Targi Moto-Tor 2017
Mam to szczęście, że w moim mieście odbywają się targi motoryzacyjne. Raz do roku w pierwszy lub drugi weekend października w jednym miejscu tworzy się salon samochodowy, który w jednym miejscu skupia dealerów z miasta i okolic. Impreza organizowana jest cyklicznie od 11 lat, co świadczy o tym, że impreza na dobre zadomowiła się wśród mieszkańców, choć nie ma jakiejś szczególnie dużej promocji. Zapraszam na moją relację z wizyty.
10.10.2017 | aktual.: 01.10.2022 19:40
Przez te wszystkie lata, kiedy organizowana jest impreza, przez halę targową przewinęły się różne marki i różni wystawcy. Swego czasu nie było większego problemu aby spotkać i "obadać" samochody marek premium. Pamiętam jak spędziłem dobrą godzinę bawiąc się wszystkimi "bajerami", jakie oferowała poprzednia generacja Audi Q7. Obecnie targi wyewoluowały do formy imprezy mającej zwiększyć sprzedaż aut marek popularnych, choć miłym zaskoczeniem w tym roku był Lexus NX, oraz samochody marki Volvo. Taka impreza na szczeblu lokalnym, to wspaniała okazja by moje ciekawskie oczy zajrzały i przekonały się, czy te nowe auta rzeczywiście są takie świetne. Poniżej podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami z nowinek, które można było spotkać na targach.
Nowy Ford Fiesta - Nowsze wrogiem dobrego
Pierwsze co ujrzały moje oczy po wejściu do hali targowej to nowy Ford Fiesta. Przednie lampy, które na zdjęciach przypominają Punto czy Hyundai'a w rzeczywistości są po prostu takimi obłymi oczami. Moim zdaniem prezentują się gorzej niż w odchodzącej generacji, odbierając nowemu modelowi nieco zadziorności. Boczna linia to w zasadzie kopia 1:1 tego, co już znamy - linia okien jest identyczna. Zdradza to , że zasadniczo konstrukcja nie została zmieniona - to akurat dobra wiadomość. Tył jest z kolei rewolucją - pionowe lampy ustąpiły miejsca poziomym i wygląda to dobrze, bardzo dobrze, nadspodziewanie dobrze. Właśnie ta część tego auta stała się teraz największym jego atutem, jeśli chodzi o wygląd. Chcąc określić zmiany wizualne jednym zdaniem mamy tu bardzo głęboki lifting. Jeśli chcieć wyrażać różnicę między liftingiem a kolejną generacją to nowa Fiesta jest tuż nad kreską rozdzielającą te sformułowania, choć wciąż zmieniło się więcej niż między Golfami VI i VII.
To we wnętrzu nastąpił totalny przewrót i całkowita zmiana ustroju, gdzie żaden element nie przypomina tego znanego z poprzednika. Teraz we środku rządzi duży, centralny ekran, czyli wszystko w zgodzie z panującą modą. To ogromna zmiana na plus, choć cały koncept "doczepiania" do deski rozdzielczej odstającego ekranu jest raczej słaby i lepiej wyglądają ekrany wtopione w deskę. To zmiana wręcz przełomowa, ponieważ nareszcie do lamusa odszedł malutki wyświetlacz z poprzedniej generacji, przywodzący na myśl Twoją starą Nokię. Teraz do dyspozycji mamy urządzenie znacznie bardziej na czasie i o to chodzi. Z okolic ekranu przy okazji zniknęło wiele przycisków, co pewnie ucieszy większość ludzi, jednak dla mnie to właśnie ilość guziczków definiuje "fajność" auta. Na szczęście w Fordzie słuchają rynku i zdecydowali aby pozostawić "analogowy" panel klimatyzacji, oszczędzając tym samym konieczność klikania w ekran za każdym razem, gdy chcesz zmienić temperaturę. Co ważne, we wnętrzu znajdują się teraz nowe siedzenia, które zdają się być znacznie wygodniejsze niż w poprzedniku. Prezentem od producenta jest też podłokietnik, którego