Wielu kierowców nieprawidłowo używa świateł. Problemy sprawia nie tylko kierunkowskaz
Pokonywanie ronda, tunelu, skrzyżowania w deszczu lub we mgle. To sytuacje, w których kierowcy najczęściej popełniają błędy. Ich skutki mogą być poważne - od mandatu aż po przyczynienie się do wypadku drogowego. Pomyłki popełniają nawet doświadczeni kierowcy.
04.03.2020 | aktual.: 22.03.2023 12:25
Kłopotliwe rondo
W porównaniu z klasycznymi skrzyżowaniami ronda są bezpieczniejsze i w większym stopniu przyczyniają się do upłynniania ruchu. Niestety, kierowcy sygnalizują swoje manewry na rondzie w bardzo różny sposób. Istnieją dwie szkoły pokonywania ronda. Należący do pierwszej z nich uważają, że trzeba używać kierunkowskazu jedynie zmieniając pas podczas jazdy po rondzie oraz sygnalizując zjazd w wybraną, odchodzącą od niego ulicę. Przedstawiciele drugiej szkoły mówią, że jeśli zamierza się skręcić w lewo, należy włączyć lewy kierunkowskaz przed wjazdem na rondo i zamienić go na prawy przed zjazdem w przecznicę.
Lubelski sąd, który końcem lutego 2020 r. rozpatrywał sprawę sprawę przerwania egzaminu po niewłączeniu kierunkowskazu przed rondem, jasno wyraził się na ten temat. W uzasadnieniu wyroku (sprawa III SA/Lu 326/17) czytamy: "Dojeżdżając do ronda egzaminowany nie wykonywał (…) manewru zmiany kierunku jazdy. W tych warunkach zasygnalizowanie tego manewru lewym kierunkowskazem nie było wymagane".
W uzasadnieniu stwierdzono także, iż „(…) rondo należy traktować jako 'zwykłe' skrzyżowanie i włączenie (kierunkowskazu – przyp. red.) powinno mieć miejsce w czasie zjeżdżania ze skrzyżowania. Wtedy występuje zmiana kierunku ruchu. Przy wjeździe na skrzyżowanie o ruchu okrężnym nie następuje zmiana kierunku jazdy i brak podstaw, by zamiar wykonania takiego manewru należało wcześniej zasygnalizować”.
Z punktu widzenia przepisów włączanie lewego kierunkowskazu przed wjazdem na rondo nie ma sensu. Część kierowców robi to jednak z zupełnie innego powodu. Dają w ten sposób znać oczekującym na możliwość wjazdu na rondo, że nie zamierzają go opuścić najbliższym zjazdem. Tak naprawdę jednak takim sygnałem powinien być brak uruchomionego prawego kierunkowskazu. Problem w tym, że wielu kierowców nie sygnalizuje zamiaru zjazdu z ronda lub robi to dopiero wraz z ruchem kierownicą. Moim zdaniem należy walczyć z tym niedbalstwem, zamiast promować niepotrzebne używanie lewego kierunkowskazu.
Wyjazd z podporządkowanej
Swoje manewry należy poprzedzać zasygnalizowaniem ich za pomocą kierunkowskazu – to oczywiste. Dziwić może jednak to, jak mała odpowiedzialność wiąże się z jego użyciem. Wyobraźmy sobie codzienną sytuację: dojeżdżamy do skrzyżowania ulicą podporządkowaną, a drogą z pierwszeństwem porusza się pojazd sygnalizujący skręt. Ruszamy więc, ale samochód, który porusza się drogą z pierwszeństwem, wcale nie skręca. Dochodzi do kolizji. Kto będzie ponosił winę za zdarzenie?
- Nawet jeśli kierowca jadący ulicą z pierwszeństwem niewłaściwie użył kierunkowskazu, to nie przesądza to o jego winie – stwierdza podinsp. Radosław Kobryś z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji i biegły sądowy z zakresu bezpieczeństwa drogowego. - Każdy kierowca jest zobowiązany do przestrzegania zasady ograniczonego zaufania, więc osoba chcąca wjechać na skrzyżowanie musi mieć pewność, że sygnalizujący skręt kierowca jadący drogą z pierwszeństwem rzeczywiście ten manewr wykona - dodaje.
- W praktyce sądowej wiele zależy od momentu, w którym kierowca na ulicy podporządkowanej mógł powziąć podejrzenie, że osoba jadąca ulicą z pierwszeństwem nie skręci wbrew temu, co sugerował kierunkowskaz. Lampkę ostrzegawczą powinno zapalać nam to, że kierowca sygnalizujący skręt nie zwalnia. W takich przypadkach winnym kolizji najczęściej zostaje uznany kierowca, który wyjechał z ulicy podporządkowanej, ale nie jest to regułą – dodaje Radosław Kobryś. Choć więc zwykłe poczucie sprawiedliwości każe winić za kolizję osobę, która niewłaściwie użyła kierunkowskazu, sąd może mieć zupełnie inne zdanie.
Deszcz i mgła
Od jesieni do wiosny kierowcy często spotykają się z trudnymi warunkami atmosferycznymi. Właściwie za każdym razem, gdy występują, można zaobserwować osoby, które niewłaściwie używają świateł. Właściciele nowszych aut często zapominają o przełączeniu we mgle czy podczas deszczu ze świateł do jazdy dziennej na światła mijania. Być może pokładają ufność w czujnikach, które w nowszych autach rzeczywiście mogą działać bez zarzutu. W niektórych jednak zawodzą i kierowca musi je osobiście wyręczyć, by kierowcy jadący z tyłu mogli ujrzeć go na czas.
Jeszcze więcej zamieszania jest podczas mgły. Tylne światło przeciwmgielne jest obowiązkowym elementem wyposażenia każdego auta. Kierowca może go użyć dopiero wtedy, gdy widoczność nie przekracza 50 metrów – to odległość o połowę mniejsza niż ta, która dzieli przydrożne słupki. Niestety, wielu kierowców ma tendencję do nadużywania tylnych świateł przeciwmgielnych. W ten sposób oślepiają oni kierowców jadących za nimi. Przednie światła przeciwmgielne można włączyć przy ograniczonej widoczności. Prawo nie precyzuje tu widoczności.
Dodatkowo przepisy zezwalają na korzystanie z przednich świateł przeciwmgielnych nawet wówczas, gdy nie ma mgły. Można to zrobić po zmroku na krętych drogach oznaczonych znakiem A-3 "niebezpieczne zakręty" i tabliczką T-6 "droga kręta". Za używanie świateł przeciwmgielnych w warunkach, gdy nie jest to konieczne, grozi mandat w wysokości 100 zł. Kierowca, który nie włączy tylnego światła w razie widoczności mniejszej niż 50 m, może otrzymać 200 zł mandatu.
Mogłoby się wydawać, że prawidłowe używanie świateł to banał, którego uczą na pierwszych zajęciach kursu na prawo jazdy. W rzeczywistości kłopoty z korzystaniem z oświetlenia są powszechne.