Kierowcy nie będą zadowoleni. Przeglądy mają być jak w Niemczech

Przegląd samochodu. Stacja kontroli pojazdów
Przegląd samochodu. Stacja kontroli pojazdów
Źródło zdjęć: © WP | Marcin Łobodziński
Tomasz Budzik

11.06.2024 11:21, aktual.: 11.06.2024 13:30

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

W Polsce obowiązkowego przeglądu technicznego nie zalicza ok. 2 proc. pojazdów. W Niemczech odsetek ten wynosi ok. 16 proc. Wiceminister infrastruktury zapowiedział zmiany, które mogą te wyniki zrównać. W przyszłości podczas obowiązkowego przeglądu kontroli będzie podlegać więcej elementów. W tym ten, którego mogą obawiać się miliony kierowców.

Niezapowiedziane zmiany

Od dłuższego czasu mówi się o zmianach, które w przyszłości mają dotknąć systemu obowiązkowych przeglądów. Do tej pory zwykle strona rządowa informowała jednak jedynie o analizach dotyczących podniesienia opłat za badania techniczne i zmian, które w głównej mierze miały zwiększyć nadzór nad działaniem samych stacji kontroli pojazdów. Teraz dowiadujemy się, jakie dalekosiężne plany ma rząd. I to z nieoczywistego źródła.

Podczas konferencji "Stacje Kontroli Pojazdów – 2024", która miała miejsce w Zakopanem, jednym z prelegentów był Maciej Bożyk z Ministerstwa Infrastruktury. Jak na swojej stronie internetowej informuje Polska Izba Stacji Kontroli Pojazdów, polityk zapowiedział, że "(…) w dalszej perspektywie planuje się zmiany w badaniu eCalla, wprowadzenie licznika cząstek stałych, czy rozszerzenie badania technicznego o kontrolę siedmiu systemów ADAS, w tym TPMS".

Ta krótka wypowiedź w rzeczywistości jest zapowiedzią rewolucyjnych zmian podczas przeglądów. Będą one oznaczać o wiele większą szansę na odmowę wbicia pieczątki, a także dodatkowe wydatki – nawet dla właścicieli stosunkowo nowych aut. Przyjrzyjmy się tym zmianom po kolei.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Kontrola cząstek stałych

Trudno oszacować, jak duża liczba jeżdżących po polskich drogach samochodów została pozbawiona filtra cząstek stałych. Można jednak śmiało założyć, że należy liczyć je raczej w milionach niż w setkach tysięcy. Dotyczy to pojazdów z silnikami wysokoprężnymi, które mają już "na karku" sporo przejechanych kilometrów. Często były to więc auta sprowadzane jako używane z zagranicy. Gdy pojawiały się problemy z filtrem cząstek stałych, właściciele takich aut mieli trzy wyjścia – oczyszczać stary filtr, wymienić go na nowy lub zupełnie usunąć. Nie trzeba dodawać, że trzecia z tych opcji była najtańsza.

Właściciele aut do tej pory spali spokojnie, bo standardowe badanie na stacji kontroli pojazdów nie było w stanie wykryć braku filtra cząstek stałych. Brakuje sprzętu i regulacji, określających ich normy. Jeśli rząd – zgodnie z zapowiedzią reprezentanta Ministra Infrastruktury – wprowadzi obowiązek kontrolowania cząstek stałych w spalinach, właściciele przynajmniej setek tysięcy samochodów otrzymają odmowę podbicia dowodu rejestracyjnego. Będzie to dla nich duży problem, bo ponowne wyposażenie auta w filtr cząstek stałych to wydatek na poziomie kilku, a nawet kilkunastu tysięcy złotych.

ADAS

Pod tym skrótowcem kryją się aktywne systemy bezpieczeństwa, które obecne są w nieco nowszych samochodach. Chodzi m.in. o system utrzymywania pojazdu na wybranym przez kierowcę pasie ruchu, system automatycznego hamowania przed innym pojazdem czy pieszym, system ostrzegania o pojeździe w martwym polu lusterek lub choćby układ odczytywania znaków drogowych. Od 2022 r. układy te są obowiązkowe w nowych autach, a w wielu były montowane jeszcze przed tą datą.

