Formuła świnek skarbonek [felieton]

Jeszcze 20 lat temu krzaczasty wąs Nigela Mansella symbolizował poziom testosteronu w wyścigach Formuły 1. Wtedy kierowcy królowej sportów motorowych byli półbogami, zdolnymi władać stadem 1200 turbodoładowanych i krwiożerczych koni mechanicznych. Jak dzisiaj wyglądają kryteria doboru kierowców?

Skarbonka F1 Telmex
Skarbonka F1 Telmex
Bartosz Pokrzywiński

20.10.2010 | aktual.: 13.10.2022 13:47

Jeszcze 20 lat temu krzaczasty wąs Nigela Mansella symbolizował poziom testosteronu w wyścigach Formuły 1. Wtedy kierowcy królowej sportów motorowych byli półbogami, zdolnymi władać stadem 1200 turbodoładowanych i krwiożerczych koni mechanicznych. Jak dzisiaj wyglądają kryteria doboru kierowców?

Starsi miłośnicy F1 pamiętają czasy, w których o kontroli trakcji pisał jedynie Stanisław Lem, a tegoroczny hit - kanał F, kojarzył się raczej z architekturą systemów wodnych, niż z tylnym skrzydłem bolidu. Mansell, Senna, Piquet dostali się do F1 tylko dzięki ciężkiej pracy i nerwom ze stali. Wystarczyło zaledwie 20 lat, aby wąs mistrza stracił wartość. Dzisiaj na topie jest broda a'la Heidfeld, jednak symbolizuje ona widmo porażki.

Podobnie jak zarost u kierowców, zmieniły się także wymagania stawiane kandydatom ubiegającym się o miejsce w najszybszych bolidach na świecie. Kiedy w zeszłym roku ujawniono słynną "aferę singapurską", a Flavio Briatore i Pat Symonds zostali usunięci z F1, nad siedzibę Renault w małym brytyjskim miasteczku Enstone, nadciągnęły czarne chmury. Pierwszy wycofał się Bank ING. Po cichu rozpaczał nad tym nawet Marek Kondrat, który korzystając ze współpracy z ING, odwiedzał Budapeszt, kibicując stajni na GP Węgier.

Po kilku dniach Renault utraciło resztę źródeł finansowania, a nowe kierownictwo za wszelką cenę chciało zapewnić konkurencyjne auto Kubicy, który dopiero co dołączył do żółto-czarnych. Wyrastający na nowego szefa zespołu, wówczas dyrektor techniczny Eric Boullier, nie protestował, kiedy pojawiła się propozycja "sprzedania" miejsca w drugim bolidzie. Propozycja zakładała zatrudnienie niedoświadczonego kierowcy ze słabszej serii, który przyciągnąłby za sobą sponsorów.

Wtedy też na horyzoncie pojawił się Rosjanin, Witalij Pietrow. W paddocku spekulowano o tym, że za Pietrowem stoi Gazprom, który jest w stanie podreperować budżet Renault w zamian za zatrudnienie Pietrowa. Jednak najmocniejszym argumentem Rosjanina było poparcie samego Władimira Putina, który dał rosyjskim firmom zielone światło na inwestowanie w F1.

Dysponujący identycznym bolidem jak Kubica Rosjanin, większość wyścigów kończy na poboczu, słuchając przez radio pocieszeń z ust Erica Boullier. Nie wiadomo jeszcze czy rosyjska świnka skarbonka będzie reprezentowała Renault również w sezonie 2011. Jednak kilka dni temu świat obiegła informacja o tym, że do F1 dołączy kolejna skarbonka w postaci mistrza GP2, Meksykanina Sergio Pereza Mendozy.

Perez będzie kierowcą teamu Petera Saubera, który po odejściu BMW robi wszystko co może, aby w biało-czarnych bolidach nie zabrakło benzyny. Meksykanin zajmie miejsce brodatego Heidfelda, który powrócił do Saubera na 4 ostatnie wyścigi, aby wspomóc Petera swoim wieloletnim doświadczeniem. Nick odchodząc z Mercedesa liczył na stałą posadę w swoim dawnym zespole. Dlaczego więc sympatyczny Austriak woli zatrudnić Mendozę?

Odpowiedź jest prosta - młody Meksykanin przyciągnie za sobą firmę Telmex, przez którą Bill Gates spadł na drugie miejsce w rankingu najbogatszych ludzi na świecie. Meksykański gigant jest w stanie zwiększyć budżet zespołu Saubera na tyle, aby Kamui Kobayashi, podobnie jak Robert Kubica, bronił drużynowych barw w konkurencyjnej maszynie.

Czy świetnie spisujący się w GP2 Mendoza, podobnie jak Pietrow okaże się jedynie jeżdżącą skarbonką? Ciekawe, ile trzeba byłoby zapłacić za miejsce w Ferrari...

Źródło artykułu:WP Autokult
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)