Rowerzysta nie musi korzystać z drogi dla rowerów? Kontrowersyjny wyrok sądu
Wydawać by się mogło, że przepis zobowiązujący rowerzystę do korzystania z drogi dla rowerów jest zrozumiały. Ale nie dla bydgoskiego sądu, który uznał, że rowerem można jeździć zupełnie dowolnie. Jeszcze bardziej zaskakująca była argumentacja biegłego.
23.06.2022 | aktual.: 13.03.2023 16:52
Chodzi o sprawę wypadku z udziałem rowerzysty potrąconego przez kierującego samochodem. Kierowca auta został skazany na rok pozbawienia wolności, ale argumentował przyczynienie się do wypadku samego rowerzysty tym, że doszło do niego na jezdni, kiedy obok niej była droga dla rowerów, z której rowerzysta nie skorzystał.
W wyroku Sąd Okręgowy w Bydgoszczy stwierdził, że owszem była tam droga dla rowerów, ale po drugiej stronie jezdni, więc dla ruchu w przeciwnym kierunku. Argumentacja sędziego wynikała z braku wiedzy na temat drogi rowerowej i rozróżnienia jej od pasa dla rowerów, który faktycznie jest jednokierunkowy. Tymczasem droga odrębna od jezdni niezależnie od położenia względem niej jest co do zasady dwukierunkowa.
Kiedy sprawa trafiła do sądu odwoławczego, oddalenie argumentacji oskarżonego było jeszcze bardziej kuriozalne. Otóż jak stwierdził sędzia: "żaden przepis nie zakazywał poruszania się rowerem po drodze publicznej a konkretnie tej, na której doszło do zdarzenia; nie było na tej drodze znaku zakazu ruchu rowerów".
Jak to się ma do art. 33. 1 prawa o ruchu drogowym? Można tu jedynie stwierdzić, że coś w sądzie poszło nie tak. Jego brzmienie to:
"Kierujący rowerem lub hulajnogą elektryczną jest obowiązany korzystać z drogi dla rowerów lub pasa ruchu dla rowerów, jeżeli są one wyznaczone dla kierunku, w którym się porusza lub zamierza skręcić. Kierujący rowerem lub hulajnogą elektryczną, korzystając z drogi dla rowerów i pieszych, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustępować pierwszeństwa pieszemu”.
Gdyby argumentację sędziego uznać za słuszną, raz na zawsze rozwiązałoby to kwestię np. zakazu wjazdu do lasu. Zgodnie z nią, tylko znak zakazu wjazdu lub ruchu dałby kierowcom jasny sygnał, że nie można do lasu wjechać. Tymczasem zakaz ten po prostu wynika z ustawy, tak jak i obowiązek jazdy rowerem po drodze dla rowerów, jeśli takowa istnieje.
Moim zdaniem jeszcze ciekawszym argumentem posłużył się biegły, który stwierdził, że: "…nie jest znane miejsce, w którym momencie i gdzie na drogę wyjechał rowerzysta, bo są tam drogi boczne i być może wyjechał poza skrzyżowaniem, tym bardziej mógł nie wiedzieć, że istnieje droga rowerowa…".
To tak, jakby kierowca wyjeżdżając z podwórka w miejscowości mógł przekroczyć dopuszczalną prędkość w obszarze zabudowanym, bo "mógł nie wiedzieć", że to obszar zabudowany. Tu również można posłużyć się analogią do lasu.
Drogi i lasy w Polsce nie zawsze są opisane i kierujący może nie wiedzieć (z reguły nie wie) czy wjeżdża do lasu czy tylko do obszaru, w którym rosną drzewa (tzw. samosiejki). Co więcej, nie może wiedzieć bez sprawdzenia u zarządcy drogi, czy jedzie drogą publiczną czy też leśną. O ile jednak w przypadku lasu samo sprawdzenie wymaga wiele zachodu, o tyle w przypadku rowerzysty tylko rozejrzenia się.