"Można wracać na kołach" - z nielegalnymi tablicami i niedopuszczeniem do ruchu
Kwestia legalności jazdy sprowadzonym z zagranicy autem zawsze budziła wiele kontrowersji. W obliczu zmieniających się od przyszłego roku przepisów nabiera zupełnie nowego znaczenia. Wszystko przez wzrost maksymalnej grzywny. A jeszcze pozostaje pytanie: czy OC na taki samochód działa?
26.11.2021 | aktual.: 14.03.2023 14:15
Nie ma się co oszukiwać – polskie i europejskie przepisy są tak skonstruowane, że najbardziej opłacalnymi (ekonomicznie) rozwiązaniami są te nielegalne. Oto kilka sposobów sprowadzenia i sprzedaży samochodu z zagranicy.
Auto powinno zostać wyrejestrowane za granicą i przywiezione do Polski na lawecie. Dopiero po jego zarejestrowaniu, czyli wykonaniu badania technicznego dopuszczającego do ruchu i dopełnieniu wszelkich formalności, powinno zostać sprzedane – dzięki temu nabywca może wracać do domu na kołach. Oczywiście wiąże się to z niemałymi kosztami.
Można też nieco inaczej. Auto wyrejestrowujemy za granicą i kupujemy tzw. tablice wywozowe, które są w pełni legalne przez pewien krótki okres lub na ściśle określonej trasie. Do tego trzeba wykupić oczywiście ubezpieczenie OC. Cały pakiet jest drogi — od kilkudziesięciu do kilkuset euro. Przy takich cenach sens ekonomiczny sprowadzania auta zmniejsza się, choć jest to dobre rozwiązanie w sytuacji, kiedy po prostu jedziemy sami po samochód do Niemiec.
Niektórzy uważają, że można też auto wyrejestrować za granicą, kupić podrabiane tablice, wykupić krótkoterminowe ubezpieczenie w Polsce (przez telefon) i jechać do kraju. Tylko to akurat jest nielegalne. Osoba zatrzymana np. na terenie Niemiec w takim aucie ma – mówiąc delikatnie – przechlapane. Odpowiada karnie za przestępstwo skarbowe i jeszcze fałszerstwo. U nas taki proceder nazywa się używaniem tablic kolekcjonerskich.
Jest jeszcze jedna droga, którą w znakomitej większości wybierają handlarze. Przywiezienie wyrejestrowanego w Niemczech samochodu do Polski na lawecie, zrobienie badania technicznego, a potem dokupienie mu kolekcjonerskich tablic, wykupienie krótkoterminowego ubezpieczenia OC i wmawianie klientowi, że po zakupie może normalnie wracać na kołach. Kupujący nie zawsze jest świadomy, że jest to po prostu nielegalnie.
Jak widać, praktykowane są cztery rozwiązania, w tym dwa nielegalne. I to właśnie te najczęściej wybierają handlarze, którzy rocznie importują ok. miliona samochodów używanych. Dlaczego? Bo tak się bardziej opłaca.
Kluczem jest dopuszczenie do ruchu
Niestety, tym nie bardzo przejmują się zarówno handlarze, jak i osoby kupujące takie pojazdy. Żeby to dobrze zrozumieć, warto dokładnie poznać przepisy.
W myśl polskiego prawa dopuszczone do ruchu auto to takie, które:
- spełnia warunki określone w art. 66 ustawy Prawo o ruchu drogowym (przeszło tzw. zerowe badanie techniczne, czyli dające zapewnienie, że auto spełnia warunki techniczne umożliwiające dopuszczenie do ruchu),
- zostało zarejestrowane, czyli ma legalne tablice rejestracyjne i wydany dowód rejestracyjny lub pozwolenie czasowe.
Dlaczego niezarejestrowane auta jeżdżą po kraju jak gdyby nigdy nic? Z dwóch powodów. Pierwszy to powszechne przekonanie o tym, że samochód, który ma ważne badanie techniczne i wykupioną polisę OC, jest dopuszczony do ruchu. Tymczasem pojazd wyrejestrowany za granicą nie jest dopuszczony do ruchu.
Drugi powód to niskie kary przewidziane za taki proceder. Z reguły jest to maksymalnie 500 zł mandatu, a w najgorszym przypadku zakaz dalszej jazdy.
Funkcjonariusze przymykają na to oko, ponieważ doskonale wiedzą, że samo dopuszczenie do ruchu to tylko formalność, jeśli auto ma już badanie techniczne i polisę. Żeby być precyzyjnym – to tylko wydanie odpowiednich dokumentów, ale samochód nie przechodzi żadnych technicznych zmian.
To jak piłkarz na boisku i poza nim. Na ławce rezerwowych jest tylko kibicem i nie może wejść na boisko bez zgody sędziego, ale to nie znaczy, że nie potrafi grać i nie zna zasad gry. Nadal jest piłkarzem, ale w czasie meczu poza boiskiem formalnie nim nie jest.
Najwyższą karą za poruszanie się pojazdem niedopuszczonym do ruchu jest oczywiście kara grzywny, obecnie do 5000 zł, która jednak jest wymierzana niezmiernie rzadko.
Jednak od przyszłego roku, jeśli projektowane zmiany w Kodeksie wykroczeń wejdą w życie, maksymalny wymiar kary to będzie już 30 tys. zł. Ale to nie on może odstraszać. Prędzej ten minimalny, który wyniesie 1000 zł. Dodatkowo za niedostosowanie się do przepisów będzie groził areszt lub ograniczenie wolności. Dokładnie opisałem to w artykule poniżej.
