Sąd uniewinnił kierowcę namierzonego laserowym miernikiem. Wskazał też na problem państwa

Kierowca, który zdaniem policji pędził w terenie zabudowanym ponad 120 km/h, został uniewinniony. Sąd podjął taką decyzję nie dlatego, że był pewien niewinności mężczyzny, tylko dlatego, że policyjny miernik nie był w stanie udowodnić winy. Jak zaznaczono w uzasadnieniu, to problem państwa.

Laserowe mierniki miały być cudowną bronią skierowaną w piratów. Z czasem na jaw wyszły jej niedoskonałości
Laserowe mierniki miały być cudowną bronią skierowaną w piratów. Z czasem na jaw wyszły jej niedoskonałości
Źródło zdjęć: © Policja.pl
Tomasz Budzik

06.11.2018 | aktual.: 14.10.2022 15:01

Niewinność w dogrywce

Sąd w Ostrołęce rozstrzygnął apelację kierowcy, który w czerwcu 2017 r. został zatrzymany przez policję. Funkcjonariusze zarzucili wówczas zmotoryzowanemu, że w terenie zabudowanym przekroczył dozwoloną prędkość o 71 km/h, za co policjanci zatrzymali mu prawo jazdy. Mężczyzna nie zgadzał się z zarzutami i nie przyjął mandatu. Niemal rok później sąd w Pułtusku uznał winę kierującego. Wymierzył mu grzywnę w wysokości tysiąca złotych i dodatkowo obciążył go kosztami sądowymi. Kierowca jednak się nie poddał. Jak się okazało, słusznie. Ponad rok po pierwszym rozstrzygnięciu został uniewinniony. Stało się tak dlatego, że policja nie mogła ponad wszelką wątpliwość udowodnić, że zmierzono prędkość samochodu obwinionego, choć użyto laserowego miernika prędkości.

Ściślej rzecz biorąc, chodzi o miernik ULTRALYTE 20-20 1000 LR. Jest to urządzenie laserowe wyposażone w optyczny celownik. Zgodnie z polskimi przepisami metrologicznymi miernik prędkości powinien wskazywać, którego pojazdu mierzy prędkość. Ta policyjna "suszarka" tego nie robi. Podczas pierwszej rozprawy sąd nie zdyskwalifikował jednak z tego powodu miernika 20-20 1000 LR. Stwierdzono wówczas, że tę identyfikację stwierdza policjant poprzez celownik, a następnie poprzez złożenie zeznań przed odpowiednim organem. Podczas rozprawy apelacyjnej sąd w Ostrołęce był innego zdania.

Jak przyznali sami policjanci, pomiaru dokonano z odległości około 300 m. Zdaniem sądu, w tym momencie w zasięgu działania urządzenia było kilka pojazdów, więc to nie samochód obwinionego o przewinienie musiał pędzić 120 km/h. Jak czytamy w uzasadnieniu: "(...) dla celów dowodowych prędkość pojazdu powinna być udokumentowana w sposób niebudzący wątpliwości. Pomiar - poprzez przyrząd powinien wskazywać pojazd - indywidualizować go".

"(...) Są produkowane, sprzedawane i użytkowane mierniki pomiaru prędkości, które identyfikują pojazd, indywidualizując poruszającego się z określoną prędkością kierowcę i jego pojazd. Skoro tak, to powyższe nie może być problemem kierowców czy też innych użytkowników dróg, a odpowiednich organów państwa" - stwierdził sąd.

Należy to odczytać jako jasny zarzut względem Głównego Urzędu Miar, który dokonał legalizacji urządzenia, policji, która używa mierników w sytuacjach, które nie dają zupełnej pewności funkcjonariuszowi, oraz resortów spraw wewnętrznych i infrastruktury, które na sprawę patrzą przez palce.

Kiedy laser może mylić?

