Pierwsza jazda: Jeep Avenger 1.2 GSE T3 – to po prostu spoko autko
Kosztuje 100 tys. zł, pod maską ma 100-konny silnik, niewiele waży, ale za to daje sporo przestrzeni. Do tego wnętrze jest zaprojektowane bardzo pomysłowo, a nadwozie w stylistyce Jeepa wygląda neutralnie. Niczym nie zniechęca, wygląda jak mini terenówka, choć ma tylko napęd na przód. Gdybym kupował dziś nowe auto za 100 tys. zł, to byłby to Jeep Avenger.
Za 99 900 zł wersja podstawowa ma w standardzie ekran multimediów z funkcją łączności ze smartfonem, tempomat, klimatyzację, elektrycznie sterowane szyby i lusterka. Ma też felgi stalowe, które wyglądają nie gorzej niż te z aluminium, a bez dopłaty otrzymujemy czerwony lakier. Patrząc na cenę tego samochodu, na usta ciśnie się stwierdzenie "uczciwa", kiedy jednocześnie przyglądamy się konkurencji. A to dopiero pierwsza z zalet Jeepa Avengera, do którego najbardziej pasuje mi określenie "spoko".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Auto w sam raz na dziś
Moim zdaniem jest to samochód w sam raz na dzisiejsze czasy. Mierzy 4,08 m długości i ma bryłę SUV-a. Kompaktowe wymiary dają kompaktową przestrzeń w kabinie – w sam raz dla czterech dorosłych osób. Czyli auto sprawdzi się w typowej rodzinie 2+2, a nawet 2+3.
Z przodu miejsca jest sporo, a przedni fotel z prawej strony można dość mocno przesunąć, by wygospodarować więcej miejsca z tyłu. Fotel ten ma też system mocowania ISOFIX w standardzie. Oba przednie są wygodne, wyprofilowane wystarczająco, by przytrzymać na zakręcie i nie męczyć na trasie. Wygodna jest też pozycja za kierownicą, do której nie mam najmniejszych zastrzeżeń.
Pierwsze, co zwraca uwagę w samochodzie, to czytelność, łatwa obsługa i świetne zagospodarowanie przestrzeni. Wszędzie, gdzie tylko się dało, jest schowek lub półka. Miejsce na telefon jest pod ręką, są też gniazda USB i USB-C. Jest fizyczna obsługa najważniejszych funkcji, a to, co trzeba robić z poziomu ekranu, nie nastręcza trudności, bo system działa sprawnie.
Z tyłu miejsca też jest w sam raz. Ja tylko delikatnie dotykałem kolanami oparć fotela ustawionego pod własne preferencje, więc nie mogę powiedzieć, by było dużo miejsca. Jednak Avengerem raczej rzadko będzie podróżowało czterech dorosłych facetów o wzroście 1,80 m.
Bagażnik ma pojemność 380 litrów, czyli nawet nieco więcej niż w sam raz. Można się spakować na dłuższy wyjazd, korzystając z podwójnej podłogi. Bagażnik jest foremny i ma dwa solidne haczyki na zakupy. Ładowność to aż 500 kg.
Wnętrze jest złożone solidnie, choć głównie z twardych materiałów. Tylko osoby mające kontakt z samochodami marek Peugeot i Citroen zauważą pewne podobieństwa i prawdziwe pochodzenie tej konstrukcji.
Prędzej zauważymy podobieństwa w czasie jazdy
Pod maską spalinowego Avengera pracuje benzynowy silnik 1.2 PureTech znany z innych aut Grupy Stellantis. Ta 100-konna jednostka ma tylko trzy cylindry, co od razu słychać po jej uruchomieniu. Warczy jednak dość przyjemnie i nie czuć, by się męczyła. Generuje solidną dawkę momentu obrotowego 205 Nm, co czuć, kiedy wskazówka obrotomierza zbliży się do wartości 2000. Osiągi są lepiej niż wystarczające.
Samochód, dzięki niskiej masie 1187 kg, chętnie przyspiesza już od najniższych obrotów, a prędkość 100 km/h pojawia się po 10,6 s od startu. Skrzynia biegów jest typowo francuska, z subiektywnie delikatnym mechanizmem przełączania, który w nowym samochodzie działał precyzyjnie. Nie każdemu może się jednak podobać bardzo duża gałka zmiany biegów.
Ogólnie napęd spalinowy należy ocenić pozytywnie i jest spory potencjał na niskie zużycie paliwa. Z pewnością do ideału brakuje odmiany z automatyczną skrzynią, ale obawiam się, że wtedy wersja elektryczna cieszyłaby się jeszcze mniejszym zainteresowaniem. Jeśli koniecznie chcesz Avengera z automatem, zostaje tylko napęd na prąd.
Zawieszenie też jest zestrojone w sposób typowy dla samochodów segmentu B francuskich marek Stellantisa. Dość sprężyste, ale w większym ugięciu miękkie, a wprowadzone w duże zakłopotanie, w tylnej części zaczyna nieprzyjemnie tańczyć. Jednak samochód nie ma sportowego charakteru, więc nie sądzę, by ktoś ostro zmieniał kierunek jazdy kilka razy z rzędu. Natomiast na nierównościach cieszy zwartością i ładnie pochłania nawet duże dziury wybite w nawierzchni gruntowej.
Nie do jazdy w terenie, chyba że miejskim
Choć Jeep namiętnie chwali się dobrą geometrią terenową, a w trybach jazdy znajdziemy m.in. tryby na piach i błoto, to Avenger terenówką nie jest i raczej nie będzie ze względu na przedni napęd. Natomiast nie zmienia to faktu, że wysoki prześwit i dobre kąty natarcia oraz zejścia pomagają w codziennym użytkowaniu nawet w mieście.
Szkoda, bo potencjał na fajnego crossovera 4x4 jest i tu bezdyskusyjnie Avenger zyskałby wielkiego asa w rękawie względem konkurencji z Grupy Stellantis. A być może to właśnie dlatego jest tylko przednionapędowy.
Nielakierowane tworzywa wokół auta, zaprojektowanie nadwozia w taki sposób, by jak najtrudniej było uszkodzić newralgiczne elementy, należy docenić. Samochód sprawia wrażenie dopracowanego pod względem ochrony przed miejskimi starciami z innymi obiektami czy nawet w czasie jazdy po krzakach.
Jest spoko, a nawet cool!
Mnie osobiście sylwetka Jeepa Avengera przypadła do gustu od razu, kiedy go zobaczyłem. Po pierwszych jazdach już w czasie plebiscytu Samochód Roku Wirtualnej Polski uznałem, że autko jest spoko i idealnie nadaje się na zwycięzcę w kategorii Miejski Samochód Roku. Teraz po dłuższych jazdach nadal twierdzę, że nie popełniono tu żadnego błędu przy projektowaniu i naprawdę postarano się, by Avenger pasował każdemu. Nie można mu przypisać żadnego profilu przyszłego użytkownika, nie można włożyć do worka auta kobiecego (bo crossover) czy męskiego (bo jeep).
Najnowszy model Jeepa jest więc z jednej strony naprawdę neutralny, bo może spodobać się wszystkim, a z drugiej strony, na swój sposób jest fajny stylistycznie, nieprzesadzony, a już na pewno nie nudny. Jest po prostu cool i dlatego mnie przekonuje. Crossover w okolicy 100 tys. zł? Moja propozycja numer 1 to obecnie Jeep Avenger.