Skandaliczne nagranie. Kolejny film i znów 300 km/h na liczniku
Po ostatnich wydarzeniach drogowych wydawało się, że wszelcy piraci drogowi uważający się za bohaterów "Szybkich i wściekłych", uspokoili swoje zapędy. Nic bardziej mylnego. W internecie pojawiło się kolejne nagranie, na którym kierowca przekracza 300 km/h na autostradzie, mijając przy tym inne pojazdy.
24.01.2024 | aktual.: 24.01.2024 16:37
To mogłaby być powtórka z 16 września 2023 r. Wówczas Sebastian M. znacznie przekraczają prędkość na autostradzie A1 swoim BMW m850i, wbił się w tył kii, którą podróżowała 3-osobowa rodzina. Niestety, cała trójka poniosła śmierć na miejscu, natomiast prawdopodobny sprawca, dzięki opieszałości policji, uciekł z kraju. Obecnie oczekuje na ekstradycję ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
W sytuacji, którą prezentuje poniższe nagranie, skończyło się na szczęście na przechwałkach. O filmie poinformował profil "Bandyta drogowy". Widać na nim, jak użytkownik o imieniu Bartek jedzie polską autostradą po zmroku ze znaczną prędkością. Chociaż widać w samochodzie napis "M8", na profilu można znaleźć informację, że mężczyzna jeździ M850i, czyli… takim samym modelem, którym kilka miesięcy temu rozbił się Sebastian M.
Z profilu można się także dowiedzieć, że samochód ma 800 KM i 1000 Nm. Wspomniany film zaczyna się, gdy licznik pokazuje niespełna 200 km/h. Już 19 sekund później BMW jedzie ponad 300 km/h. Kierowca nie przejmuje się przy tym mijanymi pojazdami. Mało tego, mruga nawet światłami drogowymi na auta, które są daleko przed nim, "ostrzegając" zapewne, że "jedzie władca szosy".
To niemal identyczna sytuacja do tej, z którą mieliśmy do czynienia 16 września. Ktoś postanawia w nocy jechać 300 km/h poganiając przy tym inne pojazdy "długimi" światłami. To zachowanie absolutnie niedopuszczalne i skrajnie nieodpowiedzialne, które mogło zakończyć się tragicznie.
Można tylko cieszyć się, że nagłówki gazet nie rozpisują o kolejnej tragedii i mieć nadzieję, że policja wkrótce trafi na trop pirata i go ukarze. Chociaż patrząc na to, jak skończyła się sytuacja słynnego "Froga", trudno nie oprzeć się wrażeniu, że podobni jemu naśladowcy mogą czuć się bezkarnie.