Lexus LFA - polska prezentacja japońskiego fenomenu [relacja autokult.pl]
Japońska motoryzacja po kilku latach wyciszenia zaczęła wydawać na świat prawdziwe sportowe maszyny, które przyprawiły europejskich gigantów, takich jak Ferrari, Porsche czy Lamborghini, o nocne koszmary. Dzisiaj stanąłem twarzą w twarz z jednym z najostrzejszych oręży Japończyków. Przed Wami Lexus LFA.
25.09.2012 | aktual.: 30.03.2023 13:25
Japońska motoryzacja po kilku latach wyciszenia zaczęła wydawać na świat prawdziwe sportowe maszyny, które przyprawiły europejskich gigantów, takich jak Ferrari, Porsche czy Lamborghini, o nocne koszmary. Dzisiaj stanąłem twarzą w twarz z jednym z najostrzejszych oręży Japończyków. Przed Wami Lexus LFA.
Przekraczając próg salonu Lexus Warszawa-Wola, wiedziałem, że czeka mnie niesamowite spotkanie. Po cichu bałem się jednak rozczarowania. Było już wiele samochodów, które przyprawiały mnie o szybsze bicie serca, gdy tylko o nich pomyślałem. Wyglądem czarowały na zdjęciach i filmach. Tymczasem po spojrzeniu na nie na żywo czar pryskał. Tym razem miało być inaczej – wszedłem do salonu, skierowałem wzrok w prawo i zrozumiałem fenomen tego samochodu.
Obszedłem sportowego Lexusa dookoła, przyjrzałem się jego groźnemu spojrzeniu i doszedłem do wniosku, który może z początku nie do końca zachwyci miłośników marki. LFA nie wygląda ładnie. Nazwa tego samochodu i ten przymiotnik nie mogą znaleźć się w jednym zdaniu. Sportowe dziecko Lexusa wygląda niesamowicie. Różnica jest prosta – ładnie mógł wyglądać 300SL Gullwing, LFA jest tak cudownie wulgarny i tak kompletnie odmienny od wysublimowanego włoskiego stylu, że nie sposób nie chcieć go więcej.
Japończycy nie bali się zaszaleć podczas projektowania i myślę, że to na tym polega ich sukces. Moim zdaniem LFA zrobi wrażenie nawet na największym sceptyku. To tylko kwestia spotkania na żywo.
Wnętrze sportowca z Japonii to kolejny jego atut. Każdy, kto siedział w Audi R8, Porsche 911 czy Lamborghini Gallardo, wie, że te samochody mają znakomite wnętrza. Lexus, podobnie jak w przypadku zewnętrznej części nadwozia, pokazał, że umie stworzyć coś nowego. Kształt deski rozdzielczej, doskonałe wyważenie proporcji materiałów użytych do wykończenia (włókna węglowego, skóry i metalu), kompletnie nowy pomysł na niektóre przełączniki – to wszystko sprawia, że LFA jest naprawdę inny niż pozostali zawodnicy w jego lidze. Cały kokpit, chociaż podkreśla surowość samochodu, wyraźnie daje do zrozumienia, że LFA jest też autem w pewnym sensie luksusowym.
Chociaż na polubienie wyglądu samochodu potrzebowałem trochę czasu od jego premiery, to już na początku jasne było, że od strony technicznej to cacko z Japonii będzie miało same asy w rękawie. Włókno węglowe jest wszędzie, gdzie tylko się zajrzy po otworzeniu maski czy malutkiego bagażnika. Dzięki temu ta maszyna jest jak na swoje rozmiary i możliwości bardzo lekka – waży zaledwie około półtorej tony.
Centralne umieszczenie jednostki pozwoliło również na dobre rozłożenie mas (stosunek 49,8:50,2 między przodem a tyłem). Sam silnik również należy do technicznej i technologicznej czołówki w swojej klasie. Widlasta dziesiątka 1LR-GUE powstała przy współpracy Toyoty i Yamahy. Rozwija ona 560 KM przy 8700 rpm i maksymalny moment obrotowy 480 Nm przy 6800 rpm. Warto dodać, że 90 proc. drugiej wartości to V10 rozwija w zakresie od 3700 do 9000 rpm. Odcięcie następuje przy 9500 rpm.
Lexus LFA startup and exhaust sound - autokult.pl
A teraz zagadka – ile trzeba zapłacić za tego potwora w Polsce? Dowiedziałem się, że w zależności od wybranej konfiguracji będzie to około 2 mln zł. Kwota jest równie kosmiczna jak sam samochód i jego technologia oraz zawarta w nim technika, jednak na wyjątkowy, jeden z 500 egzemplarzy zdecydowały się w Polsce już 3 osoby. Pierwszy egzemplarz został odebrany już w wakacje, a ostatni może dotrzeć nad Wisłę nawet za półtora roku. Prezentowany w warszawskim salonie egzemplarz to przedprodukcyjne auto o numerze 015. Jest to pojazd przeznaczony wyłącznie do prezentacji statycznych i dynamicznych na torze, dlatego zwiedzając Europę, nie wyjeżdża samodzielnie na ulice – nie jest dopuszczony do ruchu.
Chociaż już dawno na wszystkie planowane 500 sztuk znaleźli się chętni, jeśli przypadkiem macie odłożone trochę pieniędzy, nic straconego. Sprzedawcy Lexusa pomogą Wam skontaktować się z centralą, gdzie być może dowiecie się, że jedna z osób, która zamówiła dla siebie LFA rok temu, właśnie zrezygnowała.
Ja niestety nie zdecydowałem się na zakup, więc moje spotkanie dobiegło końca. Pocieszam się, że przynajmniej nie będę musiał martwić się problematycznym ekstremalnie małym prześwitem na polskich drogach. To jednak nie wszystko, co mamy Wam do powiedzenia na temat Lexusa LFA. Jeśli czujecie niedosyt, zapraszam ponownie już niedługo.