontować stelaż pod kufry. Na baku mieści się też tankbag. Jednak każdy, kto decyduje się na tankbag, musi liczyć się z tym, że wypełniony po brzegi zasłania on zegary. Niby oczywistość, ale często się o niej zapomina.

Po pierwszym kontakcie z Suzuki SV650S wiem na pewno, że nie jest to motocykl nijaki. Mogę jednak śmiało stwierdzić, że jest to jednoślad uniwersalny. Pewne rozwiązania są nietrafione, jednak nie zabierają one przyjemności z jazdy, której dostarcza ten model Suzuki. Kiedyś Krystyna Prońko śpiewała: "Jesteś lekiem na całe zło". Moim lekiem na całe zło jest Suzuki SV 650S.

Plusy:

Wysoka kultura pracy silnika

Obecność systemu ABS

Przyzwoite zużycie paliwa

Minusy:

Brak wskaźnika poziomu paliwa

Niski poziom ergonomii

Ogólna ocena motocykla: 7/10

Kaski dla działu motocyklowego Autokult.pl dostarcza firma Shoei, na zdjęciach model NXR Inception TC-1.

  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
[1/21]
Źródło artykułu:WP Autokult
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (17)