Poseł chce, żebyśmy przechodzili na czerwonym świetle. Ministerstwo nie jest przekonane

Poseł chce, żebyśmy przechodzili na czerwonym świetle. Ministerstwo nie jest przekonane

Jest czerwone, ale nic nie jedzie. Za przejście dostaniesz 100 zł mandatu
Jest czerwone, ale nic nie jedzie. Za przejście dostaniesz 100 zł mandatu
Źródło zdjęć: © ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER
Michał Zieliński
06.11.2018 12:51, aktualizacja: 14.10.2022 15:01

Pusta droga, przejście dla pieszych i to nieszczęsne czerwone światło uniemożliwiające przekroczenie jezdni. Za złamanie przepisu grozi mandat w wysokości 100 zł. Poseł Paweł Szramka chce to zmienić, ale ministerstwo pomysł ocenia negatywnie.

Polskie przepisy dotyczące przechodzenia przez jezdnię są bardzo restrykcyjne. Należy używać do tego przejść dla pieszych, chyba że w promieniu 100 m takowego nie ma. Jeżeli trafimy na sygnalizację świetlną, trzeba bezwzględnie stosować się do tego, co mówi. Nawet jeśli jest korek i samochody ewidentnie się nie ruszają lub gdy na jezdni nie ma ruchu, przejść można tylko, gdy zapali się zielone światło.

Art. 92 Kodeksu wykroczeń jasno stanowi, że "kto nie stosuje się do znaku lub sygnału drogowego albo do sygnału lub polecenia osoby uprawnionej do kierowania ruchem lub do kontroli ruchu drogowego, podlega karze grzywny albo karze nagany". W przypadku przejścia dla pieszych z sygnalizatorem S-5 mówimy o mandacie w wysokości nawet 100 zł. Przyznaję – musiałem go raz zapłacić, bo przeszedłem przez pustą drogę.

Rzecz wydarzyła się we Wrocławiu, do którego przyjechałem z Barcelony, gdzie wtedy mieszkałem. W Hiszpanii przechodzenie na czerwonym świetle raczej nie jest karane. Technicznie jest to nielegalne, ale w praktyce policjanci nie zwracają na to uwagi, dopóki nic złego się nie dzieje. Z kolei np. w Wielkiej Brytanii prawo w ogóle nie przewiduje kary za przechodzenie na czerwonym świetle.

Na tę różnicę w prawie uwagę zwrócił poseł Kukiz '15 Paweł Szramka. W interpelacji napisanej do ministrów infrastruktury, spraw wewnętrznych i administracji oraz sprawiedliwości pyta, czy obecny rząd widzi potrzebę wprowadzenia zmian w kodeksie. Jak zauważa, nasze społeczeństwo nie odbiega od innych krajów europejskich, więc nie widzi potrzeby dla stosowania tak restrykcyjnych przepisów.

[b]Paweł Szramka, Kukiz '15[/b]Tymczasem w wielu krajach Europy przechodzenie na czerwonym świetle nie jest zabronione. Przechodzący we własnym zakresie ma upewnić się, iż przechodząc, nie spowoduje niebezpieczeństwa dla siebie ani innych uczestników ruchu drogowego. Sygnał czerwony jest jedynie ostrzeżeniem dla pieszego, wskazówką, że trzeba uważać na nadjeżdżające samochody, a nie nakazem bezwzględnego zatrzymania się i czekania na zielone. Obywatel ma prawo decydować o wkroczeniu na jezdnię. Nasze prawo należy do jednego z nastawionych najbardziej restrykcyjnie do zachowań pieszych w całej Europie. W skrajnych przypadkach doprowadza to do karania pieszych za przejście przez jedną jezdnię ulicy jednokierunkowej lub przez pustą ulicę w godzinach wieczornych lub nocnych.

Interpelacja została wysłana 19 października i do dnia publikacji tego artykułu doczekała się odpowiedzi jedynie ze strony Ministerstwa Infrastruktury. Jak podkreśla Marek Chodkiewicz, podsekretarz stanu, właściwym organem do rozwiązania tej kwestii jest MSWiA, ale proponowane zmiany ocenił negatywnie.

