Ruciński: Samochodem z Gdańska do Berlina w dobie pandemii. Czy jest się czego bać?
Pandemia sprawiła, że podróżowanie jest trudniejsze, ale nie jest niemożliwe. Dalekie wycieczki samolotem zastąpiliśmy krótszymi wypadami samochodowymi. Jedną z ciekawszych opcji na weekend wydaje się Berlin, który swoimi atrakcjami kusi zarówno zwykłych turystów, jak i wielbicieli motoryzacji.
27.07.2020 | aktual.: 22.03.2023 10:47
Pandemia koronawirusa sprawiła, że wielu Polaków postanowiło zrezygnować z dalekich wojaży i spędzić urlop w kraju lub blisko jego granic. Ja również zaliczam się do tego grona - odwiedziłem niedawno naszych zachodnich sąsiadów, a dokładniej Berlin. Pojechałem tam samochodem z Gdańska. Jak wyglądała droga, granica i sama stolica Niemiec w dobie koronawirusa? Zaskakująco normalnie.
Duży ruch, ale da się przeżyć
Piątkowe popołudnie to najgorszy moment na rozpoczęcie samochodowej podróży, ale nie miałem innego wyjścia. Około godziny 17:00 wsiadłem w auto z nadzieją, że tak, jak pokazuje nawigacja, dojadę do celu około 23:30. Ruch na drogach był taki, jakiego można spodziewać się w wakacyjny weekend.
Na szczęście, mimo sporego zagęszczenia pojazdów, obyło się bez korków i zatorów. Wystarczyło uzbroić się w cierpliwość i spokojnie toczyć do celu. Po godzinie 21:00 zrobiło się luźniej, choć nie wiem, czy to kwestia godziny, czy może bliskości granicy. Przejście w Kołbaskowie przekroczyłem bez żadnych problemów. Nie widziałem ani jednego radiowozu policji czy patroli granicznych. Potem było już tylko lepiej.
Na autostradzie A11 do Berlina panował zauważalnie mniejszy ruch niż po polskiej stronie, a jazda była płynniejsza i zdecydowanie bardziej przyjemna, mimo kilku zwężeń spowodowanych remontami. W miejscach, gdzie prowadzone są prace, można się natknąć na ograniczenie prędkości do 60 lub 80 km/h. Na pozostałych odcinkach obowiązuje natomiast 120 km/h lub sporadycznie brak ograniczeń.
Wirusa nie widać na drodze, za to w mieście już tak
Po 6,5 godz. jazdy dotarłem do Berlina nieco zmęczony wakacyjnym natężeniem ruchu. Ale poza tym jechało się zupełnie normalnie. Dokładnie tak, jak dawniej, gdy "korona" kojarzyła się tylko z królewskim atrybutem lub meksykańskim piwem.
O pandemii koronawirusa szybko przypomniałem sobie jednak w mieście. Gdy dotarłem na przystanek podmiejskiej kolejki, trudno było przeoczyć oznaczenia nakazujące obowiązkowe korzystanie z maseczki w środkach komunikacji miejskiej.
Nieprzestrzeganie tego wymogu grozi w Berlinie mandatem w wysokości 50 euro. I faktycznie mieszkańcy stosują się do nakazu. W kolejce, a później też w metrze, autobusach czy tramwajach nie widziałem żadnego pasażera z odkrytą twarzą. Tak samo wygląda sytuacja w sklepach, hotelach, muzeach i ogólnie wszystkich przestrzeniach zamkniętych.
Berlin żyje zupełnie normalnie, tyle że pod znakiem masek i większego dystansu społecznego. W przeciwieństwie do Warszawy czy Gdańska widać, że ludzie wciąż są świadomi zagrożenia. Zdają się lepiej rozumieć niż niektórzy Polacy, że poluzowanie obostrzeń wcale nie oznacza pożegnania wirusa.
Motoryzacyjny raj - i to zupełnie za darmo
Mimo pandemii zdecydowana większość atrakcji Berlina jest czynna i dostępna dla zwiedzających. Do tego grona można zaliczyć także Classic Remise. To kultowe już niemal miejsce, w którym na powierzchni ponad 16 tys. m2 można podziwiać najwspanialsze auta w historii motoryzacji.
Na terenie byłej zajezdni tramwajowej znajdziemy warsztaty samochodowe, sklepy i kluby motoryzacyjne, a także sale konferencyjne i restaurację. Największą i najważniejszą atrakcję stanowią jednak setki samochodów - niektóre z nich są wystawione na sprzedaż, a inne po prostu przechowywane.
Mowa tu zarówno o poszukiwanych, kolekcjonerskich klasykach, jak i współczesnych hipersamochodach. To miejsce, które przypadnie do gustu każdemu. Ci, którzy mają benzynę we krwi, poczują się tam jak w domu, a pozostali, nawet niezainteresowani samochodami, powinni docenić wyjątkową estetykę i klimat miejsca.
Warto wybrać się do Berlina choćby tylko po to, by odwiedzić Classic Remise. Co więcej, wstęp jest darmowy. Jedyne, o czym musicie pamiętać, to sprawny aparat, by sfotografować te wszystkie cuda oraz oczywiście... maseczka.