Można było zlikwidować absurdalny przepis o pierwszeństwie pieszych, ale być może zabrakło odwagi [OPINIA]
05.09.2022 06:16, aktual.: 13.03.2023 15:53
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wraz z nowelizacją kodeksu drogowego była okazja do zlikwidowania wreszcie absurdalnego i sprzecznego z innymi przepisami art. 26.2. Niestety, tego się nikt nie dopatrzył albo... zabrakło odwagi.
Chodzi o następujący przepis ustawy Prawo o ruchu drogowym:
Art. 26.2. Kierujący pojazdem, który skręca w drogę poprzeczną, jest obowiązany ustąpić pierwszeństwa pieszemu przechodzącemu na skrzyżowaniu przez jezdnię drogi, na którą wjeżdża.
Co w tym absurdalnego czy sprzecznego? Najpierw wyjaśnijmy precyzyjnie, o jakie zachowanie chodzi.
Popatrzcie na zdjęcie powyżej. Pojazd porusza się drogą, na której go widać i kierujący zamierza skręcić w drogę poprzeczną. Pieszy na skrzyżowaniu przez tę drogę przechodzi i ma na niej pierwszeństwo, dokładnie w tym miejscu. Gdyby pojazd jechał z przeciwnego kierunku i wjeżdżał w tę samą drogę w takiej sytuacji, jego kierowca też musiałby ustąpić pieszemu. Tak działa ten przepis. A teraz przejdźmy do sprzeczności i niejasności, a nawet absurdów.
Pieszy prawidłowo przechodzi przez jezdnię, ponieważ zezwala mu na to art. 13.2. Nie łamie przepisów, nawet gdyby niedaleko na tej samej drodze znajdywało się przejście dla pieszych. Odległość od przejścia nie ma znaczenia, jeśli pieszy korzysta ze skrzyżowania. Nieco dalej w tym samym artykule jest też wyjaśnienie, jak ma się zachować pieszy.
Art. 13.3. "Przechodzenie przez jezdnię poza przejściem dla pieszych, o którym mowa w ust. 2, jest dozwolone tylko pod warunkiem, że nie spowoduje zagrożenia bezpieczeństwa ruchu lub utrudnienia ruchu pojazdów. Pieszy jest obowiązany ustąpić pierwszeństwa pojazdom i do przeciwległej krawędzi jezdni iść drogą najkrótszą, prostopadle do osi jezdni".
Czy zwróciliście uwagę na fragment "Pieszy jest obowiązany ustąpić pierwszeństwa pojazdom"? Więc jak się to ma to art. 26.2? To nic innego jak sprzeczność przepisów. To teraz przejdźmy do niejasności.
Czym jest droga poprzeczna? Tego przepisy nie definiują, ponieważ definicja wydaje się być oczywista. W internecie znalazłem następującą: "Drogę poprzeczną określa się mianem drogi, która jest przecięta przez drogę, którą aktualnie się poruszamy (lub też odchodzi od niej)". Jeśli więc zmieniamy kierunek jazdy, zjeżdżając z jednej drogi na inną, to wykonujemy skręt w drogę poprzeczną.
Kłopot w tym, że przeglądając internet, podręczniki czy choćby testy na prawo jazdy, wszystkie obrazki dołożone do pytań czy przykładów pokazują sytuację, kiedy kierujący pojazdem skręca w drogę równorzędną lub bez pierwszeństwa i to na takich drogach znajduje się pieszy. To może wprowadzać osoby zainteresowane tematem w błąd, ponieważ drogą poprzeczną jest również droga z pierwszeństwem.
Zatem dla kierującego jadącego tzw. drogą podporządkowaną, który dojeżdża do skrzyżowania z drogą z pierwszeństwem również i ona jest drogą poprzeczną. Podsumowując, pieszy ma zawsze pierwszeństwo na skrzyżowaniu, jeśli przechodzi przez jezdnię drogi, na którą skręca pojazd z innej drogi.
Jest jeszcze jedna nieścisłość, bo pieszy może korzystać z pierwszeństwa na skrzyżowaniu na drodze poprzecznej, ale w jakiej odległości od tej drugiej drogi poprzecznej? Czy pieszy widoczny na zdjęciach nie idąc po linii chodnika (nieokreślonym do 20 września przejściem sugerowanym), ma jeszcze pierwszeństwo, czy tak naprawdę już nie ma, bo znajduje się kilka metrów od chodnika? A gdyby chodnika tu nie było?
Na koniec zostawiłem absurd. Właściwie nie wiadomo, co pomysłodawca komentowanego przepisu miał na myśli, dając pierwszeństwo pieszemu poza przejściem dla pieszych akurat na skrzyżowaniu (kiedy nie ma pierwszeństwa poza skrzyżowaniem), czyli w miejscu, gdzie kierujący pojazdami muszą zachować szczególną ostrożność, ustępować pierwszeństwa innym pojazdom oraz skręcają, więc obszar ich widzenia jest w pewnym stopniu ograniczony.
Co więcej, wykonując manewr skrętu w prawo, widoczny na wyżej umieszczonym zdjęciu, kierujący może mieć pieszego w swoim martwym polu, jeśli ten wychodzi na drogę z tego samego kierunku, z którego on nadjeżdża.
