Czynnik do klimatyzacji jest drogi, więc nielegalny import kwitnie

Aby dziś kupić tradycyjną żarówkę, trzeba się udać na targ i poszukać sprzedawcy, który po towar jeździ na Wschód. To przez wymogi Unii Europejskiej. Analogiczna sytuacja ma też miejsce w serwisach samochodowych. Mają ogromny problem z nabyciem gazu do klimatyzacji, więc szmuglują go swoimi kanałami.

Napełnianie klimatyzacji jest już drogie, a będzie jeszcze droższe, aż stanie się niemożliwe w starszych autach. Ratuje nas... nielegalny import czynnika. Chyba nie tak ma być.
Napełnianie klimatyzacji jest już drogie, a będzie jeszcze droższe, aż stanie się niemożliwe w starszych autach. Ratuje nas... nielegalny import czynnika. Chyba nie tak ma być.
Źródło zdjęć: © fot. Marcin Łobodziński
Marcin Łobodziński

04.10.2019 | aktual.: 22.03.2023 17:52

O co chodzi z czynnikiem do klimatyzacji?

Kilka lat temu niemal wszyscy producenci zgodzili się stosować czynnik R1234yf do układów klimatyzacji ze względów ekologicznych. Wszystko przez wartość GPW (global warming potential - współczynnik potencjału tworzenia efektu cieplarnianego). Nowy czynnik ma wynik 4, czyli jest aż 357 razy lepszy od stosowanego od dziesięcioleci R134a. Jest więc bardziej ekologiczny.

Od 1 stycznia 2011 roku, wg dyrektywy unijnej 2006/40/EU, we wszystkich nowo homologowanych samochodach (zupełnie nowych modelach) muszą być stosowane czynniki nieprzekraczające wskaźnika GWP powyżej poziomu 150. W praktyce we wszystkich nowych autach sprzedawanych od 2017 roku musi się znaleźć czynnik 1234yf lub inny spełniający powyższe normy.

Serwis klimatyzacji z czynnikiem R1234yf może kosztować nawet ponad 1000 zł.
Serwis klimatyzacji z czynnikiem R1234yf może kosztować nawet ponad 1000 zł.© fot. Marcin Łobodziński

Jednym z niewielu producentów, który nie zgodził się na stosowanie nowego czynnika, jest Mercedes-Benz. Niemiecki koncern zdecydował się na znacznie tańsze CO2, czyli dwutlenek węgla, który nota bene ma współczynnik GPW=1. Inna sprawa, że serwis klimatyzacji w ASO Mercedesa wcale tani nie jest. Skąd taki wyłom?

Chodzi o bezpieczeństwo

Testy samochodów z układem klimatyzacji napełnionym czynnikiem R1234yf wykazały, że jeśli dojdzie do pożaru oraz wycieku czynnika, to ten w wyniku spalania tworzy niezwykle trujący gaz fluorowodorowy. Jest na tyle toksyczny, że nie tylko szkodzi drogom oddechowym, ale potrafi dotkliwie poparzyć skórę.

Niemiecka organizacja ochrony środowiska przeprowadziła nawet próbę polegającą na symulacji wypadku samochodu, który zaczyna się palić. Klimatyzacja wypełniona była czynnikiem R1234yf. Efekt? Fluorowodór bez przeszkód przenikał z komory silnika do wnętrza. Topił nawet szyby auta. Sam czynnik powoduje rozkład aluminium, magnezu i cynku.

Ogromne zastrzeżenia miał także Instytut Chemii Uniwersytetu w Monachium, który przeprowadził próbę z łbem świni skonfrontowanym z fluorowodorem. Badany obiekt rozkładał się od środka.

Ale co zaskakujące, na razie nie stwierdzono zagrożenia tym czynnikiem w realnych warunkach drogowych. Niemieckie KBA (Federalny Urząd Transportu Samochodowego) wydało nawet oświadczenie, że czynnik nie stanowi istotnego zagrożenia dla pasażerów.

Zapytałem jednego z wyższych rangą strażaków o to, czy zostali przeszkoleni w gaszeniu pożaru z nowym czynnikiem i dostałem informację, że jedyne, co mają robić, to używać aparatu tlenowego. Jak w przypadku każdego innego samochodu.

Pomijając kwestię bezpieczeństwa

Tak naprawdę nowy czynnik jest większym problemem, gdy przychodzi szara codzienność. Serwis klimatyzacji znacznie podrożał. Początkowo, gdy R1234yf był jeszcze egzotyczny na naszym rynku, napełnienie klimatyzacji wyceniano nawet na 1000 zł. Teraz ceny nieznacznie spadły. Oferuje się usługi nawet za ok. 500-700 zł, ale to ciągle sporo.

Przepisy unijne mocno ograniczają reglamentację starego czynnika R134a, przez co trudno go dostać. Jak podaje branżowy serwis motofocus.pl, jego cena w 2018 roku wzrosła o 600 proc. Warsztaty, aby nie podnosić cen obsługi klimatyzacji w sposób radykalny, brały część kosztów na siebie, ale w końcu znalazły lepszy sposób: nielegalny import czynnika - prawdopodobnie z Ukrainy - pochodzenia chińskiego. Dzięki temu ceny serwisu utrzymały się na rozsądnym poziomie 200-250 zł.

– Jak to często bywa, restrykcyjna polityka przyczyniła się do powstania patologii. Pojawił się i rozwinął nielegalny import tej substancji – mówi Alfred Franke, prezes Stowarzyszenia Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych. – Szacujemy, że wartość przemytu i nielegalnego obrotu starym czynnikiem R134a w Polsce wynosi 240 mln zł – dodaje.

Z roku na rok kontyngenty na stary czynnik, który jest potrzebny do ogromnej większości aut w Polsce, będą jeszcze bardziej ograniczone. Czeka nas więc z jednej strony duży wzrost cen, a z drugiej większy import, który "rozwiązuje" problem unijnych dyrektyw. Co tak naprawdę jest w butlach z nielegalnym czynnikiem ze Wschodu? Tego nie możemy być pewni.

Źródło artykułu:WP Autokult
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (26)