Po jakim czasie zwróci się zakup samochodu elektrycznego. Policzyliśmy to
Ostatnio miałem okazję jeździć najtańszym sensownym samochodem elektrycznym jaki można kupić w Polsce. Nissan Leaf wciąż jest drogi, ale jego eksploatacja kosztuje wyjątkowo mało. Zastanawiałem się, po jakim czasie taki zakup może się zwrócić i postanowiłem to policzyć.
03.09.2018 | aktual.: 30.03.2023 11:00
Zakup samochodu elektrycznego to wciąż wydatek znacznie powyżej przeciętnej. I tu nawet nie o pieniądze chodzi, bo kupujemy auta za 150-160 tys. zł, ale o to, że elektryk wciąż nie może być jedynym w gospodarstwie domowym.
Obecnie nie ma na rynku taniego samochodu na prąd, którym można by dojechać choćby ze stolicy nad morze bez potrzeby ładowania baterii w trasie. Dlatego trzeba mieć drugie auto na wyjazdy dalsze niż 300 km lub korzystać z wypożyczalni.
Jednak faktem jest, że dziennie pokonujemy zwykle od kilku do kilkudziesięciu kilometrów. Przeciętny kierowca przejeżdża ok. 15 tys. km rocznie, co oznacza średnio ok. 40 km dziennie. Z nowym Nissanem Leafem przeciętnie musielibyśmy się podłączyć do zasilania co sześć dni (realny zasięg to 250 km).
Jeśli więc podejdziemy do tematu na spokojnie, bez uprzedzeń, okaże się, że nawet obecnie oferowane elektryki, z wydawać by się mogło niewielkim zasięgiem, bez problemu zaspokoją potrzeby większości kierowców.
Czy jednak warto wydać 153,8 tys. zł na takie auto? Czy może ekonomicznie jest to zupełnie nieuzasadnione? Postanowiłem porównać podstawowe koszty (prądu lub paliwa) Nissana Leafa z podobnym wielkością Nissanem Qashqaiem z silnikiem benzynowym 1.2 i automatyczną skrzynią biegów, aby było w miarę sprawiedliwie.
W miarę, ponieważ osiągi Nissana Leafa są znacznie lepsze niż jakiejkolwiek wersji Qashqaia. Do porównania wybrałem podobnie wyposażoną wersję Acenta z dodatkowym Pakietem Technologii, co finalnie daje cenę 97 250 zł. Różnica wynosi zatem 56 550 zł. Sprawdźmy w jakim czasie taka kwota się zwróci.
Ile "pali" Nissan Leaf i jaki jest jego realny zasięg?
Średnie zużycie energii Nissana Leafa to około 15 kWh/100 km. Taki wynik można uzyskać poruszając się zarówno w trasie, jak i w mieście, nie przykładając większej wagi do oszczędności, korzystając z klimatyzacji, systemu nagłośnienia i ładując smartfona.
To przekłada się na 260 km zasięgu, ale można bezpiecznie uznać, że Leafem zawsze przejedziecie 250 km, choć można i 280. Byle nie wjeżdżać na autostradę, chyba że i tam nie przekroczycie prędkości 100 km/h.
1 kWh prądu w Polsce kosztuje średnio ok. 0,55 zł. Zatem przejechanie 100 km Nissanem Leafem to wydatek ok. 8,25 zł. Można to porównać ze spalaniem benzyny lub oleju napędowego. Zakładając, że paliwo kosztuje ok. 5,10 zł/litr, to samochód spalinowy musiałby zużywać 1,6 l/100 km, by mógł równać się z elektrycznym Leafem. Jednak to nie wszystko.
Obecnie mamy możliwość ładowania baterii nie tylko w domu z gniazdka (zakładam, że właściciel samochodu elektrycznego ma do tego dostęp), ale także przy użyciu szybkich ładowarek zupełnie bezpłatnie, np. przy salonach dilerskich czy w centrach handlowych.
Niektórzy mogą mieć dostęp do źródła prądu w firmie, w której pracują. Realnie można też jadąc do rodziny czy znajomych podładować samochód raczej za to nie płacąc. Oczywiście są to zupełnie indywidualne przypadki, ale można założyć ostrożnie, że 25 proc. ładowań będzie bezpłatnych. O tyle obniżam realny koszt.
Jakie jeszcze korzyści finansowe daje samochód elektryczny?
Poza samym ładowaniem jest jeszcze korzyść z bezpłatnego parkowania w strefach, w których trzeba za to płacić. To również sprawa indywidualna, bo zależna od tego, czy musicie rzeczywiście z tego korzystać.