Nie ulega wątpliwości, że aktywne systemy bezpieczeństwa robią dla kierowców, pasażerów i innych uczestników ruchu wiele dobrego. By jednak tak było, system – korzystający z czujników i kamer – musi być właściwie skalibrowany. Problem w tym, że po kilku latach od wyjechania z salonu w wielu już nie jest. Dziś podczas obowiązkowych badań technicznych nikt nie interesuje się tym zagadnieniem. W przyszłości ma być jednak inaczej.

Zapowiedziana przez przedstawiciela resortu infrastruktury zmiana nie jest pierwszą propozycją w tym względzie. Już w 2021 r. Parlament Europejski debatował na temat konieczności wprowadzenia obowiązkowej kalibracji systemów ADAS. Zadanie to nastręcza jednak sporo problemów. W 2021 r. sprawa przepadła między innymi dlatego, że urządzenia do kalibracji ADAS zajmują dużo miejsca, a wiele stacji kontroli pojazdów go nie ma. Co więcej, użycie urządzeń sprawdzających kalibrację zajmuje dużo czasu. W efekcie badanie techniczne trwałoby dłużej, a niektórzy właściciele stacji kontroli pojazdów musieliby zmienić lokal, by dostosować go do potrzeb urządzeń sprawdzających kalibrację ADAS.

W przyszłości podczas przeglądu sprawdzane ma być również prawidłowe działanie czujników ciśnienia opon. To ważne, bo wielu kierowców nie dba o ten aspekt sprawności auta. Z czasem ciśnienie w ogumieniu maleje, co nie tylko podwyższa spalanie, ale w krańcowych sytuacjach może prowadzić do występowania zagrożeń.

Prawdziwa kontrola eCall

Od 2018 r. system eCall jest obowiązkowy w każdym nowym samochodzie. Jego zadaniem jest automatyczne wezwanie pomocy po wypadku lub umożliwienie łatwego kontaktu kierowcy czy pasażera ze służbami poprzez wciśnięcie przycisku na podsufitce. Od 1 listopada 2022 r. polskie przepisy nakazują diagnostom sprawdzanie systemu eCall. Problem w tym, że skończyło się to karykaturalnie.

Zgodnie z przepisami podczas obowiązkowego przeglądu diagnosta powinien sprawdzić obecność systemu eCall, jego stan i działanie. Ze względu na brak urządzeń, które umożliwiałyby to bez jednoczesnego wzywania do warsztatu policji, straży pożarnej i pogotowia ratunkowego, kończy się jednak na wizualnym sprawdzeniu, czy w samochodzie jest przycisk SOS. Zapowiedziane zmiany w badaniach technicznych sugerują, że ten problem da się już rozwiązać.

Co to będzie oznaczało dla kierowców?

Jeśli nakreślone podczas konferencji zmiany wejdą w życie, będą miały dla zmotoryzowanych dwa istotne skutki. Po pierwsze, wiele aut nie będzie przechodziło badania technicznego. Oznacza to, że ich właściciele będą musieli doprowadzić swoje auta do ładu przed pojawieniem się na stacji lub pozbyć się pojazdów.

Drugim efektem zmian może być znaczne podniesienie ceny obowiązkowych badań technicznych. By spełnić nowe wymogi, stacje będą musiały zostać wyposażone w dodatkowy sprzęt. Co więcej, diagnosta będzie musiał wykonać większą liczbę czynności, a samo badanie stanie się dłuższe. Trudno spodziewać się, że wszystko to będzie możliwe przy dzisiejszej opłacie.

W czasie trwania poprzedniej kadencji parlamentu członkowie obecnych partii rządzących niejednokrotnie opowiadali się za podniesieniem opłat za przeglądy. W przyszłości powodów do takiego kroku będzie zdecydowanie więcej. Ile zapłacimy? Na to pytanie jeszcze nie ma odpowiedzi. Przedstawiciele PISKP-u w ostatnich miesiącach mówili jednak o akceptowalnym poziomie wynoszącym 184 zł za samochód osobowy.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (596)
Zobacz także