Wykryje wycięty DPF i "lejące" wtryski. Kierowcy gratów mają przechlapane
Sprzęt używany przez Stacje Kontroli Pojazdów nie jest w stanie wykryć, czy właściciel usunął ze swojego auta filtr DPF. Dyskusyjne są też pomiary dokonywane przez policję. Rozwiązaniem jest miernik cząstek stałych, o którym stało się głośno na Targach Techniki Motoryzacyjnej w Poznaniu.
13.04.2022 | aktual.: 14.03.2023 12:32
Wycięty filtr DPF nie zawsze objawia się chmurą sadzy za samochodem z silnikiem Diesla. Zawsze jednak w takim scenariuszu auto emituje szkodliwe cząsteczki o rozmiarach 2,5 i 10 mikrometrów. To cząstki niespalonego węgla, które odpowiadają za powstawanie smogu, a wraz ze związkami azotu i siarki powodują problemy z płucami i układem krążenia.
Niestety, sprzęt wykorzystywany przez SKP nie jest w stanie wykryć tak małych cząstek. Policyjne dymomierze, według analizy Najwyższej Izby Kontroli, również się nie spisują. Mierzą poziom zadymienia, a na wyniki badania ma wpływ np. temperatura otoczenia. Jeśli chcielibyśmy porządnie zbadać auto, trzeba byłoby udać się do laboratorium.
Rozwiązaniem ma być urządzenie MAHLE Emission PRO PMU 400. Wykorzystuje ono metodę CPC (Condensation Particle Counter) opartą o zjawisko kondensacji. Taka precyzyjna metoda wykorzystywana jest do np. homologacji pojazdów. To oznacza, że można określić nawet czy samochód spełnia wybraną normę czystości spalin Euro.
Urządzenia tego typu są już obowiązkowe na Stacjach Kontroli Pojazdów w Belgii i Holandii. – Widzimy, że na rynku niemieckim takie przepisy też są procedowane – mówi w rozmowie z portalem warsztat.pl Michał Kotarak, dyrektor handlowy ds. wyposażenia warsztatów i Stacji Kontroli Pojazdów w firmie Sosnowski.
W Polsce sprzęt otrzymał złoty medal na Targach Techniki Motoryzacyjnej w Poznaniu. Jednak na razie diagności walczą od lat o podniesienie stawki za obowiązkowe badanie techniczne, więc zmiana wymaganego oprzyrządowania na razie nie wchodzi w grę.