Chyba wiem, dlaczego ten pan nie zdał egzaminu 192 razy. Pewnie kierował się rozsądkiem (Opinia)
Przyznam, że doniesienia o mieszkańcu Piotrkowa Trybunalskiego, który nie zdał egzaminu na prawo jazdy aż 192 razy trochę mnie zszokowały, jednak dopiero, kiedy dotarłem do informacji, że chodzi o egzamin teoretyczny. Postanowiłem sprawdzić, co może być przyczyną.
10.03.2021 | aktual.: 16.03.2023 14:19
Choć nasz bohater ma 50 lat, to jednak ja w wieku 39 lat jestem kierowcą starszej daty. On do pierwszego egzaminu podchodził w wieku 33 lat, w 2004 roku. Ja w tym czasie miałem prawo jazdy od 4 lat i odbierałem kategorię C. Domyślam się, dlaczego 50-latek nie zdaje egzaminu. Bo robił to tak samo jak ja.
Przyznaję, że do teorii podchodziłem łącznie 5 razy. Dwa razy oblałem na kat. B i raz na kat. C. Niestety, już taki mam charakter, że pewne rzeczy robię po swojemu, choćby po to, by się przekonać, że źle. Wiadomo od dawna, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a u mnie ta ciekawość jest jedną z moich największych wad.
Z czystej ciekawości, choć nawet instruktorzy mówili, że nie jest to dobry pomysł, podchodziłem 2-krotnie do egzaminu teoretycznego wyuczony przepisów i odpowiadałem na pytania zgodnie ze swoją wiedzą, kierując się rozsądkiem. Oczywiście oblałem, bo już wtedy niektóre pytania egzaminacyjne były pytaniami podchwytliwymi, na logikę, a nie na sprawdzenie znajomości przepisów.
Więc jak każdy rozsądny kandydat na kierowcę do trzeciego podejścia byłem już wyuczony, ale pytań i odpowiedzi na nie. Nie czytając nawet pytania do końca, potrafiłem dopasować odpowiedź. Zdałem z wynikiem 100 proc. Podobnie było na ciężarówkę, ale nie miałem czasu na przeciąganie tego w nieskończoność, więc… tylko raz podszedłem do egzaminu bez wyuczenia się na pamięć testów. Więc tylko raz nie zdałem. Za drugim razem byłem już "przygotowany".
Tylko kiedyś było… łatwiej?
Kiedyś pytań było znacznie mniej, skoro dało się nauczyć każdego wraz z prawidłową odpowiedzią na pamięć. Do 2012 roku było ich ok. 300, dziś jest ponad 3000. Tego chyba nie da się nauczyć na pamięć. Już w tym miejscu zaczynam rozumieć, dlaczego 50-latek nie daje rady.
To nie jest jedyna różnica. Kiedy zdawałem na prawo jazdy, nie było zdjęć i materiałów wideo. Co jak co, ale jednak rysunki i schematy czyta się znacznie łatwiej. Tym bardziej że egzaminacyjne zdjęcia i filmy są robione wideorejestratorem i czasami trzeba się dobrze przyjrzeć, żeby coś zauważyć.
Na przykład, nie zauważyłem przejścia dla pieszych w materiale wideo do pytania:
"Czy w tej sytuacji masz prawo wyprzedzić pojazd szynowy?"
Pojazd szynowy, na którym się skupiłem, by zrozumieć cel pytania, kompletnie odwrócił moją uwagę i zastanawiałem się, dlaczego miałbym go nie wyprzedzić, skoro jedzie obok jezdni. Na żywo sytuacja byłaby zupełnie inna.
No i teraz właśnie przechodzimy do treści pytań. Dawniej narzekałem, że 2-3 pytania są zbyt podchwytliwe i nawet kiedy nauczyłem się na pamięć odpowiedzi, to i tak zaznaczałem prawidłową wbrew swojemu przekonaniu.
Dziś… podszedłem do testu próbnego, znalezionego w internecie i opadła mi kopara. Niektóre pytania trzeba czytać uważnie jak ustawy i odpowiadać jak przed sądem. Trzeba przeczytać każde zdanie, a potem analizować każdy wyraz. Nie możesz pomylić na przykład ostrożności, ze szczególną ostrożnością. Nie zdasz egzaminu, jeśli zachowasz szczególną w sytuacji, kiedy wystarczy ta zwykła. W drugą stronę bym zrozumiał.
W imię zasad
Problem w tym, że łatwo można polec na pytaniach, gdzie masz dobre intencje, ale prawo jest prawem. Dlatego nie dziwię się, że dojrzały mężczyzna w wieku 50 lat, który pewnie wie o życiu już całkiem sporo, może nie dawać w takich miejscach rady. Weźmy taki przykład:
"Czy w przedstawionej sytuacji masz obowiązek zrezygnować z wyprzedzania, jeżeli kierujący pojazdem poprzedzającym włączył prawy kierunkowskaz?"
Do pytania dołączono zdjęcie (podobne do tego poniżej). Jest na nim widok z pojazdu jadącego autostradą prawym pasem, a pojazd poprzedzający jedzie lewym. Na zdrowy rozsądek, kiedy chciałbym go wyprzedzić prawym pasem, to zrobiłbym to, ale na pewno nie wtedy, kiedy włączyłby prawy kierunkowskaz. Skąd mam wiedzieć, czy mnie widzi i spodziewa się wyprzedzania z prawej strony?
Takie zachowanie byłoby niebezpieczne, ale przede wszystkim nierozważne, bo wykracza poza zasadę ostrożności i braku zaufania. Ale na egzaminie prawo to prawo i w pytaniu jest wyraźnie napisane "obowiązek". No obowiązku nie mam, więc słusznie - pytanie niezaliczone. I co mnie obchodzi, że dojdzie do wypadku na autostradzie przy prędkości 140 km/h?
Nie chodzi o to, że pytanie jest zawiłe, bo nie jest – jest proste. Obowiązek ustąpienia pierwszeństwa ma kierujący, który chce zmienić pas. Tylko z całym szacunkiem, do gwardii specjalistów układających pytania: po co ono jest w teście? Ma nauczyć ludzi ginąć w imię zasad? Pieszy też ma prawo wejść na przejście, kiedy zapala się zielone światło, bo ma pierwszeństwo. I ginie, bo to kierowca ma obowiązek mu ustąpić, ale tej zasady akurat nie przestrzegał.