Mistrzowska jazda Verstappena w deszczu. Max wygrywa dramatyczny wyścig w Brazylii
To był niesamowicie emocjonujący rollercoaster. Niedzielne zmagania na torze Interlagos niewątpliwie przejdą do historii, a to za sprawą licznych zwrotów akcji, rozbitych bolidów i jazdy Maxa, która przypominała najlepsze występy Ayrtona Senny.
04.11.2024 | aktual.: 04.11.2024 11:02
Weekend na torze w Brazylii stał pod znakiem trudnych warunków atmosferycznych. O ile piątkową czasówkę oraz sobotni sprint udało się bez problemu rozegrać, o tyle podczas kwalifikacji do wyścigu, niebo nad torem się otworzyło i nie dało kierowcom możliwości rywalizowania.
Po raz szósty w historii Formuły 1, sesję kwalifikacyjną przeniesiono na niedzielny poranek. Pogoda jednak się nie poprawiła, prognozy zapowiadały opady przez cały dzień, a to zwiastowało naprawdę spore emocje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z nieba do piekła – tak można w skrócie opisać niedzielę z perspektywy Lando Norrisa. W kwalifikacjach wszystko ułożyło się perfekcyjnie. Brytyjczyk zdobył pole position, podczas gdy jego rywal do tytułu miał sporo pecha. Kraksa Strolla pod koniec Q2 uniemożliwiła Verstappenowi dokończenie decydującego okrążenia, a chwilę przed wywieszeniem czerwonej flagi Max spadł na 12. pozycję, co oznaczało odpadnięcie z kwalifikacji. Po doliczeniu kary za wymianę silnika okazało się, że Holendra czeka start z 17. pozycji. Absolutnie nikt nie spodziewał się wtedy, że kilka godzin później, to właśnie Verstappen przekroczy linię mety jako pierwszy.
3 godziny po zakończeniu czasówki kierowcy ustawili się na polach startowych. Lando znany z raczej kiepskich startów, po raz kolejny w tym roku oddał prowadzenie już w pierwszym zakręcie, a liderem wyścigu został George Russell. Jednocześnie z tyłu stawki Verstappen bez problemu wyprzedzał jadące przed nim bolidy, po raz kolejny pokazując, jak genialnym jest kierowcą i jak świetnie radzi sobie w ekstremalnych warunkach. Już po kilkunastu okrążeniach Holender znalazł się na szóstej pozycji. Zupełnie nie tak wyobrażali to sobie w McLarenie, jednak najgorsze miało dopiero nadejść
Wraz z upływającymi okrążeniami, kierowcy zaczęli coraz bardziej zastanawiać się nad strategią. Pogoda była sporą niewiadomą, ale zniszczone opony zmuszały do podjęcia kluczowej decyzji o zjeździe do alei serwisowej. W tej kwestii pomocny okazał się Hulkenberg, który wypadł z toru na 27. okrążeniu i wywołał wirtualną neutralizację. Wielu kierowców, w tym Norris i Russell, wykorzystało okazję i założyło świeże opony. Decyzja wydawała się być w tamtym momencie bardzo trafiona, gdyż chwilę później nad torem rozpętała się potężna ulewa. Nagłe pogorszenie warunków wykorzystał Norris, który wyprzedził Russella i awansował na czwartą pozycję.
Wobec nasilających się opadów deszczu, dyrekcja wyścigu postanowiła nie ryzykować i na torze pojawił się samochód bezpieczeństwa. W boksach nadal nie było Maxa Verstappena i kierowców Alpine, którzy dzięki temu znaleźli się na czele wyścigu. Mimo dogodnej okazji, związanej z obecnością safety cara na torze, nie zdecydowali się oni na zjazd po świeże opony, zupełnie jakby cała trójka przeczuwała, że za chwilę wydarzy się coś, co odmieni losy wyścigu o 180 stopni.
