Mitsubishi ASX po liftingu niedługo na drogach. Mocniejszy silnik, ogólny przepis bez zmian
Kiedy masz w ofercie samochód, który po 10 latach od swojej premiery dalej sprzedaje się całkiem nieźle, nie wywracasz jego koncepcji do góry nogami. Japończycy doskonale znają tę zasadę i wykorzystali ją przypadku kolejnego liftingu Mitsubishi ASX.
Kolejnego, bowiem ASX doczekał się odświeżenia już w 2013 i 2016 roku. Te posunięcia pozwalały mu dalej być mniej lub bardziej konkurencyjnym w dynamicznym segmencie kompaktowych SUV-ów. 25 proc. produkcji trafia do Europy, a mniej więcej co trzeci samochód wyjeżdżający z salonu Mitsubishi to właśnie ASX. Tak przynajmniej sytuacja prezentowała się od co najmniej kilku lat, z drobnym spadkiem w 2018 roku.
Zmiany są widoczne od razu – to przede wszystkim wymiana wszystkich elementów nadwozia przed przednią szybą. Nowemu ASX-owi bliżej już do Eclipse Crossa czy chociażby Outlandera. Pas przedni jest ewolucją linii "Dynamicznej Tarczy" – projektu, który rozwijany jest od kilku lat. Zainstalowano w końcu w pełne oświetlenie LED-owe. Całość prezentuje się przyjemnie dla oka, zwłaszcza w czerwonym kolorze Red Diamond, a tylko w przypadku tylnej części auta można się domyślać, że to ten sam ASX sprzed lat.
Producent twierdzi, że w kabinie znalazły się nowe materiały tapicerek (zarówno materiałowej i skórzanej), choć nie są to różnice zmieniające zasady gry w segmencie. Fotele dalej zamontowane są wysoko, może nawet aż za bardzo, a ich siedziska są krótkie. Zmodyfikowano też panel klimatyzacji oraz powiększono ekran systemu multimedialnego o jeden cal.
Ten element bardzo mi się podoba – ośmiocalowy ekran jest matowy, przez co nie zbiera odcisków palców. Przyciski na ekranie są duże, dzięki czemu nie trzeba się skupiać na elektronice podczas jazdy. No i najważniejsze – nawigacja jest czytelna i dostarczana przez firmę TomTom.
W podwoziu nie wprowadzono znaczących zmian, ale już pod maską – owszem. W ofercie nie ma już silnika 1,6, który generował 115 koni mechanicznych. Teraz ASX napędzany jest przez dwulitrową, wolnossącą jednostkę benzynową o mocy 150 koni. To uznana na rynku konstrukcja, znana chociażby z Outlandera.
150 koni brzmi całkiem nieźle, zwłaszcza, że ASX waży od 1300 do 1470 kg. Zmiana silnika pozwala ciągnąć przyczepę o wadze 1300 kg. O ile jeszcze w przypadku przekładni manualnej mówimy o przyspieszeniu do setki w 10 sekund, tak z automatem CVT i napędem na cztery koła zajmie to ok. 12 sekund. Wyniki nie porywają, ale codzienna eksploatacja jest bezproblemowa. Zwłaszcza, że skrzynia CVT stara się jak może w imitacji tradycyjnych 6 biegów i wychodzi jej to całkiem nieźle.
No właśnie – do ASX-a powrócił napęd na 4 koła. To prosta konstrukcja oparta na elektronicznie sterowanym sprzęgle, które o podziale mocy decyduje dzięki czujnikom otwarcia przepustnicy czy prędkości pojazdu. W trybie automatycznym 98 proc. momentu trafia na przednią oś, w razie potrzeby na tył trafia 50 proc. mocy. Można powiedzieć – rynkowy standard.
Na razie nie wiadomo jak zostanie wyceniony nowy ASX – negocjacje trwają. Można jednak przypuszczać, że jego ceny nie wzrosną znacząco. Lifting nie jest może spektakularny pod względem technologii, ale odświeża auto z zewnątrz w znaczący sposób. Kompaktowy SUV poradzi sobie jeszcze przez 3 lata. Kolejnego liftingu prawdopodobnie nie będzie – wiadomo, że Mitsubishi pracuje już nad kolejną generacją.