Policjant: "Biorę 1000 zł i słucham państwa". Kierowcy byli zdumieni
Dostałem telefon od znajomego, który pytał, czy pamiętam teleturniej "Awantura o kasę". Zaciekawiony zapytałem o szczegóły, a on opowiedział mi o swojej sytuacji na drodze – policjant podszedł do niego i oświadczył: "biorę 1000 zł i słucham państwa".
12.12.2024 | aktual.: 12.12.2024 11:21
Sprawa dotyczyła kolizji na rondzie. Znajomy wjechał na nie, planując jechać prosto. Nagle z prawej strony pojawiła się kobieta, nie zwracając uwagi na jego auto. Krzysztof nie zdążył zareagować i delikatnie uderzył w lewą stronę jej samochodu, pozostawiając zarysowania na przednich i tylnych drzwiach.
Na szczęście dla znajomego, w jego dostawczym aucie nie było większych uszkodzeń, jedynie otarty zderzak – nawet nie doszło do jego pęknięcia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
– Chciałem się dogadać, zaproponowałem pani, że jak mi zapłaci 500 zł, to nawet nie będziemy pisać oświadczenia i się pożegnamy, a ja sobie pomaluję zderzak. Ale ona była zdania, że to ja jestem winny, bo jechałem za szybko. Próbowałem jej wyjaśnić, że wymusiła pierwszeństwo, ale nie była w stanie przyjąć tego do wiadomości. Więc wezwała policję – opowiadał Krzysztof.
Po dwudziestu minutach przyjechał patrol. Znajomy opowiadał, jak funkcjonariusz wysiadł z samochodu i z uśmiechem stwierdził: "biorę 1000 zł i słucham państwa".
– Tak szczerze, to ja i ona (kierowca jaguara) byliśmy zaskoczeni, ja nawet pomyślałem, że chodzi o łapówkę. Ale policjant szybko wyjaśnił, że tyle kosztuje mandat za niezachowanie ostrożności na drodze i spowodowanie zagrożenia, a łącznie pani dostała 1300 zł mandatu – relacjonuje znajomy.
1000 zł "za wezwanie policji" – a mogło być mniej
Wytłumaczę teraz, o co chodziło. Mandat składał się z dwóch części, przy czym podstawą był zapis w taryfikatorze mandatów:
Każda kolizja czy wypadek drogowy, nawet bez udziału innych kierowców, grozi mandatem. Jego wysokość jest zależy od wykroczenia, które popełnia kierowca stwarzający zagrożenie. W tej sytuacji kobieta została ukarana mandatem w wysokości 300 zł za nieprzestrzeganie pierwszeństwa, a kwota ta zwiększyła się o dodatkowe 1000 zł.
Dlatego funkcjonariusz zażartował, że "bierze 1000 zł" i czeka na wyjaśnienia uczestników zdarzenia, wiedząc, że doszło do stworzenia zagrożenia na drodze. Z góry było wiadomo, że jeden z kierowców otrzyma mandat powiększony o 1000 zł, mimo jeszcze nieznanej kwoty końcowej. Gdyby następstwem było naruszenie czynności narządu ciała lub rozstrój zdrowia, mandat zostałby powiększony o 1500 zł.
Moim zdaniem, widząc tę drobną kolizję, funkcjonariusz swoim żartem dał jasno do zrozumienia, że wezwanie policji było zbędne, gdyż porozumienie się na miejscu mogło oszczędzić obu kierowcom niepotrzebnych kosztów.