Dramatyczna sytuacja w wydziałach komunikacji. Kolejki nawet na 60 dni, kara po 30 dniach

Wraz z nowym rokiem powróciły obowiązujące przed pandemią koronawirusa limity czasowe dotyczące rejestracji lub zgłoszenia nabycia samochodów z drugiej ręki. Właściciele znów mają na to 30 dni. Utrudnienia w wielu wydziałach komunikacji jednak zostały. Chętni do rejestracji chwytają się różnych sposobów, by dopełnić obowiązku, albo płacą kary. Nawet po 1000 zł.

W niektórych wydziałach komunikacji trzeba się przygotować na kilka godzin oczekiwania (fot. Piotr Kamionka/REPORTER)
W niektórych wydziałach komunikacji trzeba się przygotować na kilka godzin oczekiwania (fot. Piotr Kamionka/REPORTER)
Źródło zdjęć: © East News
Mateusz Żuchowski

21.01.2021 | aktual.: 16.03.2023 14:51

Na początku 2020 roku Ministerstwo Infrastruktury wprowadziło zaostrzone zasady dotyczące rejestracji samochodów używanych sprowadzonych z terytorium Unii Europejskiej oraz zgłoszenia nabycia i zbycia auta krajowego. Zgodnie z dokumentem, osoba, która w ciągu 30 dni nie zarejestrowała w Polsce ściągniętego z zagranicy auta, musiała się liczyć z karą do 1000 zł.

Nowe przepisy miały za zadanie ograniczenie szarej strefy nielegalnie działających handlarzy oraz usystematyzowanie danych w Centralnej Ewidencji Pojazdów. Choć podobne regulacje istniały już wcześniej, widmo skuteczniej egzekwowanych kar zmotywowało wielu kierowców do sumiennego wypełnienia obowiązków w wydziałach komunikacji.

Szturm na instytucje nie trwał jednak długo, ponieważ już w marcu pandemia koronawirusa zmusiła rząd do wydłużenia okresu na rejestrację auta z 30 do 180 dni. Przedstawiciele Ministerstwa Infrastruktury ostrzegali jednak, że poluzowanie zasad ma charakter tymczasowy. Od 1 stycznia 2021 roku powrócono do terminu 30-dniowego. Niestety, choć obowiązuje przepis jak przed epidemią, to sytuacja w wydziałach komunikacji nie wróciła do normy.

Rejestracja niemożliwa bez konika. Koszt? 200 zł

Jak wygląda w praktyce rejestracja auta w różnych częściach Polski? Na Podkarpaciu czy Dolnym Śląsku w wielu urzędach petenci obsługiwani są na bieżąco. Niestety, aż w ponad 50 wydziałach na terenie całego kraju termin oczekiwania na rejestrację samochodu jest dłuższy, niż wynika z obowiązku nałożonego przez ustawodawcę.

Twarde dane prezentuje Autokultowi Maciej Szymajda, prezes StowarzyszenieKomisow.pl. – Zebraliśmy informacje od członków Stowarzyszenia z terenu całego kraju. Wyniki są zatrważające. W każdym województwie są powiaty, w których na rejestrację czeka się ponad 30 dni przewidzianych przez ustawodawcę. Rekordzistami są Piła i Rybnik, gdzie na spotkanie w urzędzie trzeba czekać odpowiednio 60 i 57 dni – relacjonuje Szymajda.

Podane powyżej terminy obowiązują w przypadku rezerwacji wizyty przez internet. Teoretycznie sprawy można szybciej załatwić osobiście w urzędzie, ale z racji obecnej sytuacji do wielu wydziałów nie można nawet wejść bez wcześniej umówionego spotkania.

