Widziałem w ruchu najszybsze płótno świata. BMW M Hybrid V8 Art Car Julie Mehretu popędziło 338 km/h prostą Mulsanne
BMW po raz 20. oddało sztuce jeden ze swoich samochodów. Tegoroczny Art Car podjął najcięższe wyzwanie, jakie stoi w motosportowym kalendarzu. Hypercar BMW M Hybrid V8 pomalowany przez Julie Mehretu stawił czoła 24-godzinnemu wyścigowi w Le Mans.
Prosta Mulsanne określana przez Francuzów mianem Ligne Droite des Hunaudieres, zanim została rozkrojona przez dwie szykany, stanowiła najdłuższy torowy odcinek prosty na świecie. Niestety samochody zaczęły robić się zbyt potężne, by ścigać się ramię w ramię z prędkościami sięgającymi blisko 400 km/h.
Opony nie były w stanie wytrzymać przeciążeń, jakie generowała ogromna prędkość i następujące po niej brutalne hamowanie, a wspomniane 400 km/h było w zasięgu maszyn Grupy C. Rekord został ustanowiony w 1988 roku, kiedy Roger Dorchy w WM P88 z 2,8-litrowym V6 Peugeota osiągnął 405 km/h. Samochód ten odpadł po zaledwie 4 godzinach ścigania, ale takie było założenie – jego niezawodność poświęcono na rzecz niebotycznych osiągów, które miały za cel niekoniecznie wygrać wyścig, ale dać rekord prędkości maksymalnej na prostej Mulsanne.
W 1990 roku został wprowadzony limit maksymalnej długości prostej na torach homologowanych przez FIA. Wynosił on 2 km, czyli 3 razy mniej niż długość prostej Mulsanne. Był to koniec pewnej epoki. Zmiany były jednak konieczne. Tak jak wszystkie modyfikacje torów i samochodów, których świadkami jesteśmy, szczególnie przez kilkanaście ostatnich lat.
Przy każdym pojawiającym się kagańcu nie ustają krzyki, że to koniec. Tych końców motosportu było już tyle, że nie jestem w stanie ich zliczyć. Mimo tych proroctw wraz z nastaniem ery klasy Hypercar w WEC/IMSA przyszła kolejna złota era wyścigów. Stawka jest niesamowicie różnorodna i rozbudowana, co doceniają widzowie. W ubiegłym roku, na 100-lecie wyścigu udało się zgromadzić rekordowe 325 tys. widzów na miejscu i 113 mln przed ekranami. W tym roku na torze było jeszcze więcej – 329 tys. osób.
Producenci z ogromną spuścizną wyścigową pokazują tu, że pamiętają o swoich sukcesach sprzed lat. Tutaj, jak nigdzie indziej, tradycja i historia motosportu doskonale łączy się z tym, co świeże, nowoczesne. W tym roku do tego miksu BMW dołożyło też sztukę.
Bawarski producent już po raz 20. przygotował Art Cara, czyli samochód, który oddawany jest artyście lub artystce, by przygotowali na nim dzieło sztuki na kołach. Art Car bazujący na BMW M Hybrid V8 stworzyła Julie Mehretu. Została ona wybrana do tego zadania już w 2021 roku przez międzynarodowe gremium składające się z renomowanych kuratorów i dyrektorów muzeów, w tym Koyo Kouoh, dyrektorkę wykonawczą i główną kuratorkę Zeitz MOCAA w Kapsztadzie, Hansa-Ulricha Obrista, dyrektora artystycznego Serpentine Galleries w Londynie, Cecilię Alemani, Donalda R. Mullena, młodszego dyrektora i głównego kuratora High Line Art w Nowym Jorku.
Julie przygotowała dzieło sztuki, które stanowi fuzję street artu, graffiti, artystycznej interpretacji Mad Maxa, ale i nawiązuje do Art Carów Jenny Holzer i Franka Stelli. Moim zdaniem na żywo samochód świetnie wyróżniał się wizualnie na tle pozostałych, bardziej typowych dla motosportu barw i bardzo cieszy, nie tylko sam fakt powstania nowego Art Cara, ale i "płótno", jakie zostało oddane w ręce Julie Mehretu.
To, że BMW na tak ważny projekt przeznaczyło samochód, który startuje w wyścigach długodystansowych, najlepiej świadczy o tym, jak istotny pozostaje motosport. Obraz na kołach w trzeci weekend czerwca 2024 na żywo zobaczyło ponad 300 tys. osób. Przeniesiona za pomocą mapowania 3D na samochód emanacja kolorów i form obrazu Everywhen namalowanego przez autorkę w latach 2021-2023, trafiła do mas szeroko jak mało które współczesne dzieło.
Kiedy stałem z aparatem przy betonowej barierze, a hypercary, bolidy LMP2 i GT3 mijały mnie z gigantycznymi prędkościami, wprowadzając powietrze w drganie do stopnia, w którym odczuwalne jest ono całym ciałem, cieszyłem się jak dziecko, które właśnie dostało wielką czekoladę z informacją, że może ją zjeść całą na raz. Cieszyłem się, bo endorfiny w tym motosportowym huku wręcz kipią w żyłach. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby nie ogromne pragnienie widowiska ze strony widzów i idąca w parze chęć bycia w oku tego cyklonu ze strony producentów. Producentów, którzy przyprowadzają na 24h Le Mans swoje najistotniejsze projekty, tak technicznie, jak i – co pokazuje Art Car Julie Mehretu – wizualnie.