Renault również zamieszane w aferę spalinową?
Zielona organizacja Deutsche Umwelthilfe (DUH) oskarża kolejnego producenta o fałszowanie wyników badań norm emisji spalin i ponownie pokazuje, że nie rozumie problemu.
25.11.2015 | aktual.: 02.10.2022 09:04
Organizacja proekologiczna Deutsche Umwelthilfe niedługo po tym jak na jaw wyszły przekręty związane z badaniem emisji spalin w samochodach grupy VW AG wzięła publicznie na celownik Daimlera. Niemiecki koncern szybko zaprzeczył tym informacjom i podkreślił, że sam bierze aktywny udział w pracach, mających na celu zbliżenie badań emisji spalin do praktycznych warunków drogowych. Jednocześnie Daimler poinformował wtedy, że rozważa możliwość podjęcia działań prawnych wobec DUH.
Teraz Deutsche Umwelthilfe zaczęło machać szabelką w stronę francuskiego koncernu. Przedstawiciele organizacji ekologicznej twierdzą, że 1,6-litrowy diesel w Renault Espace przekracza 25-krotnie emisję tlenków azotu dopuszczoną przez normy unijne. Jakich oszustw dopuścili się Francuzi?
Sęk w tym, że żadnych, co z resztą potwierdza oficjalne oświadczenie. Renault poinformowało, że testy przeprowadzone dla Deutsche Umwelthilfe nie są zgodne z normami określonymi przez przepisy stosowane w Europie dla danych badań. Francuski koncern podkreślił przy tym, że Espace z 1,6-litrowym dieslem spełnia wszelkie normy, co potwierdziły niezależne badania przeprowadzone przez ADAC.
Zatem o co cała afera? Zieloni odkryli Amerykę, bo doszli do wniosku, że wyniki badań przeprowadzonych w normalnych warunkach różnią się od tych laboratoryjnych. Podkreślają oni, że producenci stosują sztuczki, które pomagają im w spełnieniu norm, w tym zmiana ciśnienia w oponach, sztuczna redukcja masy pojazdu i stosowanie ogumienia o niższych oporach toczenia. Według Deutsche Umwelthilfe należy zaostrzyć przepisy i założyć więcej kagańców na producentów samochodów.
Przypomina to trochę wspinanie się ekologów z transparentami na chłodnię kominową zamiast na właściwy, kopcący komin. Wiedzą, że gdzieś dymi, ale nie bardzo wiedzą co dalej z tym faktem zrobić, więc krzyczą, żeby chociaż na chwilę zwrócić uwagę. Zacznijmy od samego twierdzenia, że Renault nie spełnia norm emisji spalin - prawdopodobnie w praktyce owszem, jest dalekie od poziomu narzucanego przez regulacje unijne. Jednak przepisy jasno wskazują jakie są procedury badań i tak długo jak czegokolwiek nie zakazują, jest to dozwolone. Zatem producenci korzystają po prostu z okienek w przepisach - naginają zasady i nie będzie w tym nic nieprawidłowego póki pozwalają na to normy opisujące badania. To inne działania niż te, których dopuścił się Volkswagen. To, że w praktyce samochody zużywają więcej paliwa i emitują więcej CO2 do atmosfery nie jest tajemnicą, ale jeśli rozpatrujemy to jako oszustwo, to należy oskarżyć wszystkich producentów, a nie wytykać palcem pojedyncze firmy.
Będzie w tym trochę słuszności, jednak nie tędy droga. Winę ponoszą nie tylko koncerny, ale i samo zielone lobby, które doprowadziło do zbyt drastycznego zaostrzenia norm emisji spalin bez podjęcia wystarczającej współpracy z producentami samochodów. Skąd pewność, że nie była ona dostateczna? Na to wskazują wyniki badań Transport & Environment, z których wynika, że różnica między emisją teoretyczną a praktyczną w różnych autach wynosiła średnio 8%. W 2012 roku ta rozbieżność wzrosła do poziomu 31%, a dwa lata później średnia była równa 40%. To zmusza producentów do tuszowania niedoskonałości swoich produktów, bo normy zostały zaostrzone w tempie na tyle dużym, że nie nadążył za nim rozwój technologiczny.
Molochy takie jak Unia Europejska, które tworzą normy emisji spalin są jak rodzice ciągnący za sobą w coraz większym tempie dziecko w postaci koncernu. Malec przebiera nogami tak szybko jak może, ale i tak nie daje rady. Teraz kiedy te wszystkie dzieci mają już poobcierane kolana, a Volkswagen rozbił sobie głowę o chodnik, albo rodzice wezmą dzieci za ręce i podniosą do góry, żeby ulżyć w tym truchcie, albo będzie dochodzić do dalszego rozlewu krwi. Przepisy zostały zaostrzone za szybko i teraz trzeba ponieść tego konsekwencje. Producenci stają na głowie by produkować coraz bardziej ekologiczne samochody, ale bez wsparcia i przede wszystkim z rzucaniem kolejnych kłód pod nogi jeszcze długo będą zmuszeni prowadzić badania homologacyjne na kołach od rowerów, ze zdemontowaną klimatyzacją, lusterkami, fotelami i i wszystkimi szparami zaklejonymi taśmą klejącą.