Gdzie dwóch się bije, tam Ferrari korzysta. Scuderia przed szansą na mistrzostwo

Formuła 1 wjechała w ostatnią fazę sezonu. Rywalizacja na torze pomiędzy Verstappenem a Norrisem robi się coraz ostrzejsza, a sytuację perfekcyjnie wykorzystuje ekipa Ferrari, która stała się poważnym kandydatem do zdobycia tytułu.

Zdjęcie ilustracyjne (Photo by Daniel Cardenas/Anadolu via Getty Images)
Zdjęcie ilustracyjne (Photo by Daniel Cardenas/Anadolu via Getty Images)
Źródło zdjęć: © GETTY | Anadolu

28.10.2024 | aktual.: 28.10.2024 14:44

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Wyścig o GP Meksyku dostarczył sporo emocji. Zespół z Maranello potwierdził, że dublet w Austin nie był tylko jednorazowym skokiem formy. Ekipa staje przed wielką szansą na wywalczenie pierwszego od 16 lat mistrzostwa wśród konstruktorów. Na ich drodze stoi jeszcze McLaren, jednak bezpośrednia walka Lando Norrisa i Maxa Verstappena o triumf w klasyfikacji kierowców, skutecznie zmniejsza szanse stajni z Woking

Najważniejszym momentem niedzielnych zmagań było właśnie starcie zawodników Red Bulla i McLarena i po raz kolejny nie była to czysta walka. Max w obronie próbował stosować te same zagrywki co tydzień wcześniej. Na dojeździe do zakrętu numer 4 znowu wypchnął Norrisa poza tor. Lando ściął zakręt i znalazł się przed Maxem. Chcąc uniknąć powtórki z wyścigu w Austin, postanowił oddać pozycję Verstappenowi, a ten celowo wyrzucił Brytyjczyka z toru, samemu również wypadając na pobocze. Sędziowie nie mieli litości i nałożyli na kierowcę Red Bulla 20 sekund kary.

Po wyścigu o GP USA w padoku zaczęto podnosić kwestię niejasnych wytycznych dotyczących ataku i obrony pozycji na torze. Niektórzy sugerowali, że należy skorygować przepisy, a Max wprost mówił, że swoją jazdą nie łamie zasad, a jedynie wykorzystuje w pełni możliwości, jakie daje mu aktualny regulamin. Dyskusja na temat sędziowania, ewidentnie wpłynęła na arbitrów w Meksyku. O ile co do kary za celowe wyrzucenie Lando w zakręcie numer 8, raczej nikt nie ma wątpliwości, o tyle niezbyt jasna jest dla mnie ocena sytuacji z zakrętu numer 4. Warto tutaj przypomnieć starcie pomiędzy tą dwójką z Austin, które było bliźniaczo podobne. Wtedy Max, jako kierowca broniący pozycji, opóźnił hamowanie i wywiózł Norrisa poza tor, samemu również wypadając na pobocze i nie został ukarany. W Meksyku Verstappen zachował się podobnie, jednak tym razem zmieścił się w granicach toru i otrzymał 10 sekund kary.

Po zawodach na Autodromo Hermanos Rodriguez kierowcy i kibice mają raczej więcej pytań niż odpowiedzi. Osobiście uważam, że sędziowie tym razem wydali bardziej sprawiedliwy werdykt (choć myślę, że kara za incydent z "czwórki" powinna wynosić maksymalnie 5 sekund). Niestety wyraźnie widać brak konsekwencji w ocenianiu takich sytuacji i coś w tej kwestii musi się zmienić. Trudno mi uwierzyć, że stanie się to jeszcze w tym sezonie, natomiast w roku 2025, wytyczne muszą stać się bardziej przejrzyste. Tymczasem mam przeczucie graniczące z pewnością, że do końca tego sezonu nie obejdzie się bez kontrowersji. Pomiędzy Norrisem i Verstappenem robi się coraz goręcej, a o tym jak Max potrafi zachowywać się w takich sytuacjach, przekonaliśmy się bardzo dobrze w 2021 roku.