dotychczas strasznie brakowało, nawet na krótszych trasach. Teraz w kabinie dostępne są lepsze materiały wykończeniowe, które zamykają pole do popisu jakościowym malkontentom. Skoro coś dali, to musieli też zabrać, no i zabrali... lusterka! Nie wiedzieć czemu zostały one zmniejszone i po prostu mniej w nich widać. Dotychczas martwe pole było wielkości mrówki i przy dobrym ustawieniu lusterek, nawet niedzielny kierowca - kapelusznik w Seicento nie pozostawał niezauważony. Nowe lusterka są węższe i niższe. Z zewnątrz prawdopodobnie nie zrobiłoby to nikomu różnicy, gdyby pozostawić te z poprzednika, ale może księgowy policzył, że kilka cm szkła mniej to wymierna oszczędność a przy okazji ludzie kupią układ monitorowania martwego pola. Ku mej radości za kierownicą są nadal tradycyjne zegary, szkoda tylko,ze zostały totalnie zepsute. Dynamiczne, dzikie tuby zostały zastąpione przez coś co przy wyłączonym podświetleniu czcionką i grafiką przypomina Poloneza, serio! Po "odpaleniu" wszystko wygląda znacznie lepiej ale widać, że przesadzili tutaj z hasłem "czytelność ponad wszystko". Zmiany nie ominęły też cennika. Fiesta musiała zrobić miejsce dla Ka+, więc jeśli ktoś nie chce wysupłać 50.000zł na minimalnie sensowną wersję Fiesty, to jest skazany na wizytę w salonie konkurencji, bo nie podejrzewam, by ktoś był na tyle szalony, żeby kupić sobie Ka+.
Peugeot 5008 - Ekstrawagancja prosto z Paryża.
Ten samochód jest francuski od pierwszego spojrzenia. Francja poza jedzeniem obrzydliwych płazów kojarzy się z ekstrawagancją, ze sztuką, z artyzmem. I takie też jest to auto. Z zewnątrz wygląda jak by jeździł nim architekt, który zaprojektował Twój dom albo inny malarz-rzeźbiarz. Mimo to auto może się podobać każdemu, choć do wyjątkowo zgrabnych nie należy. Podobno będzie hicior.
Wnętrze podtrzymuje to wrażenie i jest mocno ekstrawaganckie. Na początku w sumie nie wiadomo co gdzie jest i czy we wnętrzu są jakiekolwiek przyciski. Wszystko, dosłownie wszystko schowano w dużym, centralnym ekranie, łącznie z klimatyzacją. Niedobrze. Dotarcie do menu, w którym zmienić można podstawowe sprawy jak ustawienia nawiewu czy nawigację jest jednak dość proste - wystarczy kliknąć duży srebrny guzik opisany śmiesznie małym piktogramem aby wywołać odpowiednie menu na ekranie. Teraz tylko wystarczy trafić w odpowiednią strzałkę, kliknąć tyle razy ile trzeba i voilà, masz co chcesz - o ile tylko jeszcze żyjesz, bo przecież cały ten czas nie patrzyłeś na drogę. Najbardziej jednak uwagę zwraca malutka, prostokątna wręcz kierownica - jest świetna, sportowa, gruba, dobrze leży w dłoniach. Trochę czujesz się jak w aucie sportowym. Nad kierownicą góruje multi-hiper-extra wyświetlacz, którym możemy się bawić zależnie od naszego nastroju. Bajery!
Volvo XC60 - Level up!
Do Volvo XC60 podszedłem z niemałym zaciekawieniem, w końcu mam okazję co jakiś czas obcować z poprzednią generacją, która spełnia swoje głów zadanie znakomicie i wciąż wygląda świeżo. Design nowej generacji jest jednak wręcz futurystyczny a to za sprawą nowego designu przednich świateł, który przecież jest znany od jakiegoś czasu z XC90 i S90. Ogólnie cała sylwetka wydaje się być nieco niższa i bardziej przysadzista ale to tylko złudzenie, gdy postawić te dwa auta obok siebie, różnicy wysokości praktycznie nie ma. Przy XC90 nowe XC60 wygląda wręcz jak auto sportowe, choć takim nigdy nie będzie, nawet jeśli zajmie się nim Polestar.
