Test: Lamborghini Sián FKP 37 z klocków lego: 50 odcieni zielonego
Radość z poprawnie złożonej przekładni, rozpacz przy montowaniu przednich świateł, strach przed zgubieniem klocka i duma, gdy liczący ponad 3,5 tys. elementów Lamborghini Sián z lego w końcu staje na półce. Jeśli myśleliście, że składanie klocków nie obfituje w emocje, ten zestaw udowodni wam coś innego.
Po wprowadzeniu na rynek nieco dziwnego zestawu (przynajmniej z wyglądu) z Porsche 911 i olśniewającego Bugatti Chirona, przyszedł czas na niezwykłe auto od Lamborghini. Niezwykłe, gdyż to pierwsza hybryda w dorobku włoskiej marki, a dopisek FKP 37 jest uhonorowaniem zmarłego Ferdinanda Piecha, który dowodził grupą VAG przez wiele lat. Sián robił niebywałe wrażenie na zwiedzających salon samochodowy we Frankfurcie, a jego kształty niemal idealnie nadawały się do odtworzenia w świecie klocków lego.
Zwracam jednak uwagę, że w wypadku flagowego zestawu duńskiej marki, mierzącego ok. 60 cm długości, chodzi o to jak przede wszystkim wygląda na półce. Dokładność pracy jego elementów jest nieco mniejsza. Zapamiętajcie to, zwłaszcza w kontekście przekładni o której napiszę później.
Sián robi wrażenie już samym pudełkiem. Waży ponad 5 kg i jego grafika u góry przypomina maskę prawdziwego auta. Z boku z kolei mamy zarys tylnych świateł i rur wydechowych. To nie koniec niespodzianek – po otwarciu kolejne 6 pudełek układa się w kształt pokrywy silnika. Biorąc pod uwagę, że w ostatnim z nich znajdziemy tylko koła, oznacza to, że w jednym boksie mamy ponad 700 elementów. Średnio na każdy z nich straciłem ok. 4 godziny bez większego pośpiechu (choć czym bliżej do końca, tym zabierałem się do pracy z mniejszym entuzjazmem. Ten model potrafi zmęczyć).
W każdym boksie części są popakowane wg. rozmiarów, więc łatwo można przygotować miejsce pracy. Zaczynamy od tylnego zawieszenia, po czym przechodzimy do samej przekładni. Seria technic wspaniale pokazuje, jak działają dyferencjały, przełożenia i inne proste, mechaniczne elementy. Nie inaczej jest tutaj. Rozbudowana przekładnia ma 3 biegi (wybierane normalnie, z drążka w kabinie), choć szkoda, że zabudowa silnika sprawia, że nie widzimy w całości ruszających się tłoków. Mimo to, składanie jednostki V12 jest świetnym doświadczeniem.
Co tak naprawdę potrafi Sián? Mamy niezależne zawieszenie, działający układ kierowniczy, podnoszone drzwi oraz spoiler (z kabiny), otwierany bagażnik, zdejmowaną (nie unoszoną, a demontowaną) klapę silnika oraz indywidualny numer zestawu pozwalający nam pobrać tapety czy grafiki ze strony z ograniczonym dostępem.
W sieci pojawiają się informacje o źle złożonej przekładni, przez co Sián nie porusza kołami (wszak "spięte" są one na sztywno). Nie napotkałem takich problemów, choć instrukcja zestawu ma irytującą przypadłość: trzeba olbrzymią uwagę zwracać na listę klocków, jakie wykorzystuje się w danym kroku. Zdarzyło się, że strzałki wskazują tylko kilka z nich, a wykorzystania pozostałych trzeba się domyślać. Przy tak dużym i skomplikowanym modelu nie odbyło się bez kilkukrotnego cofania o kilka poziomów.
Cieszy fakt, że nie znajdziemy tutaj żadnych naklejek, a ewentualne grafiki są już naniesione na klocki. Lego jednak nie pokonało problemu odbarwienia elementów. O ile błotniki czy dach mają ten sam odcień, tak pomniejsze cegiełki składające się na zderzak czy spoiler różnią się od siebie i wyglądają po prostu źle. Boli to, tym bardziej że nie mówimy tu o tanim zestawie. 1650 zł to nie lada kwota, ale Sián przynosi radość nawet po złożeniu. Trzeba tylko zastanowić się nad gablotką, bo kurzy się niemiłosiernie.