Zakładając, że auto elektryczne kupi raczej osoba mieszkająca lub pracująca w dużym mieście, można przyjąć, że przynajmniej od czasu do czasu wrzuci coś do parkomatu. Przyjmijmy bardzo ostrożnie, że jest to kwota 20 zł na tydzień.
Korzystanie z buspasów raczej nie przynosi korzyści ekonomicznych, choć jeśli skraca to czas podróży, to też tak może być. Jednak nie biorę tego pod uwagę. Podobnie jak nie liczę kosztów ubezpieczenia, ponieważ to jeszcze bardziej indywidualna kwestia, a także utraty wartości.
Samochód spalinowy vs. elektryczny – koszt jazdy
Nissan Qashqai 1.2 DIG-T z automatem powinien średnio spalać ok. 7,5 l benzyny na 100 km. To przekłada się na koszt rzędu 38,25 zł/100 km. W przypadku Leafa jest to kwota 6,20 zł/100 km przy założeniu, że ok. 25 proc. będzie bezpłatnych. Różnica wyniesie zatem 32,05 zł/100 km z korzyścią dla Leafa.
Przy założeniu przebiegu rocznego 15 tys. km, oszczędności to 4807 zł. Aby więc zakup elektryka się zwrócił, trzeba by przejechać 174 tys. km i posiadać auto ponad 11 lat. To jednak nie wszystko.
Inne koszty po stronie samochodu elektrycznego
Dodajmy do rocznych kosztów utrzymania wspomniane parkowanie. 20 zł tygodniowo to rocznie 1040 zł. Zatem różnica już wzrasta do poziomu 5847 zł. Jest też znacznie tańszy serwis aut na prąd.
Nissan Leaf wymaga przeglądu co 30 tys. km i jest to wydatek ok. 400 zł za pierwszą, 500 zł za drugą, 400 zł za trzecią i 700 zł za czwartą wizytę w serwisie. Dalej jest już to zależne od sposobu eksploatacji, ale zasadniczo można przyjąć średni koszt na poziomie 500 zł co 30 tys. km. Czyli serwis samochodu będzie kosztował 250 zł rocznie.
W przypadku Nissana Qashqaia przegląd należy wykonywać co 20 tys. km i kosztuje on odpowiednio: 769 zł, 949 zł, 849 zł, 1349 zł za pierwsze cztery. Średnio to 979 zł, ale w samochodzie z silnikiem spalinowym im wyższy przebieg, tym więcej do zrobienia. Jak dowiedziałem się od szefa jednego z serwisów Nissana, po czterech przeglądach średni koszt kolejnych to ok. 1000 zł.
Oba auta i tak trzeba by serwisować raz w roku, bo tego wymaga producent, więc przebieg nie gra roli. Zatem do rocznej różnicy dochodzi 500 zł.
Ostatecznie licząc cenę prądu/paliwa, parkowania i serwisu, różnica w kosztach rocznej eksploatacji pomiędzy Leafem a Qashqaiem wynosi 6347 zł. Aby więc zwrócił się zakup elektrycznego Nissana Leaf, należałoby jeździć nim niecałe 9 lat i przejechać blisko 140 tys. km.
Zobacz także
Dwie duże niewiadome
Podsumowując, nie aż tak dużo trzeba by jeździć elektrycznym Leafem, by jego zakup się opłacał. Natomiast są dwie wielkie niewiadome.
- Co będzie z baterią po tak dużym przebiegu? Czy nie będzie wymagała wymiany lub regeneracji? Jednak z drugiej strony to samo pytanie można postawić przy silniku benzynowym Qashqaia. Też może wymagać choćby drobnych napraw.
- Jak będzie wyglądała motoryzacja za jakiś czas? Coraz więcej stref, w które nie można wjechać autem spalinowym, coraz więcej ograniczeń dla takiego rodzaju napędu i być może więcej ulg dla posiadaczy elektryków. Jednak z drugiej strony nie wiemy ile za 3-4 lata może kosztować prąd i paliwo.
Moim zdaniem
Jazda elektrycznym Nissanem Leafem bardzo mi się podobała, w przeciwieństwie do samego samochodu. Gdybym miał wybrać zupełnie obiektywnie, z pominięciem jakichkolwiek kosztów, bez wątpienia wybrał bym Leafa.
Jest bardzo dynamiczny, a na moje potrzeby w zupełności wystarczający. Jednak uważam, że samochody elektryczne wciąż są za drogie o choćby 30 proc. Gdybyśmy mogli liczyć na takie ulgi (podkreślam słowo ulgi – nie dotacje), wówczas auta elektryczne miałyby sens. I nawet byłyby warte swojej ceny.