[b]Marek Chodkiewicz, Podsekretarz Stanu w Ministerstwie Infrastruktury[/b]Dopuszczenie możliwości przekraczania przejścia dla pieszych podczas wyświetlania sygnału czerwonego – w mojej ocenie – może przynieść jedynie korzyść w postaci zminimalizowania strat czasu pieszego oczekującego na zmianę światła, kosztem jego bezpieczeństwa. Biorąc pod uwagę ilość zdarzeń drogowych, w tym ze skutkiem śmiertelnym, z udziałem pieszych do których dochodzi corocznie na polskich drogach, wydaje się, że proponowane w interpelacji rozwiązanie prawne nie wpłynie w żaden sposób na poprawę stanu bezpieczeństwa użytkowników ruchu drogowego, wręcz przeciwnie – mając na uwadze, że zastosowanie takiego rozwiązania wymaga bardzo wysokiej kultury w relacjach kierowca-pieszy – może skutkować zwiększeniem liczby wypadków i kolizji z udziałem pieszych.

Nie ukrywam, że chętnie widziałbym Polskę, w której przez przejście na czerwonym przechodzić można. Już sam argument mówiący o zwiększeniu wygody pieszych jest wystarczającym, by rozważyć ten pomysł. W końcu najczęściej przejścia z sygnalizacją widzimy w miastach, a one powinny być projektowane z myślą o wszystkich mieszkańcach, a nie tylko kierowcach.

Zastanawia mnie też skąd przeświadczenie, że wprowadzenie takiej zmiany w przepisach negatywnie wpłynie na bezpieczeństwo. Zajrzałem w europejskie statystyki wszystkich wypadków na drogach. Nawet sumując liczbę śmiertelnych ofiar na milion mieszkańców w Hiszpanii (40) i Wielkiej Brytanii (27) i tak dostajemy wynik niższy niż w Polsce (75). Oczywiście wpływ na ten wskaźnik ma wiele czynników, dlatego porównałem konkretne dane. W 2016 roku piesi stanowili 25 proc. ofiar wypadków na brytyjskich drogach, w Polsce było to 38,7 proc. Co prawda rok później udział pieszych wśród ofiar śmiertelnych w Polsce spadł (30,8 proc.), ale ciągle nie do takiego poziomu, jaki w 2017 roku był na Wyspach (26 proc.).

Natomiast najbardziej dziwi mnie, że w niektórych sytuacjach kierowcy mogą przejeżdżać przez przejścia, gdy piesi mają zielone światło. Dzieje się to chociażby, gdy samochód skręca na skrzyżowaniu. Wtedy kierujący musi sam ocenić, czy może bezpiecznie przejechać. Dlaczego więc nie dać takiego samego prawa pieszym? Moim zdaniem dokładnie tak to powinno wyglądać. Pieszy, po upewnieniu się, że nie stwarza zagrożenia, może przejść na czerwonym świetle.

Temat wywołał w redakcji Autokultu sporą dyskusję i słusznie – to znak, że warto się pochylić nad daną kwestią. Poniżej możecie zapoznać się ze stanowiskami moich redakcyjnych kolegów.

Jestem przeciwny zniesieniu kary w postaci mandatu za przechodzenie na czerwonym świetle. Jeśli nastąpi zmiana w prawie, to znów powstanie pewne zamieszanie, a piesi najczęściej mają postawę roszczeniową wobec kierowców. Dodatkowo, wykształcony przez lata odruch zatrzymywania się na czerwonym wielokrotnie uratował życie pieszym, dlatego zniesienie kary mogłoby ten odruch zaburzyć, co bezpośrednio może wpłynąć na wzrost liczby ofiar. Być może jeśli zauważę, że rowerzyści przeprowadzają rowery przez przejścia, a kierowcy zatrzymują się na warunkowej strzałce w prawo, to inaczej będę reagował na łagodniejsze przepisy dotyczące zarówno pieszych, jak i rowerzystów, kierowców samochodów oraz motocykli.

To już nie pierwsza taka propozycja w Polsce i zawsze pojawia się jeden argument: "Polacy do tego nie dojrzeli". Absolutnie się z tym nie zgadzam, bo to tylko gdybanie. Nie można powiedzieć niewolnikowi od urodzenia, że nie zostanie wypuszczony na wolność, bo do niej nie dojrzał. Nie będziemy tego wiedzieć, póki nie zostanie wolnym człowiekiem. W Londynie jest cała masa Polaków i tam przechodzą na czerwonym świetle legalnie. Czy za granicą dojrzewają szybciej? A może po prostu nikt im nie wmawia braku odpowiedzialności?

