Sceny jak z filmu "60 sekund". Kradli drogie samochody, a sprzedawali je za "grosze"
Jak podaje agencja AP, szajki złodziei sportowych samochodów zostały rozpracowane po tym, jak jeden z nich napadł na pracownika poczty. W jego domu znaleziono skradzione auto, dzięki czemu policja jest bliska rozpracowania grupy przestępczej.
17.10.2022 | aktual.: 17.10.2022 13:25
Szajka kradła sportowe pojazdy marki Dodge, głównie z bardzo mocnymi silnikami Hellcat, nie na ulicy, lecz bezpośrednio u dealerów i na tzw. stokach, a nawet na placach montowni tych aut. Można więc powiedzieć, że kradli praktycznie nowe auta, jeszcze nie sprzedane pierwszym odbiorcom. Łupem złodziei padały głównie modele Charger, Challenger, Durango i Ram TRX o wartości od 50 do 100 tys. dolarów.
Do kradzieży dochodziło na różne sposoby. Po włamaniu się do salonu czy innego miejsca, gdzie pojazdy były przechowywane, szukano kluczyka lub sygnału z niego, żeby otworzyć i uruchomić auto. Potem wyjeżdżano i kierowano się głównie do portu, skąd je transportowano. Większość pojazdów została skradziona w rejonie Detroit i przewieziona do Cleveland.
Sceny jak z "60 sekund"
Akcje nierzadko przypominały sceny z filmu "60 sekund". Policja ustaliła, że zdarzało się iż Ram TRX przebijał się przez szybę salonu albo bramę, a inne skradzione auta wyjeżdżały za nim. Samochodami o mocy ponad 700 KM jechano tak szybko - policja twierdzi że ponad 200 km/h - że radiowozy pościgowe ich nie doganiały.
Sprzedawali je za grosze
Co bardzo interesujące, auta kradziono i sprzedawano "za grosze". Za pojazdy warte kilkadziesiąt tysięcy dolarów złodzieje dostawali po 3,5 do 5 tys. dolarów. Kiedy mieli już pieniądze, kradli kolejne. Nie wiadomo, co jest powodem tak niskich cen, ale koszty dla producenta, dealera czy firmy ubezpieczeniowej są ogromne. Nawet odzyskane pojazdy nie zostaną już sprzedane za cenę rynkową.