Polacy mają setki wyjątkowych aut i nie chcą ich chować w garażach. Pokazał to drugi fotoSpot Youngtimer Warsaw
W kryzysowych sytuacjach nie można się łamać, ponieważ czasem to właśnie one mogą doprowadzić do nowych, rewelacyjnych pomysłów. Tak jest w przypadku cyklicznych imprez Youngtimer Warsaw. W związku z zakazem zgromadzeń nie mogły być one organizowane w dotychczasowej formie, więc statyczny zlot wyjechał na ulice. Efekt: niesamowite widoki i setki nowych osób zainspirowanych motoryzacją.
Restrykcje dotyczące zgromadzeń na świeżym powietrzu uderzyły w wiele wydarzeń i spotkań. Jednym z nich mógł być też cykl Youngtimer Warsaw. Organizowane od blisko dziesięciu lat tak zwane "spoty" rozwinęły na imponującą skalę, ponieważ i moda na youngtimery rozkręciła się na dobre.
A co to są właściwie youngtimery? Tak nazywa się auta zbyt klasyczne na określanie ich współczesnymi, a jednocześnie za nowe na miano zabytku.
I właśnie w sezonie wiosenno-letnim dwa razy w tygodniu ich właściciele zbierali się w dwóch miejscach stolicy. W tym roku - z powodu pandemii koronawirusa - sezon nie mógł jednak zostać rozpoczęty. Skoro tak, organizatorzy postanowili wprowadzić w życie inne kreatywne rozwiązanie. Zlot wyjechał na ulice. Wspólny przejazd przez miasto, bez zatrzymywania się, miał być satysfakcjonującym zamiennikiem. Tym bardziej, gdy pojawiła się jeszcze pamiątka w postaci świetnych zdjęć wykonanych przez rozstawionych w określonych punktach miasta fotografów.
Jak przystało na zżyte środowisko pasjonackie, organizatorzy mogli liczyć na zaangażowanie wielu osób. Z pierwszym wydarzeniem nowego typu organizatorzy ruszyli 17 maja. Ponieważ spotkało się ono z rewelacyjnym przyjęciem, postanowili je powtórzyć dwa tygodnie później, w ostatnią niedzielę maja. Tym razem na wydarzenie wybrałem się i ja, by przekonać się, na czym polega fenomen tych spotkań.
Każde oblicze youngtimera
Na drugą edycję Youngtimer Warsaw fotoSpot, nazwanego tak przez fotograficzny charakter spotkania, organizatorzy wyznaczyli trasę po ulicach centrum Warszawy. Pierwszy kontakt z "ruchomym spotem" zaliczyłem na skrzyżowaniu Alei "Solidarności" z Placem Bankowym. O ile na pasach do jazdy wprost ruch był nieduży, na tym do skrętu w prawo ustawił się długi sznur samochodów.
Za ponadprzeciętne natężenie odpowiadały auta, których zwykle już nie widzimy na naszych ulicach. Zbiór bardzo eklektyczny: kilka modeli Mercedesa i BMW z lat 90. pomieszanych z oryginalnymi Fiatami 500, gdzieś pomiędzy nimi rarytasy zza Żelaznej Kurtyny pokroju Poloneza, Malucha, Trabanta czy Zastavy. Na pojazdy zupełnie z innego świata wyglądają przy nich dołączające do grupy ikony japońskiego tuningu z początku lat dwutysięcznych. Przede wszystkim różne modele Nissana (włącznie ze Skylinem R34) i Mazdy Miata, ale i utrzymane w stylu DUB Lexusy.
W takiej kolorowej kawalkadzie dojeżdżam do Domów Towarowych "Centrum". Zgodnie z prośbami organizatorów, uczestnicy wydarzenia zachowują wysoki poziom kultury na drodze. Zresztą nigdzie im się nie spieszy, bo to sama jazda we wspólnym gronie jest celem tego popołudnia.
Pod Sawą docieram do Tomka, autora bloga Wielobarwny. Jest jednym z oficjalnych fotografów tego wydarzenia. Ręce ma pełne roboty, ponieważ liczba przybyłych aut przekroczyła chyba wszelkie oczekiwania. Wspólnie szacujemy, że przejeżdżających przed jego obiektywem youngtimerów jest chyba kilkaset, a na pewno ponad sto. Przez dwie i pół godziny tego popołudnia praktycznie nie spuszcza palca ze spustu migawki.