Moje codzienne dojazdy do pracy, które obfitują w dziwne zachowania innych kierowców – wyprzedzanie na podwójnej ciągłej, przejeżdżanie przez zamykający się przejazd kolejowy – jak również powroty – wieczorem ludzie bez odblasków chodzą ciemnymi, podmiejskimi drogami bez chodników, sprawiają, że jestem co najmniej sceptyczny względem takich pomysłów. Uważam, że Polacy jako kierowcy i jako piesi nie są na tyle odpowiedzialni, żeby dostawać takie ulgi jak bezmandatowe przechodzenie na czerwonym. Poza oszczędnością czasu nie zmieni to nic, a na pewno nie poprawi bezpieczeństwa na drogach. Ze statystykami wypadków i śmiertelności dobiliśmy do ściany i liczby nie chcą dalej spadać. Wprowadzenie takich ulg jest w stanie cokolwiek pomóc?

Mnie ciągle zdarza się pouczać pasażerów tylnej kanapy, że tak, z tyłu też trzeba zapinać pasy i nie, to nic nie zmienia, że jedziemy blisko. Więc owszem, byłoby świetnie, gdybyśmy niczego nie musieli nakazywać przepisami, ale tak się nie da. To utopia, do której nam daleko.

Przykłady wielu europejskich państw pokazują, że brak kar za przechodzenie na czerwonym świetle jest dobrym pomysłem. Chyba najbardziej jaskrawa w tej kwestii jest Wielka Brytania, gdzie zaledwie 11 proc. pieszych twierdzi, że czeka na zielone. Co więcej, tam nie tylko przechodzenie na czerwonym świetle jest normą, ale jezdnię można pokonać w dowolnym miejscu. Warunek jest jeden – to pieszy ma obowiązek upewnić się, że jest bezpiecznie. Warto przy tym zauważyć, że choć Wielka Brytania ma o ponad połowę więcej mieszkańców niż Polska, to ofiar wypadków wśród pieszych jest o blisko połowę mniej. Oczywiście nie jest to system idealny. Drugim pozytywnym przykładem są Niemcy, gdzie kierowcy mają obowiązek zatrzymania się, gdy pieszy tylko zbliża się do przejścia. Moim zdaniem rozwiązaniem idealnym byłoby połączenie rozwiązania brytyjskiego i niemieckiego – zdepenalizowanie przechodzenia na czerwonym świetle, ale też zapewnienie bezwzględnego pierwszeństwa pieszym na zebrze. Nie wątpię, że jest to możliwe, bo zarówno w jednym, jak i w drugim kraju Polacy nie mają problemów z dostosowaniem się do przepisów. Co więcej, nawet bez zmian prawa przenosimy dobre przyzwyczajenia do nas i np. w ostatnich latach normą stało się przepuszczanie pieszych czekających przed przejściem.

Nie uważam, żeby dziś dobrym rozwiązaniem była zmiana prawa. Za mało jest i w pieszych, i w kierowcach odpowiedzialności. Zniesienie kar za wejście na skrzyżowanie przy czerwonym świetle mogłoby zachęcić tych pierwszych do bardzo nieodpowiedzialnych zachowań. Zmotoryzowani powinni zachowywać szczególną ostrożność i w razie potrzeby zwalniać, zbliżając się do przejść dla pieszych, na których ruch nie jest regulowany światłami. Większość tego nie robi. Nie ma więc co łudzić się, że będą to robić w przypadku przejść z sygnalizacją, mając zielone światło. Dobrym rozwiązaniem byłoby jednak zarządzenie komendanta głównego policji, w myśl którego funkcjonariusze poprzestawaliby na upomnieniu zawsze wtedy, gdy mimo mimo zignorowania czerwonego światła nie powstało zagrożenie. Nie jesteśmy gotowi na tak radykalną zmianę przepisów. Jest tak przede wszystkim dlatego, że w szkołach nie jest prowadzona spójna, programowa edukacja z zakresu bezpieczeństwa w komunikacji. Dlatego nawet dorosłym na drogach często brakuje zdrowego rozsądku.

Na interpelację posła nie odpowiedziały jeszcze Ministerstwo Sprawiedliwości oraz Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Czy również ocenią propozycję zmian negatywnie? Trudno powiedzieć. Jak widać, zdania są podzielone.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (18)