Tragiczny wypadek na autostradzie A1. Prokuratura zdradza kolejne szczegóły
Nie milkną echa po tragicznym wypadku, który miał miejsce na autostradzie A1 w miejscowości Sierosław. Życie straciła tam 3-osobowa rodzina wracająca z wakacji. Choć na podstawie nagrań oraz zeznań świadków wydawało się, że ustalenie sprawcy oraz szczegółów jest formalnością, służby w lakoniczny i wymijający sposób przedstawiają sytuację.
26.09.2023 | aktual.: 26.09.2023 16:49
Nowe informacje, choć wciąż nieodpowiednie do sytuacji
Aż 10 dni trzeba było czekać, by poznać więcej szczegółów dotyczących tragicznego wypadku, który miał miejsce 16 września na autostradzie A1. Życie straciła wówczas 3-osobowa rodzina. Wreszcie mogliśmy się oficjalnie dowiedzieć, że po wypadku zostały przeprowadzone oględziny miejsca zdarzenia, a także obu pojazdów.
Zabezpieczono m.in. systemy rejestrujące parametry jazdy w autach. W kolejnych dniach mają one być analizowane. Ponadto 31-latek, który prowadził BMW, został na miejscu poddany badaniom na obecność alkoholu oraz narkotyków w organizmie – w obu przypadkach dały wynik negatywny.
Mężczyzna nie został jednak zatrzymany. Nikomu nie zostały także postawione żadne zarzuty. Jak twierdzi rzeczniczka prasowa, nie pozwoliły na to dotychczasowe ślady. Kobieta zdradziła natomiast, że kierującemu zostało zatrzymane prawo jazdy.
Rzeczniczka prokuratury Magdalena Czołnowska-Musioł przekazała także, że "w związku z licznymi doniesieniami prasowymi" śledztwo przejmuje Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie Trybunalskim. Podczas wypowiedzi pojawiło się także stwierdzenie, że Prokuratura Okręgowa uznała, "iż postępowanie to jest prowadzone dynamicznie i zgodnie z zasadami taktyki i techniki postępowania przygotowawczego".
Na pytania o powody wypadku, Magdalena Czołnowska-Musioł powtarzała słowa o "nieustalonym zjechaniu przez pojazd marki Kia i uderzenia w bariery". W dalszej części wypowiedzi mogliśmy usłyszeć, że "BMW prawdopodobnie zahaczyło o ten samochód, ale to są wszystko hipotezy. Są one badanie i weryfikowane".
Seria zagadkowych zachowań zaczęła się już po wypadku
Doniesienia prokuratury są o tyle zaskakujące, że od samego początku zdarzenie owiane było swoistą tajemnicą. Według relacji świadków oraz nagrań, 16 września na autostradzie A1 w tył kii, którą podróżowała 3-osobowa rodzina, w tym 5-letnie dziecko, wjechało z ogromnym impetem BMW. Według wstępnych i nieoficjalnych analiz nagrań model M850i mógł jechać nawet 300 km/h.
Kia natychmiast stanęła w płomieniach najprawdopodobniej wskutek przebicia zbiornika paliwa. Mimo prób ratunku ze strony świadków, podróżujących nie udało się uratować. Chociaż służby na miejscu zdarzenia zastały dwa samochody – palącą się kię oraz stojące 200 metrów dalej rozbite BMW, policja z początku unikała w swoich wypowiedziach zaznaczania obecności sportowego auta.
"Ze wstępnych ustaleń wynika, że kierujący pojazdem Kia na chwilę obecną z niewyjaśnionych przyczyn uderzył w bariery energochłonne, następnie auto zapaliło się. W wyniku tego wypadku śmierć poniosły trzy osoby podróżujące tym pojazdem. Okoliczności są wyjaśniane pod nadzorem prokuratury" – brzmiał pierwotny komunikat ze strony policji.
W kolejnych dniach nie pojawiały się żadne nowe informacje. Zazwyczaj w przypadku tego typu zdarzeń działania policji dotyczące ustalenia szczegółów były szybkie oraz skuteczne, o czym można było się przekonać przy okazji niedawnych tragicznych zdarzeń m.in. w Krakowie. Tymczasem o udziale BMW poinformował dopiero komunikat straży pożarnej.
Rozpędzone BMW taranuje rodzinę z dzieckiem. A1
Zachowanie policji wywołało spore kontrowersje, zważając na fakt, że szybko pojawiły się filmy wyraźnie ukazujące zderzenie dwóch pojazdów. Wobec opieszałości oraz niedokładnych informacji służb obojętni nie pozostali internauci, którzy zaczęli prowadzić własne śledztwa. Niektórzy doszli do nieoficjalnych informacji sugerujących najpierw, że kierującym był policjant, a następnie, że kierującego łączą powiązania rodzinne z wysoko postawionym funkcjonariuszem policji.
25 września rzeczniczka łódzkiej policji Aneta Sobieraj w rozmowie z TVN24 zaprzeczyła, by w wypadku brał udział policjant lub ktoś powiązany z policją. Internauci z kolei dotarli także do informacji, że BMW uczestniczące w wypadku najprawdopodobniej było zmodyfikowane – miało nie tylko podniesioną moc, ale także przesuniętą granicę prędkości maksymalnej. To tłumaczyłoby możliwość poruszania się z prędkością ponad 250 km/h – teoretycznie bowiem model M850i ma ograniczoną prędkość maksymalną do wspomnianej wartości.
Co również ciekawe, szybko okazało się, że w bazie Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego do numeru rejestracyjnego auta z miejsca wypadku przypisane jest… inne BMW. Zamiast M850i w bazie widnieje M5 generacji F90. Albo doszło tutaj do pomyłki po stronie ubezpieczyciela, albo do świadomej zamiany tablic rejestracyjnych.
Kolejnym nietypowym elementem było skasowanie po kilku dniach zarówno ze strony policji, jak i straży pożarnej pierwotnych informacji o wypadku oraz zamieszczonych tam zdjęć. Opieszałość działania służb zauważyła także posłanka Koalicji Obywatelskiej Hanna Gil-Piątek. 21 września złożyła ona interpelację do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, żądając wyjaśnienia nt. "szokującego zachowania policji".
Aż tydzień zajęło policji wydanie oświadczenia, w którym faktycznie przyznają, że w zdarzeniu oprócz kii brało udział także BMW.
Wirtualna Polska próbowała kilkukrotnie dowiedzieć się zarówno u policji, jak i u prokuratury o szczegóły dotyczące śledztwa. Pytania pozostały jednak wówczas bez odpowiedzi. Dopiero 10 dni po tragicznym zdarzeniu pojawiają się kolejne informacje.