Starcie pretendentów do tytułu mistrza świata bezbłędnie wykorzystał w Meksyku zespół Ferrari. Sainz i Leclerc znaleźli się na prowadzeniu i otworzyła się przed nimi realna szansa na drugi z rzędu dublet. Gdy Max zjechał do alei serwisowej na 27. okrążeniu, Lando nareszcie miał przed sobą czysty tor i mógł rozpocząć odrabianie strat. Po raz kolejny Brytyjczyk wykorzystał największy atut swojego samochodu, czyli bardzo mocne osiągi na twardej mieszance i w drugiej fazie wyścigu narzucił niesamowite tempo. Pierwszym, którego musiał pokonać, był jadący na drugiej pozycji Charles Leclerc.

Monakijczyk długo starał się kręcić czasy na podobnym poziomie, jednak w końcówce jego opony zaczęły się poddawać. Na 8 okrążeń przed metą, mając tuż za swoimi plecami atakującego Norrisa, popełnił błąd na wyjściu z Peraltady i cudem uratował samochód przed roztrzaskaniem go o barierę. Lando zyskał pozycję, jednak o zwycięstwie mógł już tylko pomarzyć. Przewaga Sainza była zbyt duża i to właśnie Hiszpan wjechał na metę jako pierwszy.

Pomimo, że kierowcy Scuderii nie dowieźli drugiego dubletu, to Fred Vasseur ma powody do zadowolenia. Ferrari znalazło się w klasyfikacji konstruktorów przed Red Bullem, a ich strata do McLarena wynosi jedynie 29 punktów. Jako wieloletni pasjonat Formuły 1 dobrze wiem, co myśli teraz większość Tifosi. Pomimo świetnej sytuacji ekipy, starają się nie robić sobie dużych nadziei, pamiętając jak w przeszłości ich ukochany zespół koncertowo marnował szanse na mistrzowskie tytuły. W mojej ocenie jednak Ferrari ma w tym momencie najlepszą szansę na tytuł wśród konstruktorów od 2008 roku. W ostatniej fazie sezonu mają świetny samochód. Wystarczy, że Leclerc i Sainz utrzymają aktualną formę, a walczący ze sobą Max i Lando, podadzą im mistrzostwo na tacy.

Specjalne podziękowania od Ferrari należą się w ten weekend Piastriemu i Perezowi. W sobotniej czasówce obydwaj kierowcy odpadli na etapie Q,1 znacząco osłabiając swoje zespoły w niedzielnym wyścigu. O ile Oscarowi można to jeszcze wybaczyć, gdyż była to dopiero druga taka wpadka w tym roku, o tyle w przypadku Checo po prostu brak już słów. Skompromitował się po raz kolejny, tym razem przed własną publicznością. Zaczynał wyścig z końca stawki, źle ustawił się na polu startowym, za co otrzymał karę, uszkodził bolid w starciu z Lawsonem i finiszował na 17. pozycji. Jestem przekonany, że zarówno Tsunoda, jak i Lawson, gdyby mieli zastąpić Pereza już w Brazylii, na pewno nie spisaliby się gorzej. Szefostwu Red Bulla ewidentnie brakuje jednak odwagi, a sytuacja jest przecież jasna – to jazda Meksykanina jest główną przyczyną rozczarowującej dla Red Bulla pozycji w klasyfikacji. Wystarczy powiedzieć, że Max zgromadził w tym roku 212 punktów więcej od Sergio.

Choć Czerwone Byki mogą być zawiedzione z utraty pozycji na rzecz Ferrari, to Verstappen bardzo mocno korzysta na aktualnym układzie sił. Leclerc traci do niego aż 71 punktów. Nawet gdyby Monakijczyk wygrał wszystkie wyścigi do końca roku, Max musiałby za każdym razem dojeżdżać poza pierwszą piątką, a taki scenariusz trudno sobie wyobrazić. Jedynym zadaniem Holendra jest odpieranie ataków Norrisa i zadbanie, aby solidna, 47-punktowa przewaga, nie rozpłynęła się w skutek kolizji, odpadnięcia z wyścigu czy kary za niesportową jazdę. Dobrze jednak wiemy, że Max mierzył się już w karierze z większymi wyzwaniami, a Lando nie jest tak wymagającym przeciwnikiem jakim był chociażby Lewis Hamilton, więc wywalczenie w tym roku czwartego tytułu wydaje się być stosunkowo łatwym zadaniem.

Ten materiał prezentujemy w ramach współpracy z Patronite.pl. Autorem jest Paweł Wasilewski. Możesz wspierać Autora bezpośrednio na jego profilu na Patronite https://patronite.pl/owyscigach

Komentarze (0)