Policja dysponuje dziś liczbą około sześciuset laserowych "suszarek". Na stronie producenta miernika, o którym mowa w wyroku sądu, można przeczytać: "Ze względu na specyfikę opatentowanego przez firmę LTI laserowego pomiaru prędkości pojazdów w ruchu, Ultralyte jest skuteczny w ściganiu wykroczeń drogowych na każdym rodzaju drogi, niezależnie od liczby pojazdów w zasięgu pomiaru oraz rodzaju zabudowy". Zdaniem ostrołęckiego i wielu innych sądów, nie jest to prawda.

Jeżeli miernik posiada wyłącznie celownik optyczny, z którego korzysta funkcjonariusz podczas pracy, to źródło wiązki laserowej umieszczone jest poniżej. Oznacza to, że linia, którą wzrok policjanta prowadzi celownik, nie pokrywa się z przebiegiem wiązki lasera. Nie ma więc mowy o dokładności w całym zakresie pracy urządzenia.

Potwierdza to uzasadnienie wyroku Sądu Okręgowego w Zamościu (sygn. II Ka 779/13). Czytamy w nim m.in. "(...) punkt celowniczy widoczny w wizjerze przyrządu ULTRALYTE LTI 20-20 w rzeczywistości nie jest wcale obrazem promienia lasera (które pozostaje w zakresie światła podczerwonego niewidocznego dla ludzkiego oka), lecz symulowanym punktem celowniczym, który jest tworzony w wizjerze przyrządu i może w zasadniczy sposób odbiegać od rzeczywistego miejsca padania wiązki pomiarowej. W szczególności, rozmiar punktu celowniczego nie odzwierciedla rzeczywistego rozmiaru wiązki pomiarowej. Światło laserowe używane przez przyrząd ma duże skupienie, nie mniej jednak wraz z odległością od przyrządu wiązka światła ulega tzw. dywergencji (rozbieżności), która dla tego przyrządu wynosi nie więcej, jak 2,07 miliradiana. Powyższe oznacza, że w odległości 500 m od przyrządu wiązka pomiarowa ma średnicę co najmniej jednego metra. Tak więc w zależności od odległości namierzanego pojazdu punkt celowniczy ukazywany w wizjerze może być większy niż rzeczywisty rozmiar wiązki, co określa zależność, że dla celów bliskich jest większy, zaś dla celów dalekich mniejszy".

Jak wynika z uzasadnień wyroków uniewinniających kierowców, jeśli pomiar był dokonywany na płaskim i prostym odcinku drogi z odległości 500-700 m, to jest on rzetelny tylko wtedy, gdy odległość od pojazdu poprzedzającego wynosiłaby co najmniej około 100 m. W praktyce policyjne mierniki, które nie są wyposażone w ekran wskazujący konkretny pojazd, dokonują zupełnie pewnych pomiarów tylko ze stosunkowo niewielkich odległości i przy małym natężeniu ruchu.

Zasada ta pozostaje w mocy nawet w przypadku sprzętu nowej generacji. Docelowo polska policja ma dysponować 400 sztukami LTI 20/20 TruCam – to miernik z kamerą i ekranem, pokazującym na bieżąco pojazd, którego prędkość jest mierzona. Na stronie producenta znajdziemy informację, że urządzenie emituje wiązkę laserową na odległość 1200 m. Problem w tym, że praca w trybie podglądu "namierzanego" samochodu na ekranie jest możliwa tylko na odległość 100 m. Powyżej tej wartości trzeba posługiwać się celownikiem optycznym, co kieruje nas na tory problemu, na który wskazał sąd z Ostrołęki. Jak zresztą powiedział nam policjant, który chciał zachować anonimowość, uczciwe mierzenie prędkości tym sprzętem możliwe jest na odległość najwyżej 300 m.

Polscy kierowcy mają problem z prędkością i ci, którzy ją przekraczają, powinni być karani. Władze i policja powinny zrobić jednak wszystko, by mandatów musieli obawiać się tylko ci, którzy rzeczywiście łamią przepisy, nie zaś wszyscy jeżdżący po naszych drogach.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (12)