Płonąca tesla to większy problem, niż mogłoby się wydawać. Trzeba wiedzieć, jak ją gasić
Zdjęcia doszczętnie spalonej tesli spod Wałbrzycha błyskawicznie obiegły Polskę. Przyczyna pożaru nie jest znana. Ważne jednak, że strażacy zachowali się w sposób odpowiedni do sytuacji, bowiem gaszenie auta elektrycznego wymaga odpowiedniej wiedzy.
11.09.2018 | aktual.: 03.10.2022 16:49
Najczęściej o pożarach elektryków – podobnie zresztą jak w przypadku aut spalinowych – słyszymy, gdy biorą udział w wypadkach. Tak było np. w 2017 roku, kiedy Richard Hammond wyleciał z drogi, jadąc Rimakiem Concept_One. Brytyjczyk wydostał się z auta, nim stanęło ono w płomieniach.
Polska tesla nie brała jednak udziału w wypadku. Obecnie nikt nie wie, jaka była przyczyna pożaru. Wiadomo, że historia zna przypadki Modeli S, które nagle się zapalały. Za każdym razem jednak Tesla podejmowała działania, by zapobiec takim sytuacjom w przyszłości. Dlatego też w 2013 roku dołożyła specjalną płytę pod samochodem, która ma bronić przed potencjalnymi obiektami mogącymi uszkodzić akumulatory. Baterie to również powód sprawiający, że ugaszenie takiego auta jest skomplikowane.
W poście na facebookowym Ochotniczej Straży Pożarnej Boguszów dotyczącym pożaru tesli, czytamy, że na miejsce "przybyły także 3 zastępy PSP Wałbrzych, w tym samochód z proszkiem gaśniczym (GBA-Pr) ze względu na specyfikę pojazdu i związane z tym zagrożenie". O przyczynę, dlaczego akumulatory wymagają specjalnego traktowania zapytałem prof. Mariusza Walkowiaka z Centralnego Laboratorium Akumulatorów i Ogniw w Poznaniu.
W przypadku dużych baterii litowo-jonowych, takich jak w samochodach elektrycznych, gaszenie wodą jest nieskuteczne z uwagi na energiczność pożaru i z reguły dochodzi do całkowitego wypalenia. Uszkodzenie nawet jednego ogniwa w dużej baterii (jak w tesli) powoduje niekontrolowany wzrost temperatury w sąsiednich ogniwach i w rezultacie szybką propagację ognia.
Baterie li-ion są tak trudne do gaszenia, ponieważ:
Zawierają rozpuszczalniki organiczne, których opary są palne.
Materiały elektrodowe w nich zawarte podczas rozkładu wydzielają kolejne palne składniki, a ponadto zawierają w sobie tlen, skutkiem czego ogień samoczynnie się podtrzymuje i nie wymaga tlenu z otoczenia.
Ogniwa li-ion posiadają bardzo dużą ilość zmagazynowanej energii na jednostkę objętości, przez co dodatkowo eksplozja i pożar bywają bardzo gwałtowne.
Samochodów elektrycznych będzie tylko przybywać, więc czy w przyszłości jest szansa na bezpieczniejsze akumulatory? Prof. Walkowiak twierdzi, że nie ma co na to liczyć.
Baterie, które są z natury bezpieczniejsze, mają też niższą gęstość energii, tak więc nie zastąpią litowo-jonowych w urządzeniach elektronicznych i samochodach elektrycznych, gdzie wymagany jest długi czas pracy na jednym ładowaniu. Przeciwnie, przyszłe typy baterii będą jeszcze groźniejsze. Niemniej naukowcy znają metody ograniczania skłonności do zapłonu, na przykład poprzez dodatki do elektrolitu, specyficzną konstrukcję separatora i innych elementów ogniwa.
Ale zasadniczo większa gęstość energii nierozerwalnie wiąże się z większym niebezpieczeństwem eksplozji i pożaru. Z tym musimy żyć. Niemniej jednak przy zwykłym użytkowaniu urządzeń, stosowaniu się do zaleceń producenta, etc. pożary wywołane przez ogniwa li-ion zdarzają się niezwykle rzadko.
Gdy dochodzi do pożaru elektryka, bardzo ważne jest wyłączenie systemów wysokiego napięcia. Mercedes EQC robi to samodzielnie w razie wypadku. W wyjątkowych sytuacjach ponowne włączenie samochodu możliwe jest dopiero po wizycie w serwisie. Tesla podchodzi do sprawy nieco inaczej. Strażacy mogą przeciąć specjalne przewody, które rozłączą układ. W Modelu S znajdują się w dwóch miejscach: jeden w bagażniku, jeden w panelu nad lewym, tylnym błotnikiem.
Skontaktowałem się z OSP Boguszów, by dopytać, jak dokładnie wyglądała akcja gaszenia tesli. Dowiedziałem się, że strażacy przechodzą jedno szkolenie dotyczące pożarów w autach elektrycznych i hybrydowych, więc ogólna wiedza jest im znana. Usłyszałem jednak, że przy tej interwencji pomogło to, że sami interesują się motoryzacją. Nie wiedzieli o awaryjnych "wyłącznikach" w tesli. Z relacji strażaka wynikało, że to było bez znaczenia. Gdy przyjechali na miejsce, auto zdążyło w dużej części spłonąć. Natomiast w tym konkretnym przypadku nie doszło do uszkodzenia akumulatorów.
Cieszy, że nawet ochotniczy strażacy przechodzą odpowiednie szkolenia dotyczące – jak by nie patrzeć – małego odsetka aut na polskich drogach. Sprawą wyjaśniania przyczyn pożaru tesli pod Wałbrzychem zajmuje się policja.