Pierwsza jazda: Honda Prelude – takich już nie robią!
Dobra wiadomość – Honda Prelude powraca. Nie jako SUV, nie jako crossover, tylko jako pełnoprawne coupe. Do tego pod maską ma dwulitrowy silnik. Mokry sen petrolheadów się spełnił? Odpowiadam: po części.
Nie, to nie żart. Na europejski rynek przepełniony SUV-ami oraz rozmowami o elektromobilności wraca Prelude. To coupe bliźniacze z Hondą Civic, wycelowane w klientów, którzy zawsze chcieli mieć takie sportowo wyglądające auto, ale nie mieli na to środków. Muszę przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Zwłaszcza, że zdecydowali się na to pragmatyczni (zazwyczaj) ludzie z Hondy.
Do rzeczy: w środku jest naprawdę miło. W kabinie mamy do czynienia oczywiście z dwoma ekranami, ale pozostawiono pokrętła i fizyczne przyciski. Żeby w ogóle ruszyć też trzeba wcisnąć jeden z nich na tunelu środkowym. To rozwiązanie z innych modeli, i choć wygodne, trzeba się do niego przyzwyczaić.
Pierwsza jazda elektrycznym Porsche Cayenne: tak jeździ ponad 1000 KM na torze... i w terenie!
Specyficzne podejście Japończyków widać np. w fotelach. Są do siebie konstrukcyjnie zbliżone, ale nie identyczne. Ten dla pasażera ma mniej elementów służących do trzymania ciała na zakrętach – jest bardziej relaksujący. Za to tylna kanapa jest rozwiązaniem awaryjnym – i to nie dlatego, że nie ma miejsca na nogi. Nie poprowadzono tam nawiewów, nie ma portów USB ani nawet podłokietnika. Mając 180 cm wzrostu dotykałem głową szyby i przeszkadzał mi gruby słupek C. Ewidentnie jest to opcja na wyjątkowe sytuacje.
Pod maską mamy dwulitrowy silnik benzynowy, który tylko czasami odpowiada za napęd – np. gdy jedziemy po autostradzie. W innych – wolniejszych – scenariuszach przyjmuje on rolę generatora prądu. Prelude jest bowiem hybrydą, która zużywa śmieszne ilości paliwa (mniej niż 5 l/100 km w mieście nie jest problemem), a główną pracę wykonują silniki elektryczne. Istotne: napęd nie wyje jak w Toyotach.
Oczywiście Japończycy musieli coś wymyślić po swojemu. Chcecie klasycznej zmiany biegów? Proszę bardzo – wciskacie przycisk na konsoli środkowej i silnik zaczyna imitować współpracę z ośmiobiegową przekładnią. W rozmowie ze mną inżynier Hondy przyznał, że tak naprawdę silnik mógłby działać odgrywając melodię, więc czemu nie ustawić go tak, jak w "klasycznym" napędzie? Szanuję to, bo rzeczywiście można odnieść wrażenie jazdy samochodem z automatem, ale przy zakupie nie byłoby to kluczowym elementem.
Warto bowiem uświadomić sobie jedno: Prelude nie jest samochodem sportowym. Ma 184 KM, ale do setki przyspiesza w ponad 8 s. To raczej małe GT, które jest dobrze wyciszone i przede wszystkim świetne w prowadzeniu. Dzięki wykorzystaniu elementów z Civica Type R (np. adaptacyjnych amortyzatorów) udało się stworzyć auto, które jednocześnie jest przyjemnie miękkie na co dzień, ale też świetnie komunikuje, co się dzieje z podwoziem i gdzie leży granica jego możliwości. To nowy dodatek do mojej zakurzonej listy wolnych samochodów, którymi można jeździć na 100 proc. i czerpać z tego frajdę.
Ceny Hondy Prelude startują od 214 500 zł. Jeśli jednak chcecie jeździć szybko, Toyota GR Yaris jest dostępna poniżej psychologicznej granicy 200 tys. zł – i będzie to zdecydowanie lepsze rozwiązanie. Jeśli jednak chcecie mieć eleganckie coupe i rozumiecie, że osiągi nie liczą się podczas codziennej jazdy, wiecie, gdzie się udać.