Szkolenie z ekojazdy we flocie. Dlaczego warto, nawet jeśli masz hybrydowe auta?
Im większa firma, tym większa skala oszczędności, wynikających z drobnych poprawek. Tam, gdzie dla szarego kierowcy 0,5 l/100 km to nieznaczna korzyść, dla korporacji z wielkimi flotami są to już wielocyfrowe kwoty miesięcznie. Właśnie dlatego warto szkolić swoich kierowców z ekojazdy. I nie dotyczy to wyłącznie aut z napędem konwencjonalnym.
23.12.2020 | aktual.: 16.03.2023 15:09
Wybór oszczędnego samochodu do floty to pierwszy krok do długoterminowego ograniczenia wydatków wynikających z transportu. Drugim jest nauka ecodrivingu. Samochód stanowi tu narzędzie, które bez odpowiednich umiejętności obsługującego, czyli kierowcy, nie będzie prawidłowo spełniało swojej roli. Na dodatek wiele osób może odnieść wrażenie, że im bardziej wyrafinowanym narzędziem się posługują, tym mniej muszą się starać, bo rzeczony samochód zrobi całą robotę za nich.
Tutaj powinienem triumfalnie krzyknąć: ha! To błąd! I zaraz wam udowodnię, jak się mylicie, jeśli tak myślicie! Ale nie – jest w tym trochę prawdy. Hybryda może nie zrobi za kierowcę całej pracy, ale więcej wybaczy. Nie znaczy to jednak, że nie trzeba polegać na swoich umiejętnościach. Gdzie leży różnica względem konwencjonalnego napędu?
Ecodriving w samochodzie z napędem konwencjonalnym nie tyle jest trudny, ile po prostu wymaga przyzwyczajenia. Kierowca powinien nieustannie skupiać się na drodze i przewidywaniu sytuacji, które wkrótce się wydarzą. Uważne obserwowanie innych aut, sygnalizacji świetlnej (również tej dla pieszych), samych pieszych – to wszystko zapewnia bezpieczeństwo, ale pozwala też z wyprzedzeniem zdjąć nogę z gazu, żeby zahamować silnikiem lub dotoczyć się siłą rozpędu (w zależności od przyjętej strategii). W przypadku zwykłego napędu spalinowego walkę o oszczędności przegrywamy w momencie, w którym muskamy pedał hamulca stopą.
Ta przegrana polega na puszczeniu pieniędzy z dymem. I to dosłownie. Energia, którą uzyskaliśmy, rozpędzając auto, paląc paliwo, przekształcamy w ciepło w wyniku tarcia klocków hamulcowych o tarcze. Nic z tego nie odzyskamy.
Inaczej jest w przypadku hybryd. Hamowanie, póki nie jest silne, odbywa się wyłącznie z odzyskaniem energii. Oczywiście, jak w każdym procesie, zachodzą tu straty, ale są one bez porównania mniejsze względem zwyczajnego hamowania przez tarcie. Zmagazynowaną w małych akumulatorach energię możemy potem wykorzystać do rozpędzania auta lub utrzymania prędkości.
Skoro to działa tak wspaniale, to po co w takim razie komukolwiek nauka i specjalna technika? Tu dochodzimy do drugiego stopnia oszczędzania, który wynika już z umiejętności kierowcy i świadomości ograniczeń, jakie mają auta hybrydowe, ale też ich mocnych stron. Przede wszystkim jeśli będziemy hamować zbyt gwałtownie, do gry wkraczają też hamulce konwencjonalne. Z kolei przy ruszaniu lepiej korzystać wyłącznie z silnika elektrycznego – jest on skuteczniejszy przy niższych prędkościach.
To dwie proste, podstawowe zasady, które zespala trzecia: staraj się jeździć płynnie. Nie odkrywam tu Ameryki – to podstawy, jednak wielu kierowców o nich zapomina.
W oszczędnej jeździe hybrydą pomagają zegary wykorzystania i odzysku mocy, które zastąpiły obrotomierze. Najczęściej znaleźć na nich można trzy podstawowe zakresy:
- oszczędny (często określany jako eco) – jeśli bateria nie jest rozładowana, tak długo, jak utrzymujemy wskazówkę w tym zakresie, będziemy poruszać się na silniku elektrycznym lub przynajmniej z optymalnym wykorzystaniem jednostki spalinowej;
- mocy maksymalnej (power, PWR) – tu już przestajemy oszczędzać, a wykorzystujemy maksimum możliwości układu napędowego. W niektórych autach zamiast ECO i PWR jest po prostu wyskalowany zakres power;
- odzysku (charge, CHRG) – wskaźnik wykorzystania zakresu odzyskiwania energii. Gdy dochodzimy do jego maksymalnego zakresu (przeciwny do maksymalnego zakresu PWR), każde zwiększenie siły nacisku na pedale hamulca, powoduje mocniejsze wykorzystanie siły tarcia na hamulcach konwencjonalnych.
By możliwie najbardziej płytko wchodzić w eco i w charge, istotne jest oczywiście przewidywanie, podobnie jak w autach z napędem konwencjonalnym. Różnica polega na tym, że jeśli nie przewidzimy jakiegoś hamowania – np. w wyniku zmiany świateł, dziwnego zachowania innych kierowców, rowerzystów, pieszych itp., układ napędowy nam ten błąd wybaczy i zamiast puścić energię z dymem, odzyskamy jej większość w postaci prądu.
Jakie są różnice w spalaniu przy jeździe oszczędnej i nieoszczędnej samochodem hybrydowym? Doskonałym przykładem jest toyota prius. Przy jeździe bez zwracania uwagi na oszczędność, spalała mi 4,5-5 l/100 km w mieście. To i tak niezły wynik. Jednak wystarczyło odrobinę uwagi i wynik ustabilizował się na poziomie 3,5 l/100 km. Inny przykład? Hybrydowa honda CR-V – bez przywiązywania uwagi do techniki jazdy – 7,8 l/100 km w mieście. Nieźle jak na SUV-a. Jednak przy oszczędnej jeździe można zejść do 6,2 l/100 km. Jeszcze z innej beczki – duży sedan – toyota camry. Bez uwagi na oszczędzanie: 5,5 l/100 km. A jeśli będziemy ostrożnie operować gazem i hamulcem? 4,5 l/100 km.
Właśnie dlatego oszczędzanie we flotach nie powinno kończyć się na zakupie oszczędnych aut, ale powinno iść dalej – w kierunku edukacji. 1-1,5 l zaoszczędzonego paliwa na każde 100 przejechanych kilometrów w każdym z kilkudziesięciu, a często i więcej posiadanych aut – to dopiero daje obraz skali, o której mówimy. A to nie koniec oszczędności. Zaoszczędzimy też na serwisie. Przy łagodnym stylu jazdy, pozwalającym wykorzystać do maksimum rekuperację energii, znacznie rzadziej będziemy musieli wymieniać np. klocki hamulcowe.
Właśnie dlatego warto zadbać nie tylko o pojazdy we flocie, ale i o wiedzę tych, którzy siadają za ich sterami.