Wnętrze to znacznie wyższy poziom niż dotychczas. W poprzedniku zdarzało się, że coś zaskrzypi, coś zatrzeszczy albo będzie twarde w dotyku. Tutaj twarde jest jedynie drewno, którym wyłożona jest środkowa część deski rozdzielczej - i tak trzymać. Oczywiście centrum tego małego wszechświata jest duży ekran centralny, który pozwala sterować wszystkim, czym tylko się da. Kierowca ma do dyspozycji tradycyjnie dla wyższej półki wyświetlacz, zamiast tradycyjnych zegarów a czego się wewnątrz nie dotknie to jest miłe w dotyku. Nieźle. Mimo ogólnie bardzo dobrego wrażenia jakie robi wnętrze, nie wszystko jest takie idealne. "Rolety" zasłaniające schowki i cupholdery pomiędzy siedzeniami przypominają mi chlebak, który stał w kuchni u mojej babci 20 lat temu. Super, że te roletki są z prawdziwego drewna, jednak na załamaniu, gdzie chowa się część odsuwana powstają nieestetyczne szpary. Coś za coś. Świetnym elementem są za to siedzenia, które mają bardzo duży zakres regulacji, a regulowane "boczki" powodują, że zarówno gruby jak i chudy znajdą tu idealną pozycję dla siebie. Miło w tyłek to przecież podstawa!
Na koniec jedna mała rada ode mnie - nie dopłacajcie 13 320zł do nagłośnienia Bowers & Wilkins - to było największe rozczarowanie, jakie spotkało mnie w tym samochodzie. Seryjny system dla przeciętnego ucha, które lubi trochę basu zagra znacznie lepiej niż ten wysublimowany produkt z górnej półki dla wszelkiej maści melomanów. Do tego jeszcze głośniki prześwitują z pod maskownic i wyglądają jak tanie papierówki z targowiska. Pewnie spece od muzyki stwierdzą, że się mylę. Trudno.
Volkswagen Arteon - Passat-Arteon
Musiałem sprawdzić tego "lepszego Passata". Z zewnątrz jest to auto ogromne. Brak mu lekkości Volkswagena CC widać, że duch Phaetona jest żywy w tym samochodzie i chyba o to chodziło. Volkswagen zrobił coś pomiędzy Passatem a Phaetonem, jednocześnie nadając całości nieco ekstrawagancji, choć tak prawdę mówiąc wciąż bliżej mu do Passata niż do Phaetona. Nie jest to może auto szczególnie piękne, które przyprawia o szybsze bicie serca ale z pewnością nie jest to też auto na wskroś konserwatywne i do bólu poprawne.
Największym bajerem są drzwi bez ramek. Nie ma co mówić, to jest rzecz, która definiuje sportowy i "lanserski" charakter auta. Wygląda to świetnie, czy jest praktyczne? Nie wiem, nie słyszałem o człowieku, który wybiłby szybę zamykając takie drzwi. Po zajęciu miejsca we wnętrzu w oczy rzuca się śliczne oświetlenie ambientowe, za które warto dopłacić te kilka stówek, bo zdecydowanie nadaje wnętrzu klimat. Środek jest jednak typowo Volkswagenowski - duży ekran na środku jak i za kołem kierownicy, dość intuicyjna obsługa i dobra jakość całości. Martwi mnie tylko jedno - skoro wygląda prawie jak Passat, ma silniki takie jak Passat i jeździ w sumie jak Passat, to czemu nie nazywa się Passat? I czemu kosztuje więcej niż Passat?
Mazda MX-5 RF - Patrzy mu diabełkiem z oczu.