Natomiast kierujący skręcający z naprzeciwka w tę drogę, czyli w lewo, musi ustąpić pierwszeństwa pojazdom jadącym z drugiego kierunku i często później dynamicznie rusza, aby sprawnie przejechać przed kolejnymi uczestnikami ruchu. Może być też tak, że podczas skrętu zauważy pieszego, który akurat wchodzi na jezdnię drogi, w którą skręca. Wtedy kierujący się zatrzyma, by go przepuścić, co w pewnych warunkach powoduje blokowanie ruchu na drodze, z której skręca.
Autorzy pracy pt. "Sugerowane przejścia dla pieszych – stan wiedzy i aspekty praktyczne", którą już cytowałem w jednym z poprzednich artykułów o przejściach sugerowanych, zauważają jeszcze jedną sprzeczność, by nie powiedzieć absurd.
"Kierujący pojazdem skręcającym z drogi głównej w drogę podporządkowaną, zgodnie z powyższym przepisem (art. 26.2. – przyp. red.), musi ustąpić pierwszeństwa pieszemu, który przechodzi przez tę drogę. Nie ma tu znaczenia, czy robi to, korzystając z przejścia dla pieszych, sugerowanego przejścia dla pieszych, czy bez jakiejkolwiek formy rozwiązań przyjaznych pieszym. Natomiast takiego samego obowiązku nie ma w relacji pomiędzy kierowcą pojazdu wyjeżdżającego z drogi podporządkowanej i pieszym przez nią przechodzącym. W tej sytuacji to pojazd ma pierwszeństwo. Nietrudno zauważyć, że w jednym punkcie uzyskujemy dwie absolutnie sprzeczne regulacje, a sytuacja pieszego uzależniona jest od kierunku, z którego nadjeżdża pojazd" – czytamy w opracowaniu, odnosząc się do zamieszczonej grafiki, podobnej do moich zdjęć.
Mówiąc wprost, przepisem z art. 26.2 ustawodawca dał pierwszeństwo pieszemu przed pojazdami wykonującymi manewr skrętu, których kierowcy mają ograniczone pole widzenia i które – zgodnie z przepisami – muszą lub nie muszą ustępować innym pojazdom, zależnie od rodzaju dróg. Natomiast nie dał pierwszeństwa pieszemu przed pojazdem, który jedzie na wprost, jego kierujący ma nieograniczone pole widzenia i dojeżdżając do miejsca, w którym pieszy przechodzi, i tak zwalnia, a nierzadko zatrzymuje pojazd, niezależnie od tego, czy pieszy w tym miejscu pojawi się, czy nie. Tak jak na zdjęciach poniżej.
Z punktu widzenia pieszego wygląda to tak, że ma pierwszeństwo przed kierującymi, którzy stwarzają dla niego większe zagrożenie, a nie ma przed tymi, którzy stwarzają zagrożenie znacznie mniejsze. Sam pieszy w miejscu, w którym nie ma przejścia (czyli tam, gdzie co do zasady nie ma pierwszeństwa) w praktyce może mieć lub nie mieć pierwszeństwa, zależnie od kierunku, z jakiego nadjeżdża pojazd.
A to jeszcze nie koniec absurdów
Omawiany przepis stwarza zagrożenie dla pieszych, więc jak sobie z tym poradzono? Autorzy wspomnianej pracy piszą: "[...] trudno się dziwić zarządzającym ruchem, że dla unormowania tej sprzeczności na wlotach podporządkowanych umieszczali oznakowane przejścia dla pieszych, nawet jeżeli nie przemawiała za tym struktura ruchowa czy inne aspekty".
Z tego też powodu, pomimo iż co do zasady przejścia w miastach powinny być umieszczane na drogach podstawowych, z pierwszeństwem, to dziś na niemal każdym takim skrzyżowaniu, gdzie technicznie pieszy może przejść przez drogę poprzeczną, pojawiło się przejście dla pieszych.
Była okazja, ale jej nie wykorzystano
W takich miejscach jak omawiane, pieszy powinien korzystać z przejścia sugerowanego, bo do tego zostały one stworzone i dokładnie takie są na bardzo rzadko uczęszczanych drogach miejskich. Z infrastruktury mogłyby zniknąć tysiące niepotrzebnych przejść dla pieszych, których utrzymanie kosztuje, a przynajmniej nie pojawiałyby się nowe.
Niestety, powstają i będą powstawać, bo zarządcy dróg nie mają wyjścia, skoro pozostawiono tak absurdalny przepis. Można było to załatwić wykreśleniem ust. 2 w nowelizacji Ustawy z 5 sierpnia 2022 r. o zmianie ustawy o Rządowym Funduszu Rozwoju Dróg oraz niektórych innych ustaw, która zacznie obowiązywać od 21 września.
Natomiast jestem w stanie zrozumieć, stawiając się w roli ustawodawcy, takie zaniechanie. Znów trzeba by przeprowadzić kampanię na szeroką skalę, jak to miało miejsce ze zmianą przepisów w kwestii "pieszego wchodzącego" i znów byłyby głosy za i przeciw – tych, którzy stawiają na rozsądek i tych, którzy wszystko regulowaliby zakazami, nakazami i karami.