"Polacy to bardzo ambitni ludzie". Z Johanem van Zylem o przyszłości Toyoty i planach wobec fabryki w Jelczu
20.10.2019 12:16, aktual.: 22.03.2023 17:40
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W kuluarach o szefie Toyota Motor Europe Johanie van Zylu mówi się jako o człowieku ogarniętym manią pracowitości. Potrafi pojawić się w jednym z zakładów na Starym Kontynencie, zapowiadając się w ostatniej chwili. Zdaniem van Zyla przyszłość motoryzacji nie będzie jednak dla Toyoty zaskoczeniem.
Z prezesem Toyota Motor Europe spotkałem się w Amsterdamie przy okazji premiery nowej generacji miejskiego Yarisa. To samochód ważny nie tylko dla japońskiej marki, ale też dla Polski, a może i motoryzacji w ogóle. Zgodnie z obecnymi trendami podstawą auta jest uniwersalna platforma.
- To jest pierwsza implementacja naszej nowej platformy z rodziny TNGA. Ma ona dawać większy komfort podróżowania, wyższą satysfakcję z prowadzenia pojazdu i większe bezpieczeństwo bez wzrostu masy. Co ważne, platforma jest mocno skalowalna. Można skorzystać z niej, by stworzyć pojazdy o dość dużej rozbieżności pod względem wymiarów i typów nadwozi. Dzięki temu możemy obniżać koszty projektowania aut i w efekcie zaproponować korzystniejsze ceny naszym klientom – stwierdza Johan van Zyl.
Sama platforma to jednak nie wszystko. Podczas prezentacji i warsztatów, które towarzyszyły premierze nowej Toyoty Yaris, szybko przekonałem się, że pierwsze skrzypce gra tu wyjątkowa jednostka napędowa. W nowym modelu japońskiej marki nie przewidziano diesla. Obok dwóch konwencjonalnych "benzyniaków" w ofercie znajdzie się nowa hybryda. Nie byle jaka, bo produkowana w Jelczu-Laskowicach.
- Wczoraj byłem w Polsce, żeby obejrzeć znajdujący się tam zakład – dodaje Johan van Zyl. Jak się później dowiedziałem, europejski szef Toyoty pojawił się w Jelczu niemal niezapowiedziany. O jego wizycie nie wiedział nawet polski dział PR. - Dziś w Polsce produkowany jest silnik 2,0 l do hybrydowej jednostki wykorzystywanej m.in. w Corolli. Wiosną 2020 r. ruszy tam produkcja silników 1,5 l, również do jednostki hybrydowej. Będzie ona najważniejszym napędem dla nowej Toyoty Yaris. Polacy są bardzo ambitni i pracowici. Podczas mojej wizyty chcieli pokazać mi nie tylko to, jak pracują, ale też przedstawić mi swoje pomysły jeśli chodzi o przyszłość produkcji - stwierdza van Zyl.
Polska fabryka w Jelczu i zakład w Wałbrzychu, gdzie powstaje przekładnia e-CVT dla hybrydowego silnika 1,8 l, nie przypadkiem są oczkiem w głowie van Zyla. Branża motoryzacyjna toczy właśnie bój o sprostanie nowym normom emisji CO2, które zaczną obowiązywać w 2021 r. Obecnie limit średniej emisji CO2 na zarejestrowany nowy samochód wynosi 130 g/km. W 2021 r. wartość ta spadnie do 95 g CO2/km.
Producenci, którzy nie spełnią nowych wymogów, będą musieli za każdy nowy samochód płacić 5 euro kary za pierwszy gram ponad limit, 15 euro za drugi, 25 za trzeci i 95 za każdy kolejny. Gdyby w przypadku któregoś z producentów w 2021 roku emisja CO2 w nowych autach nadal utrzymywała się na dopuszczalnym dziś poziomie 130 g/km, to firma ta musiałaby zapłacić ponad 14 tys. zł kary za każdy sprzedany samochód. Stawka gry jest bardzo wysoka, a Toyota podąża w niej swoimi drogami. Gdy inni producenci pokazują nowe modele elektryczne, Japończycy konsekwentnie stawiają na hybrydy.
- Jesteśmy w stanie osiągnąć taką emisję CO2, jakiej będą wymagały przepisy w 2021 r. Podstawą będą tu samochody hybrydowe z tradycyjnym układem tego typu. Teraz to dla nas najważniejsze rozwiązanie. Kolejne zaostrzenie proekologicznych przepisów nastąpi jednak w 2025 r. W przyszłości na znaczeniu zyskają więc hybrydy plug-in, samochody o napędzie elektrycznym oraz auta z ogniwami paliwowymi na wodór – wyjaśnia mój rozmówca.
- Kłopot polega na tym, że samochody elektryczne są drogie. Dziś takie auto musi kosztować mniej więcej 30 tys. euro. To niemal dwa razy więcej niż może kosztować hybryda. Samochód elektryczny jest więc rozwiązaniem dla zamożnych, hybryda jest znacznie bardziej dostępną, ekologiczną opcją – wyjaśnia Johan van Zyl.
Nie oznacza to jednak, że Toyota rezygnuje z modeli o napędzie elektrycznym. - Do 2021 r. będziemy mieli trzy trzy takie samochody w Europie i 10 globalnie. Na razie jednak obniżamy emisję CO2 i poziom zanieczyszczeń, oferując hybrydy, na które stać liczniejsze grono zmotoryzowanych.
To dobra wiadomość dla Polski, gdyż oznacza, że na razie nasi rodacy w Jelczu i Wałbrzychu będą mieli pełne ręce roboty.