Podczas jazdy za samochodem bezpieczeństwa, bolid rozbił Franco Colapinto, a dyrekcja wyścigu wstrzymała zawody. Wszystko obróciło się na korzyść Red Bulla. Zgodnie z przepisami, podczas okresu czerwonej flagi, kierowcy mogą zmieniać opony. To oznaczało, że Verstappen, Ocon i Gasly mogli wykonać pit-stop "za darmo". Po restarcie Max miał tylko jedno zadanie i wykonał je bezbłędnie. Wyprzedził Ocona i zaczął budować przewagę, a na metę wjechał 20 sekund przed duetem Alpine. Tymczasem Norris, nie tylko nie był w stanie gonić prowadzącej trójki, ale zamiast tego popełniał błędy, wypadał z toru, a na koniec nie mógł nawet zaatakować Leclerca i finiszował na szóstej pozycji.
Max dobitnie pokazał, kto w tym sezonie zasługuje na mistrzostwo. Jego jazda, świetne manewry wyprzedzania oraz tempo w drugiej fazie wyścigu, gdy raz za razem bił rekord najlepszego czasu okrążenia, przywodzą na myśl najlepsze występy Ayrtona Senny. Z resztą to nie pierwszy raz gdy Verstappena porównuje się do legendarnego Brazylijczyka. Już w 2016 roku, właśnie na Interlagos, podczas deszczowego wyścigu, dał popis kapitalnej jazdy, odrabiając 13 pozycji w 16 okrążeń. Weekend, który wydawał się koszmarny dla Red Bulla, ostatecznie odebrał Norrisowi nadzieję na zdobycie tytułu. Owszem, Lando miał trochę pecha z czerwoną flagą, ale na rezultat wyścigu wpłynęły także jego liczne błędy. Tak nie może jeździć kierowca, który aspiruje do bycia mistrzem świata.
W tym momencie Norris traci do Verstappena 62 punkty. Aby dokonać cudu i pokonać Maxa, musiałby wygrać pozostałe 3 wyścigi, a Holender musiałby każdy z nich kończyć maksymalnie w okolicach 7-8 pozycji. Niemożliwe, prawda? Trudno znaleźć osobę, która nadal realnie wierzy w porażkę Verstappena.
Ferrari nie zdołało utrzymać formy z USA i Meksyku. Scuderia była na Interlagos zdecydowanie wolniejsza od McLarena. Na dodatek fatalny weekend zaliczył Sainz, który rozbił bolid zarówno w kwalifikacjach, jak i wyścigu. Leclerc natomiast wyciągnął maksimum z samochodu, jaki miał do dyspozycji i dowiózł 5. miejsce. Mimo takiego rezultatu, ekipa z Maranello straciła do McLarena jedynie 7 punktów. Przyczyniła się do tego rozczarowująca jazda Norrisa oraz kara, jaką dostał Piastri za kolizję z Lawsonem, która zepchnęła Australijczyka na 8. pozycję. Tifosi nadal mają prawo mieć nadzieję, że ich ukochana ekipa pokona stajnię z Woking, a następny wyścig - GP Las Vegas - może po raz kolejny w tym sezonie zmienić układ sił pomiędzy trzema najlepszymi ekipami.
Największym wygranym Grand Prix Sao Paulo jest niewątpliwie zespół Alpine. Ekipa która od początku sezonu zmaga się z licznymi problemami, wywalczyła w niedzielę podwójne podium i aż 33 punkty. To dwa razy więcej niż zespół zdobył do tej pory w całym sezonie 2024. Świetny wynik pozwolił Alpine na awans o 3 pozycje w generalce i włączenie się do walki z Haasem, Williamsem i RB o 6. miejsce w klasyfikacji konstruktorów.
Max po raz kolejny udowodnił, że gdy do gry włącza się pogoda, jest nie do zatrzymania i nawet start niemal z końca stawki nie jest dla niego przeszkodą. Możemy być niezadowoleni, że świetna jazda Maxa odbiera nam emocje w walce o mistrzostwo, ale warto sobie uświadomić jedną rzecz. Mamy przywilej oglądać na żywo kapitalne występy jednego z najlepszych kierowców w historii Formuły 1.
Ten materiał prezentujemy w ramach współpracy z Patronite.pl. Autorem jest Paweł Wasilewski. Możesz wspierać Autora bezpośrednio na jego profilu na Patronite https://patronite.pl/owyscigach