W przypadku tych urzędów, do których można dostać się z ulicy, sytuacja jest daleka od restrykcyjnych standardów, które obecnie forsuje rząd w przypadku miejsc publicznych. Jak informują właściciele komisów należących do Stowarzyszenia Komisów, w niektórych wydziałach komunikacji ludzie tłoczą się w małych salach blisko siebie. W innych kolejki wyprowadzone są na zewnątrz, przez co petenci muszą stać od rana po kilka godzin na mrozie.

Pobudka przed świtem w takich przypadkach to jedyny sposób na załatwienie sprawy, ponieważ każdy wydział komunikacji przyjmuje w ciągu dnia tylko ograniczoną liczbę petentów. Liczba chętnych w przypadku najbardziej obleganych wydziałów jest zapełniona w mniej niż pół godziny po ich otwarciu. Kto się spóźni, następną szansę otrzyma dopiero kolejnego dnia.

– Wydział Komunikacji w Polkowicach, któremu podlegamy, przyjmuje zapisy o 7:30 z kolejki przed budynkiem, więc ludzie ustawiają się przed 6:00 rano. Do wydziału mamy 25 km w jedną stronę, a umówienie się na wizytę przez telefon jest nierealne – wyznaje Monika, właścicielka komisu w miejscowości Brunów w województwie dolnośląskim.

Sytuację szybko wykorzystali kolejkowi stacze, którzy pojawili się pod wydziałami komunikacji w różnych częściach kraju. Obecnie bez problemu można znaleźć ich ogłoszenia na różnych grupach czy też forach internetowych i umówić się na załatwienie sprawy w swoim imieniu. Bez ogródek podają cenę za swoją pracę. Może to być nawet 200 zł od jednego dokumentu.

Jak zauważają handlarze, to duży problem nie tylko dla nich, ale również dla zwykłych kierowców, ponieważ takie osoby paraliżują pracę wielu wydziałów komunikacji. Z uwagi na duże zainteresowanie tego typu usługami, zdarzają się sytuacje, że jeden konik po podejściu do maszyny w urzędzie pobiera nawet 30 numerków. Wystarczą dwie takie osoby, by wypełnić prawie cały dzienny limit wizyt.

W praktyce okazuje się, że w niektórych miastach chętni nie zarejestrują samochodu bez pośrednictwa koników. – Rejestracja jest możliwa tylko przez firmę zajmującą się rejestracją, gdyż stoją w kolejkach od 5:00 rano i wykorzystują wszystkie dostępne numery – pisze w wiadomości Konrad, właściciel komisu z Jarocina.

NAJWIĘKSZE KOLEJKI: W TYCH WYDZIAŁACH KOMUNIKACJI NA REJESTRACJĘ SAMOCHODU POCZEKASZ NAJDŁUŻEJ
Piła60 dni
Rybnik57 dni
Tarnów50 dni
Kraków45 dni
Warszawa40 dni
Zielona Góra40 dni
Baranów40 dni
Zamość39 dni
Gomulin37 dni

(Aktualizacja: Urząd Miasta Krakowa wysłał nam oświadczenie, w którym informuje o krótszym czasie oczekiwania na dokument i dostosowanym czasie naliczania dni przed nałożeniem kary. Pełna treść oświadczenia na końcu artykułu)

Jedna zmiana rozwiązałaby wiele problemów

Wydziały komunikacji są świadome tych praktyk, dlatego też zaczęły z nimi walczyć na przykład poprzez ograniczenie możliwości rejestracji - jedna osoba może zarejestrować tylko jeden pojazd. To jednak z kolei znacząco utrudnia funkcjonowanie firm zajmujących się handlem samochodami oraz przedsiębiorstw z dużą rotacją pojazdów.

W opinii prezesa Stowarzyszenia Komisów obecnie nad wieloma osobami w Polsce wisi widmo kar liczonych w tysiącach złotych, których - mimo szczerych chęci - nie mają jak uniknąć. – Obecne zakazy przed 2020 rokiem były praktycznie martwe. Teraz obywatele boją się kar, przez co wydziały komunikacji muszą zmierzyć się z dużo większą liczbą petentów niż wcześniej. Dla wielu przedsiębiorców egzekwowanie tych przepisów to wyrok – zauważa Maciej Szymajda.

