Walka z pijanymi kierowcami: brak funduszy
Nadchodzi przełom w walce z pijanymi kierowcami na polskich drogach. Studenci i profesorowie z warszawskiego WAT-u opracowali coś na wzór rosyjskiego alkolasera, czyli urządzenia wykrywającego zdalnie opary alkoholu we wnętrzu pojazdu.
05.11.2010 | aktual.: 13.10.2022 13:48
Współtwórca wynalazku, dr inż. Jan Kubicki z Instytutu Optoelektroniki Wojskowej Akademii Technicznej, wyjaśnia zasadę jego działania:
To jest bramka, która z jednej strony składa się z urządzenia wysyłającego promieniowanie, a po drugiej stronie ulicy jest odbiornik dokonujący analizy tego promieniowania po przejściu przez wnętrze samochodu. Na górze znajduje się kamera, podobnie jak w fotoradarze. System po wykryciu oparów w pojeździe wysyła informację do patrolu policji czekającego dalej przy drodze. Impuls laserowy przemieszcza się z jednej strony ulicy na drugą z prędkością światła. W porównaniu z tym samochód jadący z prędkością 150 km na godzinę praktycznie stoi. Żaden pijany kierowca się nie prześlizgnie.
Wadą tego sprzętu jest fakt, że opary alkoholu mogą pochodzić z ust pasażera lub butelki rozlanej wcześniej w samochodzie. Policja będzie musiała sprawdzać każdy pojazd, który wychwyci "alkolaser", i kontrolować, czy to właśnie we krwi kierowcy znajduje się za dużo promili.
Jest jeszcze jeden mały problem - pieniądze. Mimo tego, że urządzenie mogłoby zapobiec wielu tragediom na drodze, WAT nadal nie może przekonać do projektu sponsorów:
Robiliśmy eksperymenty laboratoryjne, z których wynika, że urządzenie jest bardzo czułe i dokładne, ale nie mieliśmy żadnego finansowania. Żeby zbudować zestaw demonstracyjny, a następnie zamontować go i przetestować w realnych warunkach drogowych, potrzeba ok. 1,2 mln złotych.
Gotowy zestaw kosztowałby 100-200 tysięcy złotych, co jest niską ceną w porównaniu z ludzkim życiem, które w wyniku jazdy "po pijaku" jest często brutalnie odbierane. Czekamy na inwestora, bo naprawdę warto coś takiego zamontować na polskich drogach.
Źródło: Onet.pl