A co w takim razie z OC?
Tu w grę wchodzą również przepisy z Ustawy o ubezpieczeniach. Otóż każdy pojazd wprowadzony do ruchu musi mieć polisę OC. Nawet jeśli nie został jeszcze zarejestrowany, czyli formalnie dopuszczony do ruchu. I co ważne, takie ubezpieczanie można kupić na numer VIN.
Damian Ziąber z Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego podkreśla, że choć taki pojazd nie powinien jeździć po drogach, to samo wykupienie OC na 12 miesięcy, by jeździć (choć niezgodnie z przepisami), jest słuszne, bo przynajmniej w razie spowodowania szkody nie tylko właściciel jest chroniony przez OC, ale i sam poszkodowany może odzyskać pieniądze w normalny sposób. Nie z budżetu UFG, lecz od Towarzystwa Ubezpieczeniowego.
Zdaniem UFG, pomimo iż nastąpiło tu naruszenie przepisów prawa o ruchu drogowym, nie ma w takich sytuacjach podstaw do odmowy wypłaty odszkodowania w ramach OC, bo wszystko działa w ramach ustawy o ubezpieczeniach.
- Ubezpieczenie takiego pojazdu nie tylko stanowi dowód rozsądku posiadacza, ale i jest zgodne z przepisami dotyczącymi ubezpieczenia OC posiadaczy pojazdów mechanicznych, zwłaszcza że do ubezpieczenia pojazdu mechanicznego wystarczy numer charakterystyczny tegoż pojazdu (numer VIN przyp. red.) – mówi Damian Ziąber z UFG.
Powyższe potwierdza również Dawid Korszeń z Towarzystwa Ubezpieczeniowego Warta. Co więcej, wskazuje na nielegalność ubezpieczeń 30-dniowych dla pojazdów niedopuszczonych do ruchu, ale w razie powstania szkody i one działają.
- Oczywiście umowa OC chroni osoby trzecie – mówi Dawid Korszeń. - Tak więc poszkodowany może zgłosić szkodę, nawet gdy umowy te zostały zawarte z naruszeniem ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych. Naruszenie dotyczy art. 27, który mówi, że auto niezarejestrowane nie może być ubezpieczone na okres 30 dni, nawet jeżeli umowę taką zawiera podmiot zajmujący się kupnem i sprzedażą pojazdów. Jeżeli jest to konieczne, to dla takiego auta powinna być wystawiona umowa 12-miesięczna na nr VIN - dodaje.
Jeśli zatem pojazd jest niedopuszczony do ruchu, ale ma ważne OC, nawet zawarte niezgodnie z prawem na okres 30 dni, to nie może poruszać się po drogach, ale w razie gdyby wyrządził szkodę, to OC działa i co więcej, nie zachodzi tu groźba regresu.
Co do tego ostatniego, to o tym, kiedy Towarzystwo Ubezpieczeniowe może ubiegać się o regres, mówią szczegółowo przepisy art. 43 Ustawy o ubezpieczeniach i nie ma w nich mowy o statusie prawnym pojazdu poza sytuacją, kiedy kierujący wszedł w posiadanie pojazdu nielegalnie (np. kradzież).
To w końcu można "wracać na kołach", czy nie można?
Głównym zagadnieniem jest tu zapewnienie handlarza, że można wracać na kołach autem niezarejestrowanym. Jest ono zgodne z prawdą, ale niezgodne z prawem. Z kolei ryzyko zatrzymania jest niskie, a polisa OC eliminuje zagrożenie w razie, gdyby coś się stało.
Jeśli więc podejmiecie decyzję o powrocie niezarejestrowanym autem do domu po zakupie, to rozsądne jest wykupienie OC na auto z ważnym badaniem technicznym. Gorzej, gdyby wracać na kołach autem bez OC lub bez zerowego badania technicznego w Polsce.
Na tę chwilę nie wiadomo, jak będzie wyglądało w przyszłym roku egzekwowanie przepisów Kodeksu wykroczeń, dotyczących poruszania się pojazdem niedopuszczonym do ruchu. Kar rzędu 30 tys. zł raczej spodziewać się nie należy, ale minimalne 1000 zł już może się nie kalkulować, a bardziej może opłacać się już np. wynajęcie lawety.
Jak to zrobić legalnie?
Można wynająć wspomnianą lawetę i przywieźć auto do domu lub zarejestrować je przed odebraniem od handlarza. Mają to ułatwić przepisy, które dają możliwość zarejestrowania pojazdu w wydziale komunikacji właściwym dla miejsca zakupu. Pewnie nikt z nich korzystał nie będzie w przypadku zakupu auta, bo raczej mało prawdopodobne jest, by czekał kilka tygodni na swoją kolej w urzędzie, a auto przez ten czas stało u handlarza.
Problem w tym, że nawet pojazd przywieziony na lawecie musi czekać kilka tygodni na rejestrację i będzie kusił, żeby nim pojeździć. W przyszłym roku pewnie trochę mniej.
Idealnie byłoby, gdyby importerzy rejestrowali auta sprowadzone, ale to nie jest w ich interesie. Musieliby to robić wszyscy, a to wiąże się nie tylko z samą rejestracją, która obecnie jest bardzo kłopotliwa dla takiej osoby, lecz także z kosztami zakupu polisy OC. Auta by podrożały, a to z kolei nie jest w interesie kupujących.