Maciej Szymajda (fot. archiwum własne)
Maciej Szymajda (fot. archiwum własne)

Jak wynika z informacji podawanych wcześniej przez naczelników wydziałów komunikacji, urzędom - póki co - nie jest spieszno do nakładania kar, ale w przypadku niepodważalnej winy właściciela samochodu są one nakładane. W praktyce wynoszą najczęściej 250 zł dla właściciela pojazdu lub po 200 zł od osoby w przypadku współwłasności.

Mimo że ruch w urzędach jest dużo większy, tempo działania ze względu na obowiązujące restrykcje jest zauważalnie wolniejsze. Szacuje się, że przed wprowadzeniem przepisów z 2020 roku obowiązku terminowej rejestracji pojazdu sprowadzonego z terytorium Unii Europejskiej dopełniało mniej niż 40 proc. osób. Tylko 20 proc. zgłaszało fakt nabycia i zbycia pojazdów krajowych.

Według wyliczeń Stowarzyszenia Komisów po wprowadzeniu zmian do urzędów trafiło około 3 mln zgłoszeń więcej niż w analogicznym okresie poprzedniego roku. Jeśli te szacunki są trafne, to oznacza, że do przywrócenia równowagi w każdym wydziale komunikacji potrzeba średnio kilkunastu nowych pracowników etatowych.

Jak więc można wybrnąć z tej sytuacji? Handlarze samochodów apelują, by jak najszybciej powrócić do wydłużonego do 180 dni okresu na rejestrację sprowadzonych aut. Utrzymanie obecnych przepisów może doprowadzić do zapaści branżę, która w obliczu pandemii i tak zmaga się obecnie z dużymi problemami finansowymi.

Stowarzyszenie Komisów wysłało swoje postulaty do Ministerstwa Infrastruktury. Wśród nich jest propozycja zamiany obowiązku rejestracji pojazdów sprowadzonych z UE na obowiązek zgłoszenia nabycia i zbycia pojazdu. Taki ruch znacznie odciążyłby wydziały komunikacji, ponieważ wtedy wymagane czynności można byłoby załatwić przez rządową stronę, korzystając z profilu zaufanego. Wizyta w urzędzie nie byłaby konieczna. Każda zmiana byłaby również od razu odnotowana w Centralnej Ewidencji Pojazdów.

Aktualizacja 26.01

W odpowiedzi na powyższą publikację Kierownik Biura Prasowego Urzędu Miasta Krakowa przesłał nam poniższe oświadczenie:

"Uprzejmie wyjaśniam, że od momentu wprowadzenia obostrzeń w październiku ubiegłego roku w Wydziale Ewidencji Pojazdów i Kierowców Urzędu Miasta Krakowa samochody są rejestrowane po dostarczeniu dokumentów przez mieszkańców poprzez wrzucenie ich do urny lub przesłanie przez kanały elektroniczne, jeśli klient dysponuje podpisem elektronicznym (kwalifikowanym lub profilem zaufanym) oraz przez pocztę tradycyjną. W przypadku pierwszym i trzecim czas oczekiwania na rejestrację wynosi od jednego do trzech dni z tym, że wnioski o rejestrację (po ozonowaniu) są obijane pieczęcią wpływu z dniem wrzucenia do urny. Pojazdy dla, których przesłano dokumenty drogą elektroniczną są rejestrowane w ciągu siedmiu dni lub wcześniej, ale również osoba, która wysłała taki wniosek otrzymuje potwierdzenia przyjęcia go przez urząd z chwilą wysłania, a więc terminy dotyczące kar liczone są do momentu przyjęcia dokumentów. Dowody rejestracyjne są odbierane na bieżąco lub po wcześniejszej rezerwacji terminu poprzez stronę internetową."

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (36)