W końcu jest. MX-5 w wersji całorocznej. Umówmy się, zwykły roadster z miękkim dachem jest super, ale to twardy dach pozwala nam korzystać z takiego auta cały rok. W przeciwieństwie do poprzednika nie ma jednak mowy, by wersja z twardym dachem dała się roznegliżować "do rosołu". W tym samochodzie możesz poczuć się jedynie półngi, ze względu na bardzo dużą część konstrukcji, której nie da się schować. Niby to Fastback ale nie wierz im - to zwykła Targa. Niektórzy ludzie na to narzekają, innym się to podoba. Mnie to urzeka, równie dobrze mogliby zrobić 100% Coupe i i tak by się sprzedało. Nie da się jednak zaprzeczyć, że w kwestii designu poprzedniczka ustawiła poprzeczkę wysoko, bo zarówno z dachem jak i bez wyglądała obłędnie. Moim zdaniem inżynierowie Mazdy i tym razem dali radę. Od przedniego zderzaka, z "wkurzonymi" lampami, po zadziorny tył auto trzyma się kupy i wygląda bardzo dobrze. Brawo!
Po zajęciu miejsca w środku widać jednak, że Mazda nie kłamie, mówiąc o powrocie do korzeni. Nowa MX-5 jest mniejsza od poprzedniczki i to czuć. Mam 189cm wzrostu i większy człowiek tam się nie zmieści. Prawdę mówiąc przy ostrym skręcie kierownicą zahaczam rękoma o uda a niżej już się nie da usiąść, ani podnieść kierownicy wyżej. Co rzuciło mi się w oczy to, że zwiększyła się użyteczna wysokość - w poprzedniej generacji, przy najniżej ustawionym siedzisku i maksymalnie wyprostowanych plecach, poprzeczkę ramy przedniej szyby miałem idealnie na linii wzroku a po zamknięciu dachu musiałem się lekko przygarbić, by nie trzeć głową o podsufitkę. Tutaj siedząc normalnie wciąż widzę drogę a nie kawał metalu - brawo, nie każdy jest przecież małym Azjatą, chociaż moja druga połówka mówi, że nie jestem jakiś niesamowicie wysoki. Swoją drogą ciekawy jestem, jak to auto wypadnie podczas jazdy. Jako kierowca miejsca mam bardzo mało, choć nie powiem aby było mi niewygodnie. Trzeba to sprawdzić dokładniej. Szczególnie, że samochód ma duży, wolnossący silnik, tylny napęd i bardzo krótką drogę między kolejnymi przełożeniami manualnej skrzyni. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, za kilka tygodni będę mógł Wam o tym opowiedzieć!
Podsumowując
Bardzo dobrze, że są takie inicjatywy na szczeblu lokalnym. Salony mogą zdobyć nowych klientów, bo przecież głownie o to chodzi. Sami kupujący mają szansę w jednym miejscu zobaczyć klika interesujących ich aut, wsiąść do nich, porównać "na gorąco" i porozmawiać ze sprzedawcami, a także zjeść promocyjną krówkę, czy inne słodkie grzeszki, którymi kuszą stoiska wystawców. Swoją drogą wyobrażacie sobie taką sytuację - "Dobra, kupię Kugę bo w Frodzie mieli lepsze krówki"? W tym roku zauważyłem niestety delikatny spadek zainteresowania targami, choć może tak mi się wydaje i trafiłem po prostu na taki moment? Dziwi mnie brak tłumów, bo wstęp był darmowy, może właśnie warto byłoby zostawić te bilety za 2zł ale w ich cenie dać coś więcej? Jakieś przejazdy samochodami? Jakieś atrakcje dla dzieci? Cokolwiek! Jeśli zamienimy "Targi" na "Wielki multisalon samochodowy", w którym panuje atmosfera taka, jak w salonach samochodowych, to nikt nie przyjdzie, bo kto chodzi do salonu samochodowego dla rozrywki? Nikt. Dla mnie była to jednak świetna okazja, by poznać auta "organoleptycznie" i wyrobić sobie zdanie na temat nowych rozwiązań w branży moto. Widać, że idziemy w kierunku cyfryzacji i automatyzacji samochodów. Czy to dobrze? Dla maniaków - nie, dla statystycznego człowieka, który w głowie ma tabelki excella i robotę od 8 do 16 - tak. Kogo jest więcej? Kto wygra tę bitwę? Odpowiedź jest chyba oczywista,..
Śpieszmy się kochać auta, tak szybko tracą charakter.