Znajduje jednak chwilę, żeby porozmawiać. Na początku pytam go, co w ogóle motywuje go do spędzania niedzielnego popołudnia w taki sposób. Za swoją pracę nie dostaje w końcu żadnego wynagrodzenia, bo i udział w spotkaniu jest darmowy. - Do robienia zdjęć motywuje mnie zajawka motoryzacyjna. To dla mnie forma odskoczni od normalnego życia. Za każdym razem chcę dostarczać coraz lepsze materiały dla ludzi, którzy tak samo jak ja mają benzynę we krwi. Dla tych, którzy chcą mieć fajne pamiątki, jak i tych, którzy byli nieobecni - opowiada z satysfakcją.
A jak ocenia nową formułę spotkań? - Dla mnie to powiew świeżości, który bardzo mi się podoba. Niesamowitym przeżyciem jest zobaczyć jednocześnie na ulicy tyle klasyków, jadących spokojnie, zapełniających korki - wyznaje.
Nie sposób nie przyznać mu racji. Dopiero z boku widzę, jak wielkie jest to wydarzenie. Strumień samochodów zdaje się nie mieć końca. Znajduję w nim prawdziwe białe kruki motoryzacji: Ferrari Testarossę, Citroena DS21, BMW Serii 8. Pojawiają się całe grupy modeli Porsche czy Bentleya, które jeszcze za życia większości z nas występowały w Polsce tylko w pojedynczych egzemplarzach, jako auta najbogatszych Polaków.
Na mnie jednak piorunujące wrażenie robią samochody największe. Na zlot do centrum Warszawy przyjechały różne maszyny wojskowe oraz Jelcz M11. Dzięki należącemu do Klubu Miłośników Komunikacji Miejskiej kultowemu autobusowi starszym warszawiakom musiały odżyć wspomnienia. Świetnie zachowana maszyna z tablicami rejestracyjnymi auta zabytkowego odwzorowuje wszelkie detale, włącznie z tablicą informacyjną linii J, która do 1993 roku prowadziła z Marysina Wawerskiego na Chomiczówkę. Widać youngtimer niejedno ma oblicze.
Gdy ruszam dalej, w końcu widzę, jak wielkie poruszenie wywołał ten zlot także wśród widzów. Oprócz sześciu fotografów zapewnionych przez organizatorów, właściwie każde skrzyżowanie czy rondo jest obstawione przez kolejne osoby z aparatami. Widzowie ustawieni są właściwie wzdłuż całej trasy. Widać, że niektórzy czekali na to wydarzenie i przyszli podziwiać przejeżdżające auta ze znajomymi. Inni nie mieli takich planów, ale widząc, co się dzieje, po prostu stanęli w miejscu i dołączyli do podziwiania.
Niesamowity klimat budowały auta ze starannie przygotowanymi gadżetami. Na bagażnikach dachowych niektórych aut przymocowane były urokliwe atrybuty turystyczne z epoki. Inne ciągnęły nieśmiertelne przyczepy Niewiadów 126N. Kierowcy kabrioletów pokazywali swoje klaty przedzierające się przez koszule hawajskie. Widać, że po kilku tygodniach przygnębiającej izolacji nastąpiła eksplozja radości.
Dlatego też sądzę, że z racji organizacji tego spotkania w dobie luzujących się restrykcji ta edycja zlotu Youngtimer Warsaw była wyjątkowa. Być może już się taka nie powtórzy (miejmy nadzieję – w końcu kwarantanny nikomu nie są na rękę).
Gdy parkuję samochód na Placu Zbawiciela, dochodzę do wniosku, że organizatorom udała się naprawdę niesamowita sztuka. W samym sercu udało im się stworzyć spontanicznie święto motoryzacji i zaangażować w nie wiele osób. Nie tylko uczestników, ale i całkiem przypadkowe osoby, które być może do tej pory w ogóle nie widziały w motoryzacji nic interesującego. I właśnie z tego powodu, jako że w motoryzacji tak naprawdę coraz trudniej znaleźć coś inspirującego i ekscytującego, powinniśmy się cieszyć najbardziej.