Zostanę bez grosza, ale spełniony: prezenter "Top Geara" Chris Harris o swojej nieuleczalnej pasji do samochodów
Nowe trio "Top Geara" obok Matta LeBlanca i Rory'ego Reida tworzy jeszcze on. Przez wielu uważany za najlepszego dziennikarza motoryzacyjnego na Ziemi – Chris Harris. W nowej serii programu daje się on poznać z innej, bardziej rozrywkowej strony. Ale, jak pokazuje nasz wywiad, to dalej ten sam maniak palenia gum i wielkich prędkości, którego nie interesuje na świecie nic poza samochodami.
Dla wielu w nowym top gearowym trio najlepiej znaną postacią jest Matt LeBlanc, ale są też osoby, którym dużo bliższa jest jednak twórczość Chrisa Harrisa. Każdy z przygotowanych przez niego w ostatnich latach na różnych youtubowych kanałach filmów stanowił ucztę dla fanów motoryzacji. Było w nich wszystko: najlepsze samochody, charyzmatyczna, ale i rzeczowa gadka, no i jeżąca włos na głowie, wirtuozerska jazda.
W nowym sezonie "Top Geara" Harris staje przed nowymi wyzwaniami, przy których musi się wykazać nowymi umiejętnościami: zdolnością do rozbawiania, ale i... latania, którego nie znosi jak mało kto. W tej jedynej rozmowie z polskimi mediami wyznaje, jak radzi sobie z tym wielkim wyzwaniem bycia jednym z prowadzących słynne show, ale i powraca do swojego dawnego oblicza, w którym z przejęciem opowiada o stawianiu bokiem wszystkiego, co ma koła i silnik.
Praca przy "Top Gearze" wydaje się być spełnieniem każdego fana motoryzacji, a nie znam większego fanatyka motoryzacji od Ciebie. Przygotowywanie nowego sezonu show nie składała się jednak z samych przyjemności. Nie jest tajemnicą, że za kierownicą jesteś nieustraszony. Ale mało kto wie o tym, jak bardzo nie znosisz latać. Gdy więc producenci planowali materiał o latającej terenówce ATV, oczywiście na pokład musieli wsadzić Ciebie. Czy tworzenie "Top Geara" rzeczywiście taka lekka robota, jak się wydaje?
To naprawdę przywilej móc pracować przy "Top Gearze" – móc tworzyć te momenty, w których ludzie mówią "widziałeś to?" Robię to wszystko z nadzieją, że widzowie przy kolejnej wizycie w pubie będą gadali o czym był ostatni odcinek "Top Geara". Film z latającym quadem to właśnie taki moment. Jasne, bałem się jak cholera. Patrzysz na ten pojazd i myślisz sobie co u licha mieli w głowie jego twórcy. Problem polega na tym, że w powietrzu jest to de facto gigantyczna motolotnia, więc gdy skręca, momentalnie traci wysokość. Co ja gadam – spada w dół jak kamień! Wtedy już wiesz, że spadniesz w przepaść i zginiesz, więc zaczynasz krzyczeć. Film nie mógł się jednak składać tylko z moich krzyków, więc musieliśmy być w powietrzu naprawdę długo, żeby dało się z tego coś wyciągnąć.
To bardzo ciekawe, że mówisz o takich przygodach z takim przejęciem, bo zawsze miałem Cię za dziennikarza, który jest odwrotnością Jeremy’ego i jego kompanów. Taki anty-Top Gearowiec, który zajmuje się poważnymi rzeczami, a na takie wygłupy patrzy z góry.
Nie mogę powiedzieć, że nie miałem z BBC długiej rozmowy, zanim stałem się częścią "Top Geara". Moim warunkiem dołączenia do tego zespołu i robienia tego wszystkiego, była gwarancja, że będę mógł dalej tworzyć równolegle też takie materiały wideo, jakie robiłem do tej pory. I ciągle produkuję ich bardzo dużo! Dalej mogę być tym maniakiem, który z przejęciem opowiada o dyferencjałach i skrętnych kołach tylnej osi.
Te nasze treści udostępniane w internecie i rozrywkowy program w telewizji to dwa różne światy, które wzajemnie się uzupełniają. Nasze główne show jest wielką, spektakularną produkcją – nigdy nie widziałem tak dużego przedsięwzięcia medialnego. Ale przyznam, że po trzech tygodniach takiej pracy jestem już trochę stłamszony i w takich chwilach najchętniej wziąłbym swojego ziomka i pojechał z nim we dwójkę na nasze ulubione drogi jakimś fajnym autem, żeby móc nagrać proste wideo. Pozostaję wierny swoim korzeniom.
Z której z tych dwóch części pracy w Top Gearze masz teraz więcej radości?
Praca przy moich filmach na pewno daje mi dużo satysfakcji, bo to jest to, co zaprowadziło mnie do tego miejsca, w którym jestem teraz. Dalej mam pełną kontrolę twórczą nad tym, jak te klipy wyglądają. Ale... naprawdę kocham robić show z tymi dwoma pacanami. Świetnie nam się spędza czas razem. Jestem więc skłonny przyznać, że w tej chwili bardziej podoba mi się praca przy produkcji telewizyjnej.
Przyznasz jednak, że to strasznie duże wyzwanie. Towarzyszący Ci Matt LeBlanc był aktorem, który został prezenterem. Ty za to jesteś prezenterem, który musi na potrzeby show przyjąć pewne cechy aktora.
Tak, i jak na złość, on okazuje się dużo lepszym prezenterem niż ja aktorem! Rzeczywiście, w "Top Gearze", jak w każdym programie tego typu, czasem trzeba coś zagrać albo sprowokować. Ja tymczasem ani trochę nie potrafię grać – nie dostałem się nawet do szkolnych jasełek! Sprawy nie ułatwia też fakt, że nie robię tego wszystkiego z marnym aktorem – stoję koło gościa, który potrafi roześmiać do rozpuku podniesieniem jednej brwi.
Jego doświadczenie jest jednak bardzo cenne i Matt stara się, bym także mógł z tego skorzystać. Wszyscy chcemy w końcu, by "Top Gear" był dla wszystkich kupą śmiechu. Ostatnio Matt dał mi złotą radę: gdy myślisz o owocu, nie myśl o pomarańczy. Pomarańcza nie jest śmieszna. Myśl o bananie. Banan jest zawsze śmieszniejszy niż pomarańcza. Banan jest śmieszniejszy niż melon. Patrzysz na niego jak na głupka, ale mija chwila i myślisz... eureka! Matt jest geniuszem.
A z rzeczy, które będziemy mogli zobaczyć na antenie? Które momenty podobały Ci się najbardziej?
Nie dam rady wymienić wszystkich! Podjęliśmy się naprawdę ambitnej próby driftu synchronicznego w Japonii. Były też momenty w filmie o poszukiwaniu Wielkiej Stopy, które wyszły naprawdę dobrze. To były naprawdę absurdalne, genialne pomysły.
A były też takie pomysły, które Ci się nie podobały? Których nie chciałeś zrobić?
W ekipie "Top Geara" to ja jestem tym ponurakiem, któremu nie podoba się wiele rzeczy. Ale odnosi się to raczej do tego, że jestem profesjonalistą, który musi mieć wszystko dokładnie zaplanowane i pod kontrolą. Mam jednak szczęście, że w "Top Gearze" jestem otoczony najlepszymi ludźmi w branży i gdy oni mi mówią, że wsiądziesz do latającego quada by poszukać Wielkiej Stopy, to ja na tego quada wsiadam.
Mam przeczucie, że to czyni z Ciebie słabego pasażera w samochodzie...
Oooo tak, nie ma gorszego pasażera ode mnie! Nawet gdy muszę jeździć ze Stigiem, to tego nienawidzę.
Porozmawiajmy jeszcze trochę o tych nudnych sprawach dla najbardziej wkręconych. Jaki był najlepszy samochód, który prowadziłeś w 2017 roku i na który czekasz najbardziej w 2018?
Z technicznego punktu widzenia najlepszym samochodem, który prowadziłem w minionym roku był McLaren 720S. On naprawdę podnosi poprzeczkę, jest ligę ponad Ferrari 488. Zrobiłem z nim film do tej serii. Później zabrałem go też na Knockhill i wykręciłem lepszy czas niż w Fordzie GT, który przecież jest bolidem wyścigowym z tablicą rejestracyjną. A 720S w gamie McLarena to ten pośredni model, który z powodzeniem da się komfortowo użytkować na co dzień! 911 GT3 RS też był mega, a najbardziej zaskoczył mnie pozytywnie Civic Type R. Nie lubię jego wyglądu, ale uwielbiam sposób, w jaki się prowadzi. Mówię o nim więcej w tej serii w jednym filmów nagranych w Japonii. Z tegorocznych nowości najbardziej czekam na nowe 911 GT3 RS i jego konkurenta powstałego na bazie Ferrari 488. Czekam też na nowe 911 GT3 – dosłownie, bo w końcu je sobie kupiłem. Nigdy nie miałem tego modelu nowego, z salonu. W tym roku chcę zrobić nim tyle mil, ile tylko się da.
A co jeszcze w tej chwili Chris Harris ma w garażu? Ile w ogóle masz samochodów?
Hm... Zabij mnie, ale nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Po prostu nie wiem. Nie jest to jakaś spektakularna kolekcja. To raczej trochę żelastwa rozrzuconego po różnych stodołach, które udało mi się kupić. Tak na szybko szacuję, że mam między 25 a 30 aut. Głównie stare francuskie truchła, które uwielbiam – między innymi to 2CV, które pokazujemy w tej serii. Dalej jeszcze śmierdzi w nim tymi cholernymi jajami, które rozbił Matt! Mam dwa Peugeoty 205. Albo i trzy? Mam Citroena AX GT. Mam też parę klasycznych Range Roverów. Jak tak się zastanawiam, to mam też sporo niemieckich youngtimerów. M5 E28, 1M Coupe.
Jak da się zauważyć, lubię samochody. Tak naprawdę, nie mam żadnych innych zainteresowań w życiu. Widzisz ten zegarek na moim ręku? Kupiłem go tylko dlatego, że ktoś mi powiedział, że powinienem mieć zegarek. Sam z siebie nie kupiłbym zegarka – wolałbym za takie pieniądze kupić sobie jakiegoś klasyka. Przecież zegarkiem nie pojeżdżę. Nie lubię domów. Kupuję samochody. Umrę jako człowiek spełniony. Bez grosza, ale spełniony.
Co jeszcze możesz osiągnąć w tym temacie? Są jakieś samochody, których nie prowadziłeś, a ciągle o tym marzysz?
Nie prowadziłem nigdy Ferrari 250 GTO, a to na pewno chciałbym zrobić. W zeszłym roku ścigałem się 250 LM w Goodwood, ale GTO to nadal coś innego.
Od momentu dołączenia do "Top Geara" wiele rzeczy zmieniło się w życiu Chrisa Harrisa, ale on sam na pewno nie. Jest zbyt dużym maniakiem, by ktokolwiek mógł odebrać jego autentyczną miłość do samochodów. Z takimi osobami jak on "Top Gear" pozostaje w dobrych rękach.