Piękny Aston Martin Vanquish S debiutuje w Los Angeles
Aston Martin przyjechał do Los Angeles z imponującą premierą, która jest niczym innym jak łabędzim śpiewem Vanquisha. Obecna odsłona modelu jest z nami już ponad 4 lata, więc debiutująca właśnie odmiana, stanowi najprawdopodobniej ostatnie wydanie tej generacji.
Zgodnie z planem nowa ma zadebiutować w 2018 roku. Z pewnością będzie równie zaskakującą propozycją, co zaprezentowany niedawno DB11, choć schodzący model nadal stanowi kuszącą opcję. Jeśli nie rozumiecie o co nam chodzi, spójrzcie na fotografie.
Choć na pierwszy rzut oka wersja "S" bardzo przypomina zwykłego Vanquisha, w rzeczywistości jest znacznie bardziej drapieżną maszyną. Zarówno pod względem osiągów jak i wyglądu. Brytyjscy specjaliści zadbali o aerodynamikę, stosując niepozorne, lecz bardzo skuteczne dokładki i spojlery. Wszystkie zostały wykonane z włókna węglowego, aby wspólnie z wydajnymi hamulcami i ostro zestrojonym podwoziem stać na straży pewnego prowadzenia w każdych warunkach.
Włókno węglowe świetnie komponuje się z ciemnoniebieskim lakierem, w jaki ubrano egzemplarz przedstawiony na fotografiach. Aston Martin nie ukrywa, że to główny lakier w ofercie, choć chętni będą mogli oczywiście zdecydować się także nie inne barwy. Do świetnej prezencji przyczyniają się także 5-ramienne felgi wykończone diamentowym połyskiem.
Jak przystało na Astona Martina, nie tylko nadwozie może się podobać. To ekstremalna, sportowa wersja, co nie oznacza jednak rezygnacji z komfortu i luksusu. Kabina została bogato wyposażona i wykończona skórą, aluminium oraz wspomnianym już włóknem węglowym. Zadbano także o detale w postaci chociażby haftowanych przeszyć na zagłówkach.
Nadwozie i wnętrze, choć oczywiście ważne, w przypadku takiego auta są tylko dodatkiem do napędu. Pod maską Vanquisha S znajdziemy 6-litrowy, wolnossący silnik V12 o mocy 600 KM, który współpracuje z 8-biegową przekładnią automatyczną przekazującą moment obrotowy na tylne koła. Choć Aston Martin nie opublikował jeszcze oficjalnych osiągów, podejrzewamy, że to bardzo szybki samochód. Dla przypomnienia, zwykła odmiana rozpędza się do setki w 3,8 sekundy. Tu mamy do czynienia z niższą masą, szybszą reakcją przepustnicy i poprawioną przyczepnością, więc może być tylko lepiej.
To imponujące, brytyjskie GT zostało wycenione na 312 950 dolarów, co stanowi równowartość około 1,3 mln złotych. Drogo, nawet bardzo. Niewykluczone, że w Europie cena będzie nieco niższa, lecz nie liczylibyśmy na cuda. Pamiętajmy, że ta wersja jest ostoją klasycznej motoryzacji. Wolnossące V12 to właściwie wymierający gatunek. W dodatku niezbyt tani w produkcji, a to niestety przekłada się na cenę