Były "mandatowym kombajnem". Po przeniesieniu nie mają już tyle pracy, co kiedyś

Były "mandatowym kombajnem". Po przeniesieniu nie mają już tyle pracy, co kiedyś

Zdjęcie z odcinkowego pomiaru prędkości
Zdjęcie z odcinkowego pomiaru prędkości
Źródło zdjęć: © fot. GITD
Filip Buliński
13.08.2022 07:04, aktualizacja: 13.03.2023 16:11

Odcinkowy pomiar prędkości na budowanym odcinku autostrady A1 był niczym mandatowy kombajn. Przez pierwsze sześć tygodni działania zarejestrował 41 tys. wykroczeń. Po 10 miesiącach urządzenia zostały przeniesione w inne miejsce, gdzie nie robią takiej "furory", co daje do myślenia.

Chociaż odcinkowe pomiary prędkości nie są nowością w Polsce, głośno zrobiło się o nich za sprawą montażu na budowanych fragmentach autostrady A1. Cała akcja miała związek z notorycznym przekraczaniem prędkości przez kierowców na stosunkowo wąskich odcinkach, gdzie pracowali drogowcy. Budowa autostrady miała bowiem miejsce "pod ruchem", co oznacza, że na jednej jezdni odbywał się ruch, podczas gdy na drugiej trwały prace.

Miejscowe patrole policji nie poprawiały sytuacji, dlatego GDDKiA we współpracy z GITD podjęły decyzję o zamontowaniu odcinkowych pomiarów prędkości. Kamery stanęły na dwóch odcinkach — między Kamieńskiem i Mykanowem (41 km) oraz między Tuszynem i Piotrkowem Trybunalskim (16 km). Był to pierwszy taki przypadek, w którym średnia prędkość mierzona była na odcinku autostrady, który dodatkowo nie był jeszcze ukończony.

Radary na obu odcinkach rozpoczęły pracę w II połowie stycznia 2021 r., a zostały wyłączone kolejno we wrześniu i listopadzie tego samego roku. Powiedzieć, że miały dużo pracy, to jak nie powiedzieć nic. Tylko w ciągu pierwszych 6 tygodni zarejestrowały 41 tys. wykroczeń. Przez cały okres działania liczba ta przekroczyła 400 tys.

To ogromna liczba, zważając na fakt, że w całym 2020 r. wszystkie 30 urządzeń OPP w całej Polsce zarejestrowało 130 tys. wykroczeń. W kolejnym roku, między innymi dzięki kamerom na A1, 34 urządzenia zarejestrowały już 634,4 tys. wykroczeń. To blisko pięciokrotnie więcej.

Powstaje pytanie, dlaczego je zdemontowano, skoro spełniały swoje zadanie? Ograniczenie prędkości nie było rodzajem "widzimisie" policji, tylko miało zadbać o bezpieczeństwo drogowców, a także samych kierowców. Nieraz bowiem na jezdni manewrować musiały pojazdy budowy, zajmując całą szerokość drogi. Sam pamiętam sytuację, w której ktoś musiał hamować z piskiem opon, a przepisowo na pewno nie jechał.

Powodów demontażu kamer było kilka. Po pierwsze, drogowcy uporali się z częścią prac, dzięki czemu możliwe było puszczenie ruchu na dwóch osobnych jezdniach, a tym samym podniesienie limitu prędkości. Ostatnim fragmentem, na którym obecnie jedzie się jeszcze po jednej wąskiej jezdni, jest 24-kilometrowy odcinek, między węzłami Piotrków Trybunalski Południe i Kamieńsk.

Drugim z powodów, dla których zdemontowano kamery, było ich zapotrzebowanie na warszawskim odcinku trasy S2 na Południowej Obwodnicy Warszawy. Podjęto decyzję o objęciu odcinkowym pomiarem prędkości 2,5-kilometrowego tunelu pod Ursynowem. Jak tam sprawdza się sprzęt?

W ciągu pierwszego miesiąca działania zarejestrowano 4,6 tys. wykroczeń. Jak przekazała Autokult.pl Monika Niżniak, rzeczniczka prasowa GiTD, od uruchomienia do końca lipca zanotowano łącznie 35 tys. wykroczeń. Oznacza to, że w ciągu ośmiu miesięcy kamery zarejestrowały mniej wykroczeń, niż te na A1 w sześć tygodni.

Najczęściej rejestrowani są kierowcy (58 proc.), którzy przekraczają średnią prędkość o 11-20 km/h. Obecnie mandat za to przewinienie wynosi 100 zł w przypadku przekroczenia o 11-15 km/h oraz 200 zł za 16-20 km/h. Rekordzista pozwolił sobie jednak na znacznie więcej. Był nim kierujący audi, który na 2,5-kilometrowym odcinku jechał ze średnią prędkością 191 km/h. To o 111 km/h za dużo, za co grozi już mandat 2,5 tys. zł.

Jednak jadąc przez Polskę można dostrzec, że budowa autostrady A1 nie jest jedynym fragmentem, na którym prace trwają "pod ruchem". Nietrudno też zauważyć, że w większości przypadków jadący tamtędy kierowcy nie stosują się do narzuconych ograniczeń prędkości.

Kierowcy zresztą często narzekają na punktowe fotoradary, zarzucając im, że po pierwsze stoją w miejscach, gdzie nie zwiększają bezpieczeństwa, a są jedynie maszynkami do zarabiania pieniędzy, a po drugie — po ich minięciu i tak wszyscy wracają do wcześniejszej prędkości. Odcinkowy pomiar wymusza na kierujących przestrzeganie narzuconej prędkości przez dłuższy odcinek.

GiTD niedawno poinformowała zresztą, że zamierza intensywnie rozbudować sieć odcinkowych pomiarów prędkości. 39 nowych urządzeń stanie nie tylko na drogach wojewódzkich czy krajowych, ale także na ekspresówkach czy autostradach. Jestem ciekaw, czy któryś z nich przynajmniej zbliży się do wyników, jakie uzyskiwały